Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znów wiem, że muzyką można się pobawić

Rozmawiał Paweł Gzyl
Zbigniew Wodecki przeżywa swą drugą młodość artystyczną
Zbigniew Wodecki przeżywa swą drugą młodość artystyczną fot. Anna Kaczmarz
Rozmowa. Zbigniew Wodecki mówi o płycie „1976: A Space Odyssey”, nagranej z Mitch & Mitch.

– Panie Zbyszku: młodzież za Panem szaleje. Co się stało?

– Sam jestem zaskoczony. Najbardziej zdziwiła mnie propozycja od metalowców z Ex Libris. Załapałam się na swoich skrzypcach elektrycznych do jednego z ich nagrań. I zagrałem, jak chcieli – metalowo! Powstała fajna rzecz, bo ich muzyka nie polega tylko na huku, ale jest tam coś pod nogę.

– Teraz wszyscy zachwycają się Pana nagraniem z formacją Albo Inaczej.

– To z kolei big-band złożony z młodych, ale świetnych instrumentalistów po akademii muzycznej. Przygotowali pomysłowe aranże – i dla mnie to była wielka radość zagrać z nimi. To było wręcz misterium – kiedy wystąpiliśmy w Teatrze Dramatycznym, usunięto krzesełka i wszyscy śpiewali i tańczyli razem z nami.

– Pierwsi byli jednak Mitch & Mitch, z którymi wystąpił Pan dwa lata temu na OFF Festivalu w Katowicach.

– Byłem wtedy w takim szoku, że niewiele z tego występu pamiętam. Przypominam sobie jedynie, że nie daliśmy plamy, bo kiedy skończyliśmy, ludzie wołali o więcej. To był festiwal rockowy – czyli wielkie głośniki po obu stronach sceny i taki łomot, że ludzie nie mogą rozmawiać, bo nie słyszą się nawzajem. A tutaj wychodzimy na scenę – i śpiewamy piosenki sprzed czterdziestu lat, które Macio Moretti z Mitch & Mitch wyciągnął z lamusa, które mają ładne melodie śpiewane na głosy.

– Jak Pan zareagował, kiedy zgłosił się z propozycją przypomnienia Pana debiutanckiej płyty z 1976 roku?

– Początkowo byłem przerażony, kiedy pojawił się u mnie z tą propozycją. Pomyślałem wtedy: „Rany boskie, jak to się obroni?”. Przecież to utwory balladowe, orkiestrowe, w stylu Burta Bacharacha. Żeby je zagrać, trzeba było jednak coś umieć. No i okazało się, że Macio to taki polski Frank Zappa – czyli wszechstronny muzyk, który potrafi wykonać wszystko i emanuje przy tym niesamowitym luzem. Dlatego od niego nauczyłem się znowu czegoś, co trochę już zapomniałem – że muzyką można się bawić. A ostatecznym efektem naszej współpracy jest właśnie wydana płyta – „1976: A Space Odyssey”.

– Jak Pan wspomina realizację tej swojej pierwszej płyty?

– W moim życiu artystycznym nic nigdy nie zrodziło się z mojej inicjatywy. Albo ktoś coś kazał mi zrobić, albo proponował jakiś projekt. Tak też było w przypadku tej pierwszej płyty. Kiedy grałem z Ewą Demarczyk w krakowskiej Piwnicy pod Baranami, poznałem tam Wojtka Trzcińskiego. Przyjechał z Warszawy z jakąś dziewczyną, która pięknie śpiewała poezję, a on grał jej na gitarze z nylonowymi strunami. Okazało się, że to fajny muzykant – więc się zakolegowaliśmy. Kiedy potem został dyrektorem Polskich Nagrań, zadzwonił do mnie i mówi: „Zbyszek, nagrajmy płytę!”. Pomyślałem: „Co mi szkodzi?”.

– Album nie odniósł jednak wtedy wielkiego sukcesu.

– To prawda. Płyta została nagrana – i szybko popadła w zapomnienie, bo wtedy inna muzyka była modna. A ja, z Krakowa, muzyczny intelektualista, wychowany w Piwnicy pod Baranami – zupełnie do tego nie pasowałem.

– A jak to się stało, że Pan, klasyczny skrzypek, został piosenkarzem?

– Kiedyś zmontowałem z kolegami zespół i pojechaliśmy nad morze zarabiać w knajpach. Trafiliśmy do restauracji Parkowa w Świnoujściu – i tam graliśmy na dancingach. Ponieważ nikt się nie wyrywał do mikrofonu, musiałem zacząć śpiewać. To były ówczesne szlagiery: „Everybody Love Somebody” i „Delilah”. Ponieważ graliśmy do rana, kumple wpadali do nas napić się wódki, bo wszystko było już pozamykane, tylko nie Parkowa. Pewnego razu był wśród nich Andrzej Wasilewski. Ponieważ robił w telewizyjnej Dwójce program „Wieczór bez gwiazdy”, zaprosił mnie, aby wykonać w nim kilka piosenek. Zaśpiewałem coś Bacharacha, coś własnego, zagrałem na skrzypcach, trąbce i fortepianie. I tak zostałem piosenkarzem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski