Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Źródłem inspiracji jest Stary Testament

Paweł Gzyl
Stonerror tak naprawdę najlepiej wypada na koncertach
Stonerror tak naprawdę najlepiej wypada na koncertach Fot. Archiwum zespołu
Rozmowa z gitarzystą tą Jarkiem „Fazą” Danielem i basistą Jackiem Malczewskim z krakowskiej grupy Stonerror

- Macie dosyć charakterystyczną nazwę, która od razu sugeruje jaką muzykę gracie - stoner rock.

J.D.: Nazwa powstała pięć lat temu, kiedy jeszcze nie było zespołu. Planowałem wtedy po dłuższej przerwie wrócić do muzyki. Zacząłem od układania riffów, które zgrywałem w domu na komputer. Nagrałem singiel i dałem mu tytuł „Stonerror”.

J.M.: Nie przesadzajmy z tym „stonerem”. Od pewnego czasu na Zachodzie określa się po prostu w ten sposób ciężkie i brudne granie, na które dwadzieścia lat temu mówiło się „grunge”, a czterdzieści - Black Sabbath. (śmiech)

- Co Was fascynuje w tej ciężkiej i mrocznej muzyce?

J.D.: Nasze utwory są tak skonstruowane, że na każdym koncercie możemy sobie w ich ramach swobodnie poimprowizować. Mocno pohałasować, albo wyciszyć się. Czyli - uczenie mówiąc - operować dynamiką.

J.M.: W gruncie rzeczy są to proste i otwarte kompozycje. Bardzo lubimy zespół The Stooges, który był znany z tego, że potrafił robić długie numery na jednym akordzie - i wszystkie brzmiały wspaniale. (śmiech)

- Przywołujecie zespoły sprzed wielu lat. Można w tej muzyce wymyślić jeszcze coś nowego?

J.D.: Nie. (śmiech) Ale można się pobawić brzmieniem i rytmami lub połączyć ją z innymi gatunkami - punkiem, grunge’m czy psychodelią.

J.M.: Bardzo fajnie jest łamać konwencje i mieszać ze sobą pozornie odległe gatunki. Poza tym zawsze „wszystko już było”. Stonesi też czerpali od innych, nie mówiąc o Led Zeppelin, bo Jimmy Page miał wyjątkowo nieortodoksyjne podejście do praw autorskich.

- Może ten Wasz eklektyzm wynika z tego, że graliście wcześniej w innych zespołach?

J.D.: To prawda. Ja do dzisiaj gram poza Stonerrorem w Zooidzie. Z kolei Jacek od lat ma swój Warstadt. I faktycznie wszystkie te zespoły łączy to, że wymykają się wszelkim konwencjom.

- To dlatego nagraliście na płycie własną wersję „Tomorrow Never Knows” Beatlesów?

J.M.: Ten utwór aż sam się prosił, żeby go zagrać ciężko i transowo. „Tomorrow Never Knows” jest zresztą matrycą całego późniejszego rocka psychodelicznego. Słychać w nim choćby muzykę jednego z moich ulubionych zespołów - Jane’s Addiction.

- W warstwie wizualnej sięgacie też po klasyczne dla stoner rocka elementy: pustynny pejzaż, bycze rogi, wijące się grzechotniki i... nagie kobiety.

J.M.: Kiedyś podczas wakacji na Węgrzech fotografowałem z nudów rogate czaszki zdobiące mur jakiegoś zamku. Jedna z nich stała się znakiem rozpoznawczym zespołu. I to uruchomiło dalszy ciąg skojarzeń: Faza natrafił w Internecie na zdjęcia tureckiego fotografa z Chicago, Leventa Eryilmaza, które idealnie pasowały na okładkę naszej płyty. Napisaliśmy do autora list, porównując je do kadrów z „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Wojciecha Jerzego Hasa. Komplement zadziałał i Levent podarował nam całą sesję fotograficzną na oprawę graficzną naszego debiutu płytowego. Modelka, Anna, też się bardzo ucieszyła. Mamy od nich zaproszenie do Stanów.

- Te rogi na okładce oznaczają, że teksty macie satanistyczne?

J.M.: Wprost przeciwnie. (śmiech) Głównym źródłem inspiracji jest Stary Testament. W muzyce typu doom metal i stoner rock częste są odniesienia do różnych mitologii i religii. Bawiąc się tą konwencją wpadłem na pomysł, aby w tekstach wykorzystać pustynną, monumentalną symbolikę Starego Testamentu. Poza tym jest to bardzo uniwersalny i zrozumiały język dla odbiorców z naszego kręgu kulturowego.

- Dlaczego na płytę trafiły utwory nagrane podczas koncertu w klubie Piękny Pies?

J.D.: To był mój pomysł. Nic nie mówiąc zespołowi, ustaliłem z akustykiem, którego bardzo cenię, że zarejestrujemy nasz występ. Dopiero po koncercie oznajmiłem kolegom: „Panowie, właśnie nagraliśmy płytę”. Chodziło mi o to, żeby wszystko było wykonane na kompletnym luzie.

J.M.: Często opowiada się o legendarnych zespołach, które nagrały swoje debiutanckie albumy w ciągu jednego dnia. My możemy się pochwalić, że zarejestrowaliśmy swój w 23 minuty. (śmiech)

- A wszystkie te sukcesy w rok po założeniu zespołu.

J.M. Jesteśmy wciąż na początku drogi, ale Stonerror narodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Maciek Ołownia, perkusista, dołączył do składu w przeddzień pierwszego występu - zagraliśmy praktycznie bez próby i wyszło świetnie. Z kolei wokalista, Łukasz Mazur, gra na gitarze w zespole Strach Uszu. Za mikrofonem zadebiutował u nas - bo kiedy ryknął na próbie, od razu wiedzieliśmy, że to jest to. W krótkim czasie byliśmy gotowi na koncerty. Z czasem zrobiło się ich tak dużo, że z części musimy teraz rezygnować.

- Krakowskie zespoły zazwyczaj kończą w krakowskich klubach. Myślicie, że Wam uda się wyrwać w szerszy świat?

J.D.: Wzięliśmy się za promocję od innej strony. I musimy się pochwalić, że większość naszych płyt sprzedała się za granicą. Kupili je fani ze Szwecji, Finlandii, Niemiec, Włoch i Stanów. W przyszłym roku planujemy wybrać się na koncerty do Szwajcarii. Zaczyna więc to wyglądać naprawdę dobrze.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski