Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znów zostawią na lodowisku serca

Rozmawiał Jerzy Zaborski
34-letni obrońca Jerzy Gabryś (z prawej) potrafi być skuteczny także pod bramką rywali
34-letni obrońca Jerzy Gabryś (z prawej) potrafi być skuteczny także pod bramką rywali fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa. - Po tych wygranych jesteśmy jeszcze mocniejsi psychicznie - mówi Jerzy Gabryś, kapitan hokeistów Unii Oświęcim.

- W środę, w czwartym meczu z Podhalem, zdobył Pan dwa gole, więc w dużej mierze to właśnie dzięki Panu wygraliście 4:3, wyrównując stan ćwierćfinałowej rywalizacji na 2:2. O tym, kto awansuje, przekonamy się zatem jutro.

- Dobrze, że pierwsze trafienie zaliczyłem po dwóch ciosach, które otrzymaliśmy od rywali w ciągu 91 sekund. Kolejne oznaczało remis 3:3, więc na ostatnią odsłonę wychodziliśmy już w dobrych nastrojach.

- Po pierwszych dwóch porażkach niewiele osób dawało wam szansę na to, że możecie doprowadzić do piątego spotkania. Skąd taka metamorfoza Unii?

- Na pierwsze mecze do Nowego Targu pojechaliśmy jakoś dziwnie przestraszeni. W dodatku mecze nie układały się po naszej myśli. Powiedzmy sobie szczerze - dla wielu naszych młodych zawodników są to pierwsze play-offy, a tutaj należy wręcz wydzierać zwycięstwa rywalom. Wydaje mi się, że takie mecze, jak te dwa ostatnie w Oświęcimiu, kiedy musieliśmy odrabiać dwubramkowe straty, tylko jeszcze bardziej wzmocniły nas psychicznie.

- Jak się motywowaliście na występy przed własną publicznością?

- Powiedzieliśmy sobie, że musimy podjąć walkę z bardziej doświadczonym rywalem i spróbować pokonać go jego własną bronią, czyli charakterem. Na bandach walczyli nawet ci zawodnicy, którzy w lidze mniej w tym elemencie byli widoczni, więc widać, że wszyscy pojęli, o co chodzi. Poza tym, nie chcieliśmy zostać zapamiętani przez kibiców jako ci, którzy dali się rozjechać przeciwnikom.

- Które z tych spotkań było trudniejsze?

- Nie można ich porównywać. Pierwszy mecz wygraliśmy karnymi, doprowadzając do dogrywki w ostatniej minucie. W drugim też nie było łatwo, choć zwyciężyliśmy w regulaminowym czasie. Taki jest jednak play-off, że mecze kończą się różnicą jednej, czasem dwóch bramek. To nic, że pierwsze dwa w Nowym Targu przegraliśmy zdecydowanie. Teraz to nie ma żadnego znaczenia. Na tym etapie rozgrywek gra się na zwycięstwa, a u nas sytuacja wróciła do punktu wyjścia. Wreszcie mamy też trochę szczęścia, które wcześniej jakoś nas nie rozpieszczało.

- Do tego w końcu zaczęliście wykorzystywać liczebne przewagi.

- Na treningach dużo nad tym pracujemy. Coś w tym elemencie zaskoczyło, jednak zawsze najlepsze są najprostsze rozwiązania. Wypaliłem, bo co jak co, ale to akurat potrafię. Krążek zatrzepotał w siatce, więc czego jeszcze chcieć?

- W sezonie zasadniczym nie trafiał Pan jednak zbyt często.

- To prawda, ale stwierdziłem wtedy, że skuteczność, amunicję trzymam na najważniejsze mecze. Jak to się mówi - słowo się rzekło.

- W końcówce czwartego spotkania karami naraziliście się na nerwówkę. Trzeba się było bronić w podwójnym osłabieniu.

- Emocje były tak ogromne, że faule czy pewne niedociągnięcia wynikały z ferworu walki. Lubomir Vosatko dostał karę za przypadkowe wystrzelenie krążka poza taflę z własnej tercji obronnej. Nie można mieć o to do nikogo pretensji.

- Zgadza się Pan z opinią, że Unia zmieniła styl gry?

- Wreszcie zaczęliśmy strzelać na bramkę rywali, nie tylko w równowadze, ale także w przewagach. Wcześniej jeździliśmy tylko po łukach, w nieskończoność rozgrywając krążek.

- W Oświęcimiu poniósł was doping publiczności, którego jutro w Nowym Targu jednak zabraknie. Jak Pan może podbudować kolegów?

- Jeśli zostawimy serce na lodzie to, bez względu na wynik, nikt nie będzie miał do nas pretensji.

Są źle traktowani?

W Nowym Targu są trochę zaskoczeni, że o tym, kto z małopolskiego ćwierćfinału awansuje do strefy medalowej, zadecyduje piąte, jutrzejsze spotkanie.

Co ciekawe, w obu meczach w Oświęcimiu to nowotarżanie byli bliżsi zwycięstwa, a przecież dotąd mówiło się o ich góralskim charakterze, którym często przeciągali zwycięstwa na swoją stronę...

- Kiedy mamy dwubramkową zaliczkę, nie możemy sobie pozwolić na momenty dekoncentracji - uważa Marek Ziętara, trener „Szarotek”. - W play-off każdy przeciwnik będzie walczył do upadłego. Wierzę jednak, że wciąż to mój zespół ma więcej atutów, które powinien wykorzystać - dodaje.

W środę w Podhalu zabrakło Mateusza Michalskiego. Przyjechał do Oświęcimia, ale okazało się, że miał kłopoty z krwotokiem z nosa. Będzie musiał przejść badania, więc nowotarski szkoleniowiec zmienił ustawienie. W dwóch formacjach musiał wystąpić Patryk Wronka.

Trener Ziętara narzeka, że Podhale jest traktowane przez arbitrów, jakby było zespołem złożonym z „bandytów”. - Sędziowie na etapie play-off muszą czuć grę, a nie wlepiać przy każdej nadarzającej się okazji kary większe - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski