Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znaleziono ciała zaginionych górników. Cudu nie było... [WIDEO]

Paweł Szałankiewicz
Pomnik ofiar katastrofy w kopalni Wujek Ruch Śląsk z 2009 roku, od poniedziałku to także symbol kolejnej tragedii
Pomnik ofiar katastrofy w kopalni Wujek Ruch Śląsk z 2009 roku, od poniedziałku to także symbol kolejnej tragedii Arkadiusz Ławrywianiec
Katastrofa w Rudzie. To była najdłuższa akcja ratownicza w historii polskiego górnictwa. Trwała aż 59 dni

Po blisko dwóch miesiącach poszukiwań, w poniedziałek, około godz. 20.20 ratownikom udało się dotrzeć do ciał dwóch górników, z którymi nie było kontaktu od 18 kwietnia, czyli dnia, kiedy doszło do potężnego tąpnięcia w kopalni Wujek Ruch Śląsk. Była to najdłuższa akcja ratownicza w historii polskiego górnictwa. Niestety, co było już jasne od wielu dni, zakończyła się porażką...

Trudna akcja w kopalni Wujek. Wydobycie ciał górników potrwa kilka dni

Źródło: TVN24

- To bardzo smutna wiadomość, przekazujemy wyrazy współczucia rodzinom - powiedział Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego. - Ciała górników znajdują się w miejscu trudno dostępnym, nie ma pewności, w jakim czasie uda się je stamtąd wydostać. Ratownicy przeciskają się przez zawalone, osypujące się wyrobisko - dodał.

To był silny wstrząs
Dramat zaczął się w nocy 18 kwietnia. Wtedy to 16 minut po północy na Śląsku można było odczuć jeden z najsilniejszych wstrząsów w ciągu ostatnich lat. Jego siła wyniosła 4,2 w skali Richtera. Doszło do niego na poziomie 1050 metrów w kopalni Wujek Ruch Śląsk. Energia była tak silna, że spowodowała wypiętrzenie podłogi podziemnego chodnika aż pod sufit. Po drugiej stronie zostało uwięzionych dwóch górników. Reszta została szybko ewakuowana z zagrożonego rejonu.

Akcję ratowniczą podjęto już o godz. 2.10, kiedy okazało się, że dwóch górników nie zgłosiło się po tąpnięciu. Był to początek trwającej aż 59 dni akcji, najdłuższej i jednej z najtrudniejszych w historii polskiego górnictwa.

Ratownicy szybko dotarli do ok. 300-350 metrów od ściany. Gdzieś na odcinku między miejscem, do którego doszli, a ścianą znajdowali się poszukiwani górnicy. Jednak przebijać się dalej można było tylko, pracując ręcznie.

Szli po żywych
W początkowej fazie akcji nie można było użyć ciężkiego sprzętu ze względu na to, że poszukiwano żywych ludzi, a nikt nie chciał wtedy ryzykować niepotrzebnych działań, które mogły przyczynić się do ich śmierci. Stąd też ratownicy próbowali się przekopać ręcznie.

Jednak po kilkudziesięciu godzinach podjęto decyzję o tym, aby spróbować się tam dostać kombajnem. W tym samym czasie rozpoczęto przygotowania do przeprowadzenia odwiertu z powierzchni na głębokość 1050 metrów, by w ten sposób nawiązać kontakt z zaginionymi.

Odwiert prowadzony był równolegle z pracami kombajnu. Wiertnica drążyła przez kilkanaście dni i dopiero 5 maja udało się w końcu przebić do miejsca, gdzie zgodnie z oczekiwaniami znajdowała się pustka. Natychmiast spuszczono tam kamerę, jednak nie znaleziono górników. - Kamera pokazała obszar naokoło, ale widać było tylko pustkę - rozkładał wtedy bezradnie ręce Jaros.

Nadzieja gasła
Zdecydowano więc o przeprowadzeniu nasłuchu, który miał potrwać dwa dni, a trwał blisko tydzień.
I to również nie przyniosło żadnych efektów. Dodatkowo analiza składu powietrza z miejsca, do którego dotarło wiertło, nie była zbyt optymistyczna. Wykryto zwiększone stężenie metanu oraz zmniejszoną zawartość tlenu.

Mimo niezbyt optymistycznych przesłanek, zdecydowano o dalszym drążeniu przekopu przez kombajn, wiedząc przy tym, że zajmie to kolejne kilkanaście dni.

Do przecinki nr 4 udało się dotrzeć ratownikom 19 maja. W tym momencie prace bardzo mocno zwolniły ze względu na wiele utrudnień, m.in. przez podwyższoną zawartość metanu i korytarze zbyt ciasne dla kombajnu.

Ratownicy nie poddawali się jednak i nadal drążyli chodnik, by dostać się do kolejnej przecinki (nr 5), gdzie spodziewano się wreszcie odnaleźć zaginionych górników. Ratownicy dotarli tam 8 czerwca. - Odwiert wykonany w nocy pokazał jedynie rumosz - poinformował wtedy Wojciech Jaros. Ratownicy byli już bliżej niż dalej zaginionych górników.

Spodziewano się, że to już kwestia maksymalnie kilku dni, kiedy uda się ich odnaleźć. Ostatecznie udało się to zrobić w poniedziałek wieczorem.

Trzeba walczyć do końca
Jak podkreśla Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki (i ratownik górniczy), była to najdłuższa akcja ratownicza w polskim górnictwie, która pokazała, że niezależnie od wszystkiego należy iść na ratunek.

- Bo to ma kolosalne znaczenie dla ludzi pracujących pod ziemią. Oni chcą mieć pewność, że kiedy im się coś przydarzy, będą mogli liczyć na pomoc bez względu na to, jak długo będą musieli na to czekać - podsumowuje akcję ratowniczą Markowski.

Choć ratownicy dotarli już do ciał zaginionych górników, to nie wiadomo jeszcze, kiedy uda się je wydobyć. Ciała znajdują się bowiem w trudno dostępnym miejscu, ratownicy muszą przeciskać się przez zawalone, osypujące się wyrobisko. Do tego temperatura dochodzi do 30 stopni Celsjusza, a w powietrzu jest dużo metanu. Akcja ratownicza więc ciągle trwa...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski