Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znikający lekarze dostali wypowiedzenia ze szpitala

Paweł Szeliga, Bożena Wojtas
78-letnia Małgorzata była aktywną emerytką. Chodziła w góry, jeździła na nartach, nigdy nie chorowała
78-letnia Małgorzata była aktywną emerytką. Chodziła w góry, jeździła na nartach, nigdy nie chorowała Paweł Miecznik
Śledztwo. W prokuraturze zeznali, że opuścili oddział przez złe samopoczucie

Dyrektor szpitala w Limanowej wręczył wczoraj wypowiedzenia 55-letniemu ordynatorowi oddziału intensywnej terapii i 35-letniemu anestezjologowi. Obaj krótko przed świętami zniknęli z oddziału, kiedy rodzina zmarłej tam pacjentki zaczęła podejrzewać, że opiekujący się nią lekarze są nietrzeźwi i zawiadomiła policję.

Policja szukała ich bezskutecznie przez 30 godzin. W Wigilię zgłosili się na komendę. Jak udało się nam ustalić w prokuraturze, która przesłuchała ich jako świadków, złożyli spójne wyjaśnienia. Twierdzili, że wyszli ze szpitala z powodu złego samopoczucia. O tym, że są poszukiwani, mieli nie wiedzieć, bo jednemu zepsuł się, a drugiemu rozładował telefon komórkowy.

Standardowe badanie krwi na obecność alkoholu, jakim ich poddano po tym jak się ,,odnaleźli" były praktycznie bezcelowe. Prokuratura zapowiada więc, że zleci dodatkowe ekspertyzy, które odpowiedzą na pytanie, czy powodem opuszczenia szpitala przez lekarzy była ich nietrzeźwość.

Znikający lekarze stracili pracę
Lekarze, 55-letni ordynator i 35-letni anestezjolog, wczoraj otrzymali wypowiedzenia. Tydzień temu wyszli z pracy w środku nocy, gdy do szpitala jechali policjanci wezwani przez rodzinę 78-letniej kobiety, która zmarła na intensywnej terapii. Jej bliscy sugerowali, że lekarze, którzy mieli ją ratować, byli pijani. Medycy tłumaczyli opuszczenie oddziału złym samopoczuciem.

Wczoraj znane były już wstępne wyniki sekcji zwłok zmarłej kobiety. Przyczyną zgonu okazały się obrażenia, jakich pacjentka doznała po upadku w domu.

78-letnia Małgorzata z Warszawy przed dziewięcioma laty kupiła dom w Kasince Małej, bo marzyła o spędzeniu emerytury w górach. 22 grudnia spadła ze schodów. Znalazła ją sąsiadka, która przyszła ze świątecznymi życzeniami. Gdy w szpitalu trwała walka o życie kobiety, jej rodzina jechała ze stolicy do Limanowej. Na miejscu była o godz. 1 w nocy. W gabinecie ordynatora bliscy 78-latki pytali o to, w jakim jest stanie.

- Ordynator siedział, lekarz anestezjolog stał obok i milczał - opowiada wnuczka kobiety Zofia Dąbrowska. - Szefowi oddziału zamykały się oczy, jak osobie, która jest pod wpływem alkoholu. Chciał nas zbyć, sugerował, żebyśmy przyszli o godzinie dziesiątej, bo to nie jest czas odwiedzin. W końcu oznajmił, że babcia jest w stanie krytycznym. Robił się agresywny, więc nie zadawaliśmy pytań, żeby go nie drażnić.

Już w gabinecie ordynatora bliscy pani Małgorzaty zaczęli podejrzewać, że lekarze są pod wpływem alkoholu. Nabrali pewności, gdy pielęgniarka wprowadziła ich na salę, na której leżeli pacjenci. Stanęli przy łóżku, na którym leżało ciało przykryte prześcieradłem. Wypatrywali pani Małgorzaty, ale jej nie znaleźli. W końcu wnuczka zajrzała pod prześcieradło i zobaczyła kobietę podobną do babci. Pielęgniarka oznajmiła, że 78-latka nie żyje od ponad dwóch godzin.

Gdy rodzina zadzwoniła na policję, sugerując, że lekarze są nietrzeźwi, medycy opuścili oddział. Przez kolejne 30 godzin szukali ich policjanci. W końcu w wigilijny wieczór sami zgłosili się na policję, gdzie pobrano im krew do badań na zawartość alkoholu.

- Po tak długim czasie to badanie nie ma sensu - uważa prof. Małgorzata Kłys, kierownik Pracowni Toksykologii Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie. - Należało je wykonać do sześciu godzin po zdarzeniu, by ustalić, czy mężczyźni byli pod wpływem alkoholu.
Przesłuchani przez prokuratora lekarze zaprzeczyli, by podczas dyżuru pili alkohol. Nagłe opuszczenie miejsca pracy tłumaczyli złym samopoczuciem. Nieoficjalnie ustaliliśmy, że mężczyźni przedstawili spójną wersję wydarzeń. Mieli twierdzić, że telefon jednego z nich zepsuł się, a komórka drugiego była rozładowana. Z tego powodu ordynator i jego zastępca mieli nie być świadomi faktu, że są poszukiwani. Mężczyźni mają na razie status świadków. Po przesłuchaniu zostali zwolnieni.

- Powołamy biegłych, którzy ustalą, czy czynności podjęte przez lekarzy wobec pacjentki były prawidłowe - zapowiada Mirosław Kazana, prokurator rejonowy w Limanowej. Nie wyklucza, że wraz z postępami śledztwa ich rola procesowa może ulec zmianie. Przesłuchano już dwóch innych lekarzy z oddziału i kilka pielęgniarek. Treści ich zeznań prokuratura jednak nie ujawnia.

Na sytuację zareagował samorząd lekarski. Prof. Andrzej Matyja, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Krakowie poprosił dr. Wojciecha Serednickiego, konsultanta wojewódzkiego ds. anestezjologii i intensywnej terapii, by ten pojechał do Limanowej. Zjawił się tam w Wigilię, ale nie miał łatwego zadania. Część dokumentacji medycznej była już bowiem w rękach policji, a miejsce pobytu lekarzy wciąż było nieznane.

- Podczas przeszło dwudziestu lat pracy nie spotkałem się z podobnym zdarzeniem - przyznaje dr Serednicki. - Nie znajduję racjonalnych przyczyn, tłumaczących zachowanie tych lekarzy.

Konsultant z Krakowa podkreśla jednak, że postępowanie medyków wobec pacjentki wydaje się być prawidłowe. Kobieta była reanimowana najpierw w SOR, a potem na oddziale intensywnej terapii. Konsultowano jej przypadek z neurochirurgami z Krakowa. Była w ciężkim stanie, miała m.in. złamanie podstawy czaszki i krwiaki śródmózgowe. Sekcja zwłok potwierdziła, że zmarła w wyniku urazu czaszkowo-mózgowego, który mógł powstać w wyniku upadku ze schodów.

Dyrektor szpitala Marcin Radzięta wręczył wczoraj obu lekarzom wypowiedzenia z pracy. Starosta limanowski Jan Puchała, któremu podlega szpital, zażądał też od dyrektora raportu na temat tego, co stało się w placówce. Oczekuje go do 8 stycznia.

Tymczasem limanowanie chwalą oddział, kierowany przez zwolnionego ordynatora. Tego samego dnia, co pani Małgorzata, trafił tam 56-latek, który uległ wypadkowi w zakładzie pracy. - Był poważnie ranny i zmarł - mówi teść mężczyzny pan Krzysztof. - Personel dołożył wszelkich starań, by go ratować. O jego stanie byliśmy na bieżąco informowani.

Prokuratura zleciła dodatkowe badania, by ustalić, czy lekarze, którzy zniknęli ze szpitala w Limanowej po śmierci pacjentki, zajmując się nią, byli pod wpływem alkoholu.
Współpraca (BAN)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski