Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żołnierze AK i "szwarcownicy" wyciągają go spod ziemi

Redakcja
Kazimierz Tomczyk pisze książki o historii swojej gminy, a na co dzień pracuje w kopalni Fot. Barbara Ciryt
Kazimierz Tomczyk pisze książki o historii swojej gminy, a na co dzień pracuje w kopalni Fot. Barbara Ciryt
Kazimierz Tomczyk z Racławic wspomina historię dzwonów kościelnych, które miały być przetopione na kule armatnie. Opowiada jak w Przegini w ich obronie stanęło 700 kobiet i dzieci. Jak racławiczanie ratowali swoje dzwony zakopując je nocą. O tym, że stu żołnierzy austriackich ich szukało. Więzili przy tym ludzi, katowali i głodzili.

Kazimierz Tomczyk pisze książki o historii swojej gminy, a na co dzień pracuje w kopalni Fot. Barbara Ciryt

PASJE. Z zawodu górnika nie zrezygnował, bo w szkole nie było miejsca dla nauczyciela historii. Jednak opisuje dzieje swojej "małej ojczyzny". Opowiada o zaborach i o tym, jak racławicka baba kłóciła się z Piłsudskim o gęś.

Bez pana Kazimierza, historyka z zamiłowania i wykształcenia wiele ciekawostek z gminy Jerzmanowice-Przeginia pozostawałoby w starych archiwach państwowych i kościelnych. Niewielu wiedziałoby o tutejszych działaniach "szwarcowników", mocno rozwiniętym ruchu oporu czy Żydach mieszkających w podkrakowskich wioskach. On to wszystko opisuje w swoich książkach.

Wpływy babci Jadwigi

Przeszukuje archiwa państwowe, zbiory kościelne, biblioteki diecezjalne, zasoby Instytutu Pamięci Narodowej. Zbiera dokumenty związane z wydarzeniami i ciekawymi ludźmi ze swojej gminy Jerzmanowice-Przeginia. Pisze historie tutejszych miejscowości. Najpierw wydał "Dzieje wsi i parafii Racławice", potem napisał historię Czubrowic, Szklar, Przegini, a teraz zabrał się za Sąspów.

Był również w zespole redagującym książkę o kopalni Brzeszcze. A jeden z jego tekstów o dziejach podkrakowskich wiosek znalazł się w piśmie historyczno-etnograficznym wydawanym w Irkucku w Rosji. Historyk spod Krakowa sam dla siebie jest wydawcą.

Historia jest wielką pasją Kazimierza Tomczyka. - Interesowałem się nią od zawsze - mówi pan Kazimierz. - Przyczyniła się do tego babcia Jadwiga, która opowiadała mi o zaborach, I i II wojnie światowej - przyznaje. Zgłębiał wiedzę historyczną na studiach w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. Ale do studiów drogę miał długą.

Trafił do kopalni

Został górnikiem. W Racławicach to nikogo nie dziwiło, bo tu chyba w co drugim domu mieszkał górnik. W rodzinie Tomczyków też było - i jest ich - kilku. Pan Kazimierz najpierw zjeżdżał pod ziemię w kopalni Siersza, potem Brzeszcze.

- Do dziś pracuję fizycznie, wciąż jestem górnikiem i tak pewnie będzie do emerytury - uśmiecha się Kazimierz Tomczyk. Zaczynał tę pracę ćwierć wieku temu, tuż po maturze, którą zdawał w olkuskim Liceum Zawodowym. Jeszcze w tym samym roku upomniało się o niego wojsko. Więc odsłużył dwa lata i wrócił do kopalni. Potem zaczął budować dom. W tym czasie poznał dziewczynę z Olkusza - Bożenę. Ożenił się, na świat przyszły dzieci Ania i Mateusz. Dla nich, z dyplomem magistra historii, codziennie pracuje na szychcie. Jest mechanikiem, naprawia maszyny pod ziemią. Ale to mu nie wystarcza.

Uwierzył w historię

Zarobek w kopalni zawsze był niezły, więc nie mógł narzekać. Do czasu. - Zaczęła się restrukturyzacja górnictwa, zamykanie kopalń. Straszyli nas, że nie będzie pracy. Dlatego postanowiłem zdobyć drugi zawód. Chciałem zostać nauczycielem historii - mówi pan Kazimierz. Miał rodzinę na utrzymaniu, dom w budowie i musiał myśleć o przyszłości.

- W 1993 r. szukałem uczelni, żeby zacząć studia. Na Uniwersytecie Śląskim było za drogo, pojechałem do Krakowa na Uniwersytet Jagielloński - też nie było mnie stać. Wracałem zasmucony. Byłem w tramwaju i wtedy usłyszałem rozmowę studentów o uczelni pedagogicznej. Okazało się, że jest tam historia. Pojechałem od razu - opowiada historyk. - W dziekanacie trafiłem na człowieka, który powiedział, żebym obłożył się książkami, poczytał i na pewno sobie poradzę. Nie wiem do dziś, kto to był, ale sprawił, że uwierzyłem w siebie i skończyłem studia. Były zaoczne, oczywiście płatne, więc uczyłem się pilnie, żeby pięcioletnie studia skończyć w cztery lata. Zrobiłem to dla oszczędności. W dzień budowałem dom, w nocy pracowałem w kopalni, a weekendy się uczyłem - uśmiecha się pan Kazimierz.

Gazeta to za mało

Z dyplomem magistra szukał pracy w szkole, ale żadna nie potrzebowała nauczyciela historii. Tymczasem w roku 1999 kopalnia w Sierszy została zamknięta. Tomczyk pracy nie stracił, został przeniesiony do kopalni Brzeszcze. Tylko ta jego ulubiona historia znów była zepchnięta na bok, ale nie dawała spokoju.

Górnik postanowił opublikować pracę magisterską o dziejach wsi Racławice w lokalnej gazecie. Wtedy znalazł się człowiek były żołnierz AK Józef Domagała, który pozwolił, żeby Kazimierz Tomczyk znów uwierzył w siebie i tym razem wydał książkę. Najpierw pisał ręcznie, przepisywał na komputerze kuzyna i poszerzoną pracę wydał w formie książki. Pomógł w tym jego promotor z WSP prof. Henryk Żaliński. Potem nasz bohater kupił własny komputer i pisał dzieje kolejnych miejscowości. Uwzględnia w nich wszystko: ważne wydarzenia, życie parafii, zwyczaje i tradycje ludowe. Czasem korzysta z wiedzy okolicznych mieszkańców, ale do tego podchodzi ostrożnie, bo mówi, że pamięć jest zawodna. Nauczył się, że wszystko trzeba poprzeć dokumentami.

Ambitny górnik nauki nie zakończył na historii. Poszedł też na podyplomowe studia na Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie. Liczył, że to zapewni mu wyższe stanowisko w kopalni, ale miejsc w dozorze górniczym nie było. Z kolejnym dyplomem został na swoim miejscu pod ziemią. W poprzedniej kadencji popróbował też swoich sił jako radny powiatu krakowskiego.

Odwaga bab i fantazja chłopów

Najbardziej jednak fascynuje go odkrywanie ciekawych dokumentów historycznych. Dociera do nekrologów żołnierzy AK, pism dokumentujących działania ruchu oporu na terenie jego gminy. Godzinami siedzi w archiwach. Przegląda gazety z XIX wieku: "Czas Krakowski", "Gazetę Kielecką", "Gazetę Lwowską", "Gazetę Świąteczną". - W "Pamiętniku kapelana legionów" wyczytałem jak w Racławicach gospodyni kłóciła się z marszałkiem Józefem Piłsudskim. Zatrzymał się w naszej wsi idąc na Kielce. Tu jego żołnierze chcieli się posilić. Nagle z pretensjami do Piłsudskiego wpadła jedna z miejscowych kobiet. Krzyczała na niego, że żołnierze za jej gęś zapłacili za mało, tylko 2 zł - opowiada z radością pan Kazimierz.

Dotarł do wzmianek o cudach, jakie miały miejsce w kościele w Racławicach na przełomie XVII i XVIII wieku. - Kilku mieszkańców przed obrazem Matki Bożej Racławickiej doznało cudownych uzdrowień - mówi. Przytacza też historie o ratowaniu dzwonów przez miejscową ludność, o zakładaniu szkół elementarnych i o mieszkający na terenie gminy Żydach, którzy bronili się przed wojskiem i celowo pozbawiali się np. jednego oka.

Wspomina czasy, kiedy w pobliżu miejsca, gdzie dziś stoi jego dom przebiegała granica rosyjsko-austriacka. Często czytał o "szwarcownikach", którzy wódkę - okowitę przemycali na wszelkie sposoby. Z niektórych tekstów z tamtych lat śmieje się na samo wspomnienie. - W jednej z wiosek w orszaku żałobnym szli chłopi ze śpiewem. Konia ciągnącego wóz, na którym stała trumna i gromadę ludzi zobaczyli żołnierze austriaccy. Kiedy oddział zbrojnych przybliżył się ż głośniej zawodzili. W końcu żołnierze podjechali pod sam orszak, wtedy chłopi uciekli. Został koń i trumna na wozie. Austriacy podejrzliwie zaglądnęli do środka. Trumna była pełna wódki - kończy opowieść historyk z Racławic.
Barbara Ciryt

[email protected]

"Dzieje wsi i parafii Przeginia" to ostatnia książka napisana przez górnika z Racławic

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski