Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żołnierze odstraszają zamachowca

Remigiusz Poltorak
Remigiusz Poltorak
W głębi po prawej redakcja "Charlie Hebdo", gdzie żandarmi czuwają cały czas. Z lewej wejście do teatru.
W głębi po prawej redakcja "Charlie Hebdo", gdzie żandarmi czuwają cały czas. Z lewej wejście do teatru. Remigiusz Półtorak
Francja. Paryżanie chcą wierzyć, że trzy miesiące po zamachu niewiele się zmieniło. Ale w strategicznych miejscach pojawiło się wojsko

Scena jest prawie symboliczna. Po jednej stronie ulicy rodzice czekają z dziećmi na kolejne przedstawienie "Giorgio Magic Show" w paryskiej Comedie Bastille. Gdyby nie podniesione głosy bawiących się maluchów, można by uznać, że to oaza spokoju - niby blisko centrum, niby niedaleko ruchliwego bulwaru Richarda Lenoira, a jednocześnie wszystko idealnie schowane; nie słychać tego wielkomiejskiego zgiełku tak odczuwalnego w tej części francuskiej stolicy.

Po drugiej stronie, zaledwie 20-30 metrów dalej - żadnych oznak radości, tylko barierki, które pilnie strzegą wejścia do niepozornego budynku, który tak naprawdę tu nie pasuje, bo nie ma w sobie nic ze standardowej paryskiej kamienicy. Tuż obok, przy dobrze uzbrojonym samochodzie, kilkuosobowy patrol żandarmerii, który przez 24 godziny na dobę patrzy, czy nie zbliża się ktoś podejrzany.

Kontrast od razu rzuca się w oczy. To tutaj, dokładnie trzy miesiące temu bracia Kouachi wpadli z kałasznikowami na drugie piętro - mimo braku jakiegokolwiek szyldu - i zaczęli masakrę w redakcji "Charlie Hebdo". Gdy się widzi ten dysonans, łatwiej zrozumieć, że zamachowcy mieli dużo czasu, żeby jeszcze spokojnie paradować po ulicy i głośno chwalić się pomszczeniem Mahometa.

Paryżanie chcą wierzyć, że po trzech miesiącach tak naprawdę niewiele się zmieniło - oczywiście poza obecnością żandarmów; że nie można cały czas żyć w strachu, bo to by oznaczało, iż kolejny cel terrorystów został osiągnięty. Dlatego trauma po zamachu powoli ustępuje miejsca, choćby takiemu "show" jak w Comedie Bastille. Normalnemu życiu, po prostu.

- Po takim ataku, w samym środku dnia, nigdy nie można powiedzieć, że to pozostaje bez wpływu na bardziej uważną obserwację otoczenia. Ale nie mam wrażenia, że ludzie bardziej się tu boją. Nie, na pewno nie - Gregory, trzydziestoparolatek, chwilę się zastanawia, ale mówi to z pełnym przekonaniem.

Nie mieszka w tej dzielnicy, choć tutaj pracuje, więc spędza również większość czasu w ciągu dnia. - Być może zamachowcy myśleli, że nas w ten sposób przestraszą, że ludzie zamkną się w domach... Jednak wszystko wróciło do normy bardzo szybko - dodaje Gregory.

Dzisiaj o zamachu przypominają kwiaty, karykatury i pełno małych karteczek poprzyklejanych do muru na przeciwległym rogu. Co ciekawe, dużo zostawili ich tutaj Amerykanie, choć i tak najbardziej rzuca się w oczy jedno z charakterystycznych zdań rysownika Wolinskiego, który tamtego 7 stycznia zginął z rąk terrorystów - przelane pisakiem wprost na białą ścianę: "Dzięki sondażom Francuzi głosują na tych, którzy zostaną wybrani".

Ten pozorny spokój w okolicach dotychczasowej redakcji "Charlie Hebdo" nie pozwala jednak nie zauważyć dyskretnej, ale widocznej obecności wojska w wielu newralgicznych miejscach. Przynajmniej takich, które mogłyby być celem ataku, np. w okolicach szkół żydowskich. Od stycznia w całym regionie paryskim zmobilizowano ponad 6 tysięcy żołnierzy, żeby pilnowali porządku. Albo lepiej napisać - odstraszali.

To też istotna zmiana, bo gdy w listopadzie, półtora miesiąca przed zamachami, obserwowaliśmy, jak władze reagują na doniesienia o dużej liczbie dżihadystów wywodzących się z Francji, którzy walczą w Syrii i w Iraku, było widać przede wszystkim żandarmów. Często nawet przy wejściu do metra.

Teraz ochronę ma każdy z ocalałych członków "Charlie Hebdo", w tymczasowej redakcji dziennika "Liberation".

To wszystko oznacza, że program "Vigipirate", który od początku, czyli od 1978 roku był pomyślany jako czasowy stan podwyższonej gotowości - w nadzwyczajnych sytuacjach zagrożenia - w praktyce po raz kolejny zamienił się teraz w gotowość permanentną. I pewnie co najmniej do przyszłorocznych piłkarskich mistrzostw Europy tak zostanie.
Francuzi zdążyli już nawet wymyślić na to nowe, zgrabne określenie - "kultura czujności".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski