Kapitan harcmistrz Władysław Zawiślak urodził się w 1922 r. w Krakowie. W latach trzydziestych przeniósł się do Dąbrowy Tarnowskiej, gdzie jego ojciec znalazł pewniejszą, jak na czasy kryzysu, pracę.
Czasy swojej młodości wspomina z uśmiechem. – Miałem bardzo atrakcyjne życie jako student. Udało mi się zostać operatorem w kinie, dzięki czemu mogłem oglądać wszystkie filmy, nawet te, które były oficjalnie zabronione dla młodzieży – opowiada Władysław Zawiślak. Za każdy spektakl zarabiał dwa złote. – Byłem najbogatszy w gimnazjum – śmieje się kapitan.
Od najmłodszych lat angażował się także w harcerstwo. Gdy miał 17 lat jego beztroską młodość przerwał wybuch II wojny światowej. Od razu rozpoczął walkę z okupantem. – Zrobiliśmy tak, jak mówiło przyrzeczenie harcerskie – skoro znalazł się wróg, należało z nim walczyć – opowiada kapitan. Zapytany o strach o własne życie, harcmistrz odpowiada pytaniem.
– Czym różni się harcerz od żołnierza? Żołnierz, żeby coś zrobić, musi mieć dowódcę. Harcerz po prostu wie – tłumaczy z uśmiechem. Podkreśla również, że walczącym towarzyszył wielki entuzjazm. – Świadomość niebezpieczeństwa przychodziła tylko w krytycznych momentach. Mimo wszystko przez cały ten czas byliśmy szczęśliwi, że możemy służyć Polsce – podkreśla harcmistrz.
Harcerze rozpoczęli swoją działalność konspiracyjną jeszcze przed oficjalnym powstaniem Szarych Szeregów. Władysław Zawiślak miał wtedy osiemnaście lat i aktywnie uczestniczył w powstających strukturach.
W 1940 roku, gdy Niemcy prowadzili aresztowania „aktywnej młodzieży niebezpiecznej dla Rzeszy”, na liście znalazło się też jego nazwisko. Gestapowcy przyszli po niego do mieszkania, zapakowali do ciężarówki i zawieźli do więzienia w Tarnowie.
W czerwcu tego samego roku miał odbyć się pierwszy transport więźniów do obozu. – Moja lista poszła do Oświęcimia, ale ja nie pojechałem – opowiada harcmistrz. Wszystko dzięki ojcu kapitana, który krążąc wokół więzienia, spotkał swojego byłego pracownika. W tym czasie miał on na sobie mundur strażnika więziennego. – Ojciec dogadał się ze strażnikiem, a ten obiecał, że postara się ocalić mnie od wywózki – wspomina kapitan.
Strażnik rzeczywiście odnalazł go i dzień przed wywózką powiedział kapitanowi, aby ten schował się pod pryczą, którą przysłaniały drzwi, gdy wchodziło się do celi. – Strażnik powiedział mi, że z racji nazwiska będą mnie wołać na samym końcu. Miałem siedzieć cicho pod pryczą i nie ujawniać się. Ryzyko było takie, że gdyby mnie znaleźli, to co czekałoby mnie w Oświęcimiu, wydarzyłoby się już w Tarnowie – opowiada Władysław Zawiślak.
Tak się jednak nie stało. – Leżałem pod pryczą, modliłem się i patrzyłem na buty gestapowców. Potem krzyki ucichły, przyszedł mój wybawiciel i powiedział „wyłaź” – relacjonuje harcmistrz.
Po wyjściu z więzienia Władysław Zawiślak nie zaprzestał konspiracji. Walczył w Szarych Szeregach oraz w Armii Krajowej. Jedną z akcji, którą wspomina ze szczególnym sentymentem jest zarekwirowanie pięciu rasowych ogierów, które Niemcy chcieli wywieźć do siebie „dla poprawienia gatunku”.
– Gdy uciekaliśmy na koniach, natknęliśmy się na kolumnę niemiecką. Strzelali do nas, ale my uciekliśmy galopując na tych pięknych koniach – opowiada kapitan.
Nie przestał walczyć także po wojnie. – W naszej komendzie postanowiliśmy, że zostajemy w konspiracji i nie oddajemy broni. Zajęliśmy się szkoleniem młodych harcerzy – mówi Władysław Zawiślak.
W tym samym czasie został komendantem antykomunistycznej organizacji starszo-harcerskiej działającej pod kryptonimem Polska Straż Przednia, której był również współorganizatorem.
Mimo że organizacja rozwijała się bardzo dynamicznie, NKWD przez półtorej roku nie zarejestrowało jej działalności. Jednak w 1946 r. do drzwi mieszkania Władysława Zawiślaka zapukali ubecy. Kapitan wyskoczył przez okno z pierwszego piętra. Złamał nogę, co jak się okazało uratowało mu życie. – Na około były karabiny maszynowe. Gdybym zaczął biec podziurawiliby mnie jak sito – wyznaje.
Po brutalnych przesłuchaniach i procesie, komuniści skazali go na sześć lat więzienia w Rawiczu. W ramach amnestii z więzienia wyszedł po trzech latach. Wciąż był jednak obserwowany. – Ostatnie raporty o mojej działalności pochodzą z 1982 roku – opowiada.
Po wyjściu z więzienia Władysław Zawiślak kontynuował walkę o wolną Polskę – aktywnie działał w sekcji Klubu Inteligencji Katolickiej, udzielał się w „Solidarności”, w której od 1981 roku był członkiem Zarządu Regionu Małopolska. Następnie zaangażował się w Komitet Obywatelski. Kapitan zasiadał również we władzach krajowych Stronnictwa Ludowo-Chrześcijańskiego.
Od końca lat sześćdziesiątych zajmował się także kształceniem kolejnych pokoleń harcerzy. – Byłem aktywnym instruktorem aż do 2000 roku. Za czasów PRL korygowałem historię, którą wmawiano młodym ludziom. Chociaż rodzice niektórych instruktorów i harcerzy byli aktywnymi działaczami komunistycznymi, nikt na mnie nie doniósł – opowiada Władysław Zawiślak.
Za swoje zasługi dla ojczyzny, Władysław Zawiślak został odznaczony wieloma medalami.
Obecnie kapitan mieszka w Zielonkach i pełni funkcję przewodniczącego krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Szarych Szeregów. Jest także autorem trzech książek: „Stawialiśmy opór”, „Na jej zew” oraz „Nasza Rzeka”.
Oprócz tego współpracuje z wieloma szkołami. – Staram się spotykać z młodzieżą i opowiadać im o historii naszego kraju oczami świadka tych wydarzeń. W moim życiu wydarzyło się jednak tyle cudów, że nie we wszystko chcą mi wierzyć – śmieje się Władysław Zawiślak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?