Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znam prawdziwy smak chleba

Paulina Trofimiec
archiwum
Konkurs. Paulina Trofimiec otrzymała wyróżnienie w konkursie „Opowieść o chlebie” zorganizowanym przez piekarnię Buczek i „Dziennik Polski”. Na nasz konkurs wpłynęło ponad 300 prac. Publikujemy 16 najlepszych. Na naszych łamach będą się pojawiać do końca sierpnia.

Trywialny, szary dzień w Krakowie. Kolejny poniedziałek, który nagle przemienia się w piątek i kolejna sobota, która zupełnie niespodziewanie staje się niedzielą – rytmiczny trans codzienności. Czas przecieka przez palce: styczeń, luty, maj. Gdzieś zgubiłam marzec.

Najmniejszy szczegół potrafi wywołać falę niepohamowanych wspomnień, wyciągnąć mnie z mechanicznego, bezrefleksyjnego bytu. Zapach powietrza nad Wisłą, zupełnie taki jak nad Dunajem w Austrii, jesienny deszcz, który w swoim rytmie pasuje do tego, który nie pozwalał mi zasnąć latem i smak gruszki ze sklepu – marny substytut owoców zbieranych przy słonecznej słoweńskiej drodze.

Ubiegłego lata podróżowałam rowerem przez Europę i już potrafię czuć naprawdę. Już wiem, co to zmęczenie, co głód, znam prawdziwy smak zimnego mleka, sierpniowych brzoskwiń i czerstwego chleba.

Wiem, że drobne przyjemności, których mamy pod dostatkiem w domach, podczas podróży stają się niebiańską rozkoszą: ciepła woda, suchy śpiwór, zwietrzała herbata pita z plastikowego kubka, rozgotowany makaron z soczystymi pomidorami. Andrzej Bobkowski – wybitny prozaik dwudziestolecia międzywojennego – w swoim dzienniku z podróży rowerowej pisał:

„Siedziałem na rozgrzanym kamieniu, patrzyłem w niebo głaskany gorącym wiatrem, a po brodzie ciekł mi purpurowy sok zerwanych z krzaka winogron. Znowu nic nie myślałem – jadłem winogrona. Czułem swoją młodość, przeżyłem ją w tych kilku chwilach, tak że krew powinna była mi trysnąć ze wszystkich porów i pomieszać się z sokiem winogron. Złapałem życie, na moment, ale wyraźnie. To było wspaniałe”.

Gdy po tygodniu podróży dojechaliśmy do Austrii, najmniej sprzyjający wydał nam się brak piekarń. Backerei, u naszych zachodnich sąsiadów, przejęła rolę cukierni, w której nie kupi się nic prócz słodkich ciasteczek i torcików. W poszukiwaniu pieczywa wstąpiliśmy pewnego poranka, osiemdziesiąt kilometrów przed Wiedniem do wiejskiego sklepiku. Położony był pośród sterylnie uładzonych domków i z pieczołowitością geometry wypielęgnowanych żywopłotów. Cena jednej kajzerki: 1 euro. Musieliśmy zadowolić się jedynie wspomnieniem makaronu, którym delektowaliśmy się dzień wcześniej. Niebywale trudno jednak jest pokonywać kolejne kilometry bez odpowiedniego zapasu węglowodanów.

Zdobywanie pieczywa stało się więc jednym z podstawowych problemów podczas przeprawy przez krainę alpejską, przeciętą wpół malowniczą doliną Dunaju. Każdego dnia przemierzaliśmy ponad sto kilometrów, głównie wiejskimi drogami, omijając szerokim łukiem ruchliwe ulice i wielkie aglomeracje.

Austriacka prowincja urzekła nas swoją malowniczością. Ta arkadyjska kraina okazała się jednak wrogo nastawiona do naszych, wzmożonych przez intensywny wysiłek, potrzeb żywieniowych.

Godziny otwarcia sklepów i marketów są tam diametralnie różne od naszych polskich. Prowincjonalne, małe sklepiki otwarte są w dni powszednie maksymalnie do szesnastej, duże markety zaś do osiemnastej. Ileż więc razy wsiadaliśmy na rower ze ściśniętym żołądkiem i podróżowaliśmy z nieodpartym uczuciem głodu. Najmocniej w pamięci utkwiło mi jedno wydarzenie.

Ustaliliśmy sobie niebywale ambitny i wymagający plan. Codziennie pokonywaliśmy ponad sto kilometrów z całym wielbłądzim balastem przymocowanym do bagażników. Przez pierwsze dwa dni naszej podróży wypoczęte mięśnie pozwalały nam pokonywać dystans bardzo szybko – już wczesnym popołudniem szukaliśmy miejsca na rozbicie namiotu.

Po tygodniu jednak ból w zakwaszonych łydkach doskwierał przy każdym nacisku na korby roweru. Złą sytuację wzmagała dodatkowo konieczność przeprawiania się przez Karpaty, a następnie, po wkroczeniu w rejony przedalpejskie, coraz wyższe wzniesienia. Z dnia na dzień potrzebowaliśmy więcej czasu na pokonanie wyznaczonej przez nas samych trasy. Staraliśmy się robić zakupy, przejeżdżając przez większe miasta, które znajdowały się nie dalej niż trzydzieści kilometrów od miejsca planowanego noclegu. Jednak nie zawsze się to udawało ...

Poruszając się w stronę Alp, jechaliśmy słynną ścieżką nad Dunajem – Donauradweg. Zapatrzeni w cudowny krajobraz, zapomnieliśmy o jedzeniu. Z poprzedniego dnia zostały nam jedynie ogromny bochenek chleba i tania marmolada, która nie miała styczności z owocami.

Na pole namiotowe dojechaliśmy dziesięć minut przed osiemnastą i zostaliśmy powitani informacją, że najbliższy sklep oddalony jest o kilka kilometrów. Nie potrafimy zaginać czasoprzestrzeni. Byliśmy tak zmęczeni, że nie zmartwiliśmy się tym zbytnio – chcieliśmy po prostu odpocząć.

Rozbiliśmy namiot tuż nad brzegiem wzburzonego Dunaju. Deszcz, który towarzyszył nam przez kilka godzin, ustał. Mgła osiadła między pobliskimi wzgórzami i powoli robiło się zupełnie ciemno. Siedzieliśmy na macie przed namiotem, całkowicie zakryci, aby uchronić się od krwiożerczych komarów, wsłuchani w szum wody. Michał kroił czerstwy już chleb, a ja nakładałam na niego solidną porcję cukrowej marmolady.

Poczułam, jak Bobkowski, że krew powinna natychmiast trysnąć mi z porów i zmieszać się z pomarańczową mazią. Chciało mi się płakać ze szczęścia. Teraz musi wydawać się to zabawne i egzaltowane, lecz w tamtej chwili zrozumiałam, jak niewiele potrzebne jest do szczęścia: miejsce do wypoczynku oraz trochę chleba. Kto ma chleb, ten ma wszystko.

Trywialny, szary dzień w Krakowie. Wychodzę z uczelni na ulicy Gołębiej i kieruję się w stronę piekarni na Wiślnej. Pada zimny deszcz i nagle przed oczami staje mi pochmurna dolina Dunaju. Wchodzę do piekarni. Poproszę bułkę z makiem. Z chciwością zatapiam swoje zęby w świeżą bułkę i... potrafię to docenić. Tego nauczyłam się podczas miesięcznej przeprawy przez Stary Kontynent.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski