– To cud, że przetrwaliśmy. Cały czas udaje nam się utrzymać na powierzchni, co wcale nie było oczywiste. Mamy kontakt z innymi spółdzielniami socjalnymi i wiemy, jak rynek potrafi być dla nich bezwzględny – opowiada Bogdan Czyż, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kłaju oraz jeden z założycieli i prezes spółdzielni socjalnej „Krok do przodu”.
Jej twórcy pokazują jak mobilizować wykluczonych z rynku pracy i dawać im nadzieję. Działające od maja 2013 roku przedsiębiorstwo, wyrabia sobie coraz lepszą markę. Efektem jest nominacja do nagrody Debiut Roku 2014 w konkursie Małopolskiego Lidera Przedsiębiorczości Społecznej.
„Krok do przodu” to pierwsza w powiecie wielickim i jedna z pierwszych w południowej Polsce spółdzielni, założona przez gminę i organizację pozarządową. W tym przypadku było to bardzo aktywnie działające na terenie gminy Stowarzyszenie Rodziców Dzieci Niepełnosprawnych „Dobro dziecka”.
– Dzięki grantowi z Unii Europejskiej otrzymaliśmy m.in. pomoc w podstawowych opłatach i pół roku bezpłatnej księgowości. Udało się także stworzyć naszą stronę internetową – opowiada Bogdan Czyż.
– Przetrwaliśmy najtrudniejszy okres, kiedy dopiero wchodziliśmy na rynek i teraz mamy coraz więcej zleceń. Nasze usługi są średnio 20-30 proc. tańsze niż w innych firmach, a to ludzie doceniają. Poza tym świetnie współpracuje się nam z gminą, która często wynajmuje naszą spółdzielnię do różnych prac – dodaje.
Na pytanie o specjalizację spółdzielni, jej wiceprezes Ewelina Makowiecko-Sieńko (a także dyrektor Środowiskowego Domu Samopomocy) tylko sie uśmiecha. – Chwytamy się każdej możliwej pracy. Mamy kilka stałych zajęć, takich jak opieka nad kompleksem sportowym przy szkole w Kłaju albo nad punktem zbiórki odpadów w Szarowie. Ale to tylko drobny wycinek naszej działalności. Tak naprawdę pracowników spółdzielni można wynająć do prawie każdej pracy remontowej czy porządkowej. Organizowaliśmy nawet zabawy dla dzieci z przedszkola – mówi wiceprezes.
Spółdzielnia założyła nawet własny sklep, w którym sprzedaje się niemal wszystko. Od świątecznych, robionych ręcznie kartek, przez zastawy stołowe, meble i sprzęt AGD.
Pani Agata ma 36 lat, urodziła dziecko i długo pozostawała bez pracy. Dziś pełni dyżury w spółdzielni jako sprzedawczyni. – Kupujemy albo dostajemy zepsute rzeczy, naprawiamy je i wystawiamy w tym sklepie za niewysoką cenę.
O swojej pracy mówi w ten sposób: – Dużych pieniędzy tu nie ma, rodziny bym sama raczej nie utrzymała. Ale lepsze to niż nic.
Pensja w spółdzielni to najniższa krajowa, plus premie za dobrze wykonywaną pracę.
W ciągu półtora roku pracowało tu lub było zatrudnionych dorywczo 50 pracowników. Zgodnie ze swoim powołaniem, spółdzielnia zatrudnia przede wszystkim osoby, którym grozi wykluczenie z rynku pracy, a więc bezrobotnych i niepełnosprawnych.
– Dziś mamy sześciu stałych pracowników, a w razie konieczności zatrudniamy innych do konkretnych prac – mówi Bogdan Czyż. – Spółdzielnie socjalne mają za zadanie przywracać bezrobotnych na rynek pracy. Póki co, udało nam się to w przypadku dwóch osób. Nasza była pracownica została zatrudniona na szkolnej stołówce, a inny pracownik dba o czystość w firmie przy autostradzie.
Władze firmy wydają dużą część zarobionych pieniędzy na nowy sprzęt. Dzięki temu odciążają inne instytucje w gminie. Pracę spółdzielni chwali sobie dyrektor gimnazjum w Kłaju, Lucyna Dudziak. – Zajmują się kompleksem sportowym przy szkole i muszę przyznać, że robią to bez zarzutu. Mają swój sprzęt i kiedy tylko wypadają nam jakieś zawody, czy uroczystości można się z nimi bez problemu umówić na konkretną pracę.
„Krok do przodu” nie jest zwyczajnym przedsiębiorstwem. O specyfice pracy w spółdzielni opowiada Artur Młynarz, jeden z zatrudnionych i częsty opiekun grup pracowniczych.
– Zawsze uprzedzamy każdego klienta o charakterze naszej działalności. Zauważyliśmy też, że ludzie przyzwyczaili się i podchodzą do nas bardziej wyrozumiale. Zdarzają się też nieporozumienia, ale one wynikają raczej z tego, że niektórym wydaje się, iż jesteśmy charytatywną instytucją przy gminie a nie firmą działającą na zasadach wolnorynkowych.
– Jeśli trzeba, każdy z nas zakasuje rękawy i normalnie pracuje ze wszystkimi, więc nie ma mowy, żeby były jakieś potknięcia. Jeśli nie potrafimy czegoś wykonać, wynajmujemy specjalistę i pracujemy pod jego nadzorem – mówi Rafał Sieńko, inny zatrudnionych.
Funkcjonowanie spółdzielni socjalnej to jednak nie tylko codzienna praca, ale również opieka nad ludźmi poszkodowanymi przez los. Często niełatwa. – Bywa ciężko – przyznaje Artur Młynarz. – Trzeba ich właściwie cały czas pilnować. Inaczej rozchodzą się, każdy w swoją stronę albo zaczynają rozmawiać na boku, a robota stoi.
– Cierpimy tu na coś, co mogę nazwać problemem niemocy – dopowiada Ewelina Makowiecka-Sieńko. – Nie chcemy, żeby pracownicy tylko „odbębniali” swoje zadania, ale trudno skłonić ich do tego, by sami wychodzili z jakąś inicjatywą. Dlatego na razie żaden z nich nie zostaje członkiem spółdzielni.
Kiedy spółdzielnia wykona kolejny... krok do przodu? Zleceń nie brakuje, a jej władze mówią pół żartem pół serio, że „wchodzą tam, gdzie inni nie chcą”. – Ceny, pewnie mamy o połowę niższe niż w Krakowie, więc jakby co, to Planty też możemy kosić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?