Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Związek snowboardu umiera

Redakcja
Fot. Wacław Klag
Fot. Wacław Klag
Podczas burzliwego zjazdu Polskiego Związku Snowboardu, który odbył się w lipcu tego roku - już po igrzyskach olimpijskich w Vancouver, do których się Pani nie zakwalifikowała - mówiła Pani, że z nadzieją patrzyła na prezesa Marka Króla, który w 2008 roku obiecywał zawodnikom m.in. poprawę kondycji związku, spłatę długów, pozyskanie sponsorów, czy wreszcie promocję i należny szacunek dla sportowców.

Fot. Wacław Klag

ROZMOWA. - Mogę być spokojna, co mówię z żalem, że przy takich treningach i takim szkoleniu przez długie lata nikt mojego czwartego miejsca z igrzysk w Salt Lake City nie poprawi - mówi JAGNA MARCZUŁAJTIS-WALCZAK

- Tak było. Liczyłam, że Marek Król zacznie dbać o związek i zawodników. Gdy wracałam do snowboardu po trzyletniej przerwie, wyglądało na to, że moja współpraca ze związkiem się ułoży. Ramię w ramię z prezesem walczyliśmy w Ministerstwie Sportu i Turystyki o to, żeby PZS przetrwał. A potem okazało się, że trener kadry Paweł Dawidek nie znał podstawowych kryteriów kwalifikacji olimpijskich. Jego kompletnie niezrozumiałe decyzje dotyczące startów zawodniczek, na przykład Karoliny Sztokfisz sprawiły, że pozbawił nas szans na wywalczenie dla Polski miejsca na igrzyskach w Kanadzie. Na skutek jego niewiedzy został zmarnowany cały rok moich przygotowań.

- Start snowboardzistów w Vancouver był fatalny - bodaj najgorszy w historii tej dyscypliny. Mówiono, że panująca atmosfera w związku, brak profesjonalnego nim zarządzania przyczyniły się do słabych wyników. Tymczasem Paweł Dawidek, mimo błędów, które popełnił w okresie przygotowań olimpijskich ponownie został trenerem kadry.

- Paweł to mój dawny kolega. Zrobił kurs trenerski razem ze mną. Potem otworzył klub w Zakopanem i tam uczył dzieci jeździć na snowboardzie. Był ich trenerem. I na tę funkcję się nadawał. Na pewno jednak nie na szkoleniowca reprezentacji. Ktoś, kto się nie dokształca, nie chce korzystać z doświadczeń lepszych od siebie, kto nawet nie wyciąga wniosków ze swoich zaniedbań nie nadaje się na trenera kadry. Po igrzyskach powinien był odejść. Zresztą o ile wiem, merytoryczna praca trenerów została oceniona negatywnie przez ministerstwo, które apelowało też, by nowych szkoleniowców wybrać po ukonstytuowaniu się nowych władz. Tymczasem dokonano tego wcześniej na przełomie marca i kwietnia.

- Czy trener Dawidek wytłumaczył swoje zaniedbanie?

- Nic o tym nie wiem. Dlatego, odkąd sprawa jego zaniedbania wyszła na jaw, nasza współpraca do końca sezonu olimpijskiego układała się źle. Trenowałam właściwie sama.

- To może trzeba było stworzyć coś na kształt teamu, który pomaga Adamowi Małyszowi lub Justynie Kowalczyk?

- Pojawił się taki pomysł, gdy zgłosił się do mnie trener francuski Xavier Perrier-Michan i zaproponował pomoc w treningach. To doskonały fachowiec, był moim konsultantem przed igrzyskami olimpijskimi w Salt Lake City, gdzie byłam czwarta. Powiedziałam o tym w związku. Przekonywałam, żebyśmy pojechali do Francji, że będzie to z korzyścią i dla mnie, i dla Dawidka, bo mógłby się czegoś nauczyć, a także dla polskiego snowboardu, bo razem ze mną mogliby trenować inni kadrowicze, w tym córka prezesa Aleksandra Król. Sponsorzy płaciliby honorarium Francuzowi, a związek pokrywałby nasze wyjazdy. No, ale prezes musiałby podjąć decyzję i powiedzieć o tym swojemu koledze Pawłowi Dawidkowi, który nie raz podkreślał, że wszystko już potrafi i wszelkie sukcesy kadry mają być tylko i wyłącznie jego zasługą. Prezes się nie zdecydował i zostało po staremu. Tymczasem, żeby zawodnik mógł się zmobilizować do ekstremalnego wysiłku, a tylko taki wysiłek gwarantuje rozwój - musi mieć trenera, któremu ufa i od którego może się uczyć. Paweł Dawidek nie jest takim trenerem.
- Jednak powierzono mu kadrę, a Pani nie udało się wyjść zwycięsko z konkursu o to stanowisko.

- No właśnie. Prezes Marek Król uznał, że nie mam doświadczenia trenerskiego i przeforsował swojego znajomego. To, że w Witowie prowadzę szkołę snowboardową i uczę jeździć na snowboardzie nie miało znaczenia, bo nie byłam trenerem zarejestrowanym w PZN i PZS. Przewaga Dawidka polegała na tym, że on pracował jako trener, wtedy, gdy ja zdobywałam punkty i dobre miejsca na zawodach. Mimo to, moim zdaniem mam większe kwalifikacje do tego, by prowadzić kadrę. Ukończyłam krakowską AWF z wynikiem bardzo dobrym, mam doświadczenie, robię kurs na trenera I klasy, znam się na snowboardzie.

- Co Pani zdaniem sprzyja temu, żeby zawodnik osiągał sukcesy?

- W dzisiejszym sporcie liczy się wszystko; i nakłady, i trening, i ambicja, i warunki, i atmosfera pracy, ale talent też ma znaczenie. To zresztą było moje hasło, z którym startowałam do Sejmiku Województwa Małopolskiego w wyborach samorządowych.

- W wyszkolenie Pani Polski Związek Snowboardu i sponsorzy włożyli ogromne pieniądze. Jest Pani klasową snowboardzistką, mogłaby Pani nadal startować ...

- Jednak prezes Marek Król stawia na swoją córkę Aleksandrę, a w zarządzie są sami jego znajomi, rodzina i przyjaciele. Od lipca to jest związek, który ma służyć prezesowi, a nie polskiemu snowboardowi.

- Mówi Pani, że związek jest konglomeratem znajomych, ale były takie czasy, gdy snowboardem rządzili Ligoccy, Rosiakowie i inni...

- Jestem w Polskim Związku Snowboardu od samego początku. Obserwowałam to, co się w nim działo i za czasów, gdy prezesował mu tata Gosi Rosiak, i tata Łukasza Starowicza, i mama Gosi Kukucz oraz gdy udzielali się w nim Ligoccy. Wszyscy oni działali na rzecz polskiego snowboardu i na rzecz wszystkich zawodników. Sprawili, że ta dyscyplina stała się popularna w Polsce, a nasi zawodnicy byli rozpoznawalni na świecie. To byli ludzie, którzy przyszli do związku, żeby go wzmacniać. Dziś błędy trenera kadry, wzajemne animozje, awantury w Nowym Targu, kiedy to w lipcu władze związku nie chciały wpuścić na salę obrad zjazdu PZS zawodników, a nawet przedstawiciela Ministra Sportu i Turystyki - wszystko to razem tworzy bardzo złą atmosferę. W takich warunkach nie wyobrażam sobie spokojnego i efektywnego treningu. W tym związku nie ma dobrych trenerów, nie ma menedżerów, nie ma pieniędzy. Nasz związek po prostu umiera. I musi umrzeć, żeby mogło się odrodzić coś nowego. Z nowymi ludźmi.

Zdobyłam w snowboardzie naprawdę wiele. Mogę być jednak spokojna, co mówię z żalem, że przy takich treningach i takim szkoleniu przez długie lata nikt mojego czwartego miejsca z Salt Lake City nie poprawi.

- Zwłaszcza, że na przykład kadrowiczka Paulina Ligocka nie dostała licencji i nie wiadomo, czy wystartuje w tegorocznym Pucharze Świata.

- Ligockim rzuca się kłody pod nogi. Przed igrzyskami w Vancouver też ich nie rozpieszczano. Nie mieli masażysty i wielu potrzebnych rzeczy, a Polski Związek Snowboardu oddał ileś tysięcy złotych do ministerstwa, bo ich nie wykorzystał.
- Grupa zawodników zabiega o to, żeby Polski Związek Snowboardu został włączony w struktury Polskiego Związku Narciarskiego. Taka procedura może potrwać nawet dwa lata. Ma Pani tyle cierpliwości, żeby czekać, aż procedury się zakończą i atmosfera zrobi się dla polskiego snowboardu lepsza?

- W tym momencie to jest jedyna rozsądna rzecz, jaką można zrobić. Ale musi wejść w życie odpowiednia ustawa. Wciąż jest jednak sporo kwestii spornych. Mimo to jest szansa, że do następnych igrzysk coś się jeszcze wydarzy. Gołym okiem widać, że polski snowboard nie rozwija się. Jest kilka nowych osób, które wybiły się dzięki talentowi, jak Maciek Jodko, ale przecież trzon kadry tworzy stara gwardia. Na znak protestu przeciwko sytuacji w PZS ze związku wystąpił klub AZS AWF Katowice. Przenieśli się do PZN.

- Słyszałam ostatnio dramatyczny apel Pauliny w telewizji. Nie została zgłoszona do startów w Pucharze Świata, może więc to być dla niej sezon stracony. Wydawało się, że odchodząc z PZS Ligoccy odetchną z ulgą.

- Są teraz w jeszcze gorszej sytuacji, bo jako klub przynależą do PZN, ale jako kadra są pod PZS. Ponadto Paulina Ligocka, która przez wiele lat trenowała ze swoim ojcem, dowiedziała się, że ma nowego szkoleniowca. Jej tata przegrał w konkursie z dziewczyną, która prowadziła młodzików, nigdy nie była na Pucharze Świata, nie ma doświadczenia. Doskonale rozumiem Paulinę, że nie chce z nią trenować, bo tak samo ja nie chcę trenować z Dawidkiem. Identyczna sytuacja jest w snowcrossie. Mateusz Ligocki nie ma trenera, z którym długo pracował - mówię o Marcinie Sitarzu - bo też został usunięty.

- Są też, zdaje się, inne kłopoty?

- Zawodnikom klubu, który wystąpił ze związku nie wydano zaświadczenia o zdobytej klasie, więc nie mają stypendium, nie mają zniżki na akademiki, ITS-ów (indywidualnego trybu nauczania - przyp. red.) na uczelniach.

- Jakie zatem ma Pani plany?

- Chcę działać na rzecz mojej dyscypliny, robię to i będę robić. Mam z czego żyć, więc mogę się snowboardem zajmować nawet społecznie. Bo to jest moja pasja. Żałuję tylko, że długo przyjdzie nam czekać na odrodzenie się snowboardu w Polsce.

- Czy to oznacza koniec zawodniczej kariery?

- Nie mówię tak, nie mówię nie. Koleżanka ze Słowenii napisała mi ostatnio, że Rosjanie walczą o to, żeby w Soczi był slalom równoległy. Jeśli im się uda wprowadzić go do kalendarza, to raczej nie odpuszczę. Slalom równoległy jest moją ukochaną konkurencją. Mam go we krwi. Byłaby szansa na dobry wynik. No zobaczymy.

- Zaczęła pani w tym roku studia podyplomowe na Uniwersytecie Jagiellońskim - zarządzanie organizacjami sportowymi.

- Bardzo mnie te zagadnienia interesują. Gdy zaczynałam prawdziwą karierę snowboardową miałam 15 lat i nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele rzeczy trzeba wokół zawodnika zorganizować. Menedżerką była moja siostra Anita i ona się tym zajmowała. Przez prawie 10 lat organizowała konferencje prasowe, prowadziła moje biuro, marketing i PR. Zdałam sobie z tego sprawę, odkąd sama się tym zajmuję.
- Czy Jagoda i Iga idą w ślady mamy?

- Jagoda już jeździ, Iga ma 2,5 roku i w tym roku założy narty. Na deskę jest trochę za mała.

Rozmawiała Majka Lisińska-Kozioł

Kto rządzi w PZS

W burzliwych obradach Walnego Zjazdu w Nowym Targu uczestniczyło 51 delegatów z 18 klubów. Delegaci wybrali siedmioosobowy zarząd w składzie: Marek Król, Mateusz Skupień (obaj Nowy Targ), Tomasz Jarosiewicz, Piotr Dawidek (obaj F2 Dawidek Team Zakopane), Zbigniew Pistor (MKS Rabka), Monika Woźniak (Okręgowy Związek Snowboardowy Mazowsze) i Rajmund Bom (Ski Test Kraków). To grono osób powierzyło Królowi pełnienie funkcji prezesa. Komisja Rewizyjna pracuje w składzie: Jan Żyłka (Rzeszów), Elżbieta Pustówka i Grzegorz Denenfeld (oboje Nowy Targ).

PZS przypomina, że nie utrudnia...

Ze strony internetowej związku: Polski Związek Snowboardu informuje, iż Klub Sportowy AZS AWF Katowice nie jest członkiem Polskiego Związku Snowboardu. Klub Sportowy AZS AWF Katowice w dniu 20 lipca 2010 r. dobrowolnie zrezygnował z bycia członkiem zwyczajnym Polskiego Związku Snowboardu.

Wszelkie konsekwencje wynikające z powyższej sytuacji mają negatywne odzwierciedlenie również w stosunku do zawodników snowboardu tegoż klubu, za które obecne władze Polskiego Związku Snowboardu, nie mogą ponosić odpowiedzialności.

Równocześnie zawodnicy i osoby bezpośrednio zainteresowane przedmiotową kwestią ponoszące negatywne skutki podjętej decyzji proszone są o kierowanie zastrzeżeń wyłącznie do władz Klubu Sportowego AZS AWF Katowice.

Tym samym Polski Związek Snowboardu przypomina, że nie utrudnia swoim najlepszym obecnym kadrowiczom startów w międzynarodowych zawodach. Brak licencji oraz oczekiwanie na likwidację Polskiego Związku Snowboardu, a także rozpowszechniane konfabulacji o możliwości otwarcia sekcji snowboardu przez Polski Związek Narciarski są nie na miejscu a przede wszystkim nie mają uzasadnienia na gruncie przepisów prawa polskiego i nowej ustawy o sporcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski