Reżyserką i główną tancerką na scenie była Aleksandra Fontaine Kędzierska, która wraz z koleżankami ze słynnego paryskiego Lido pojawiła się pod Wawelem, by przywieźć tu nieco rozerotyzowanej, szalonej, tanecznej rozrywki.
Cóż... To, co sprawdza się zapewne, gdy pijemy szampana przy stoliku i spędzamy wieczór ze znajomymi, popatrując na występy tancerek rewiowych, w teatrze z widownią wypada niekoniecznie dobrze. Być może stąd to moje uczucie znużenia? A może to kwestia niewielkiego składu tanecznego?
Bo tych kilka dziewczyn, bezsprzecznie potrafiących tańczyć, nie wystarczyło, by stworzyć świat iluzji podobny do tego, który oglądamy w paryskich klubach. Być może większy skład sprawiłby, że poczulibyśmy się jak na prawdziwej rewii? A tak oglądaliśmy po prostu krążące po scenie dziewczyny w piórach. Trochę mało, jak na zapowiadane ekscytujące doznania prosto z Paryża. Wyszło skromnie, bez zapowiadanego kiczowatego przepychu, wpisanego w takie spektakle. Taka bieda-rewia. Szkoda.
Nieporozumieniem okazała się też „scena z rusałkami”. Nie tego oczekuje się od tancerek z Lido. Eteryczna choreografia nijak się nie sprawdziła.
Mocnym punktem rewii był z pewnością występ gimnastyczki Eriki Bailey, która zarówno za kołem, jak i z szarfami przygotowała ekscytujący pokaz, znakomicie wpisany w muzykę. Tu było na co popatrzeć. Dobrze też wypadła Nathalie Cohen w repertuarze Edith Piaf. Ale generalnie z tytułem „Le Reve”, czyli „Marzenie” korespondowało moje odczucie – marzyłem, żeby po kilku tańcach wyjść. Przestałem wierzyć, że wydarzy się coś, co zmieni uczucie znużenia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?