Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Związkowa konspira w państwowej uczelni

Zbigniew Bartuś
Fot. Przemysław Świderski
Kontrowersje. W reakcji na łamanie praw pracowniczych i malejące pensje ludzie chcą zakładać związki zawodowe. I są za to tępieni nawet w publicznych instytucjach.

Oficjalnie na naszej uczelni panuje sielanka, ale prawda jest inna. Są konflikty, kto podpadnie władzy, wylatuje - twierdzą pracownicy Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Oświęcimiu, którzy postanowili założyć związek zawodowy. Adam Lach, wiceprzewodniczący małopolskiej "Solidarności" odpowiedzialny za rozwój związku, ujawnia, że grupa inicjatywna na PWSZ liczy 10 osób.

- Zgodnie z prawem ta informacja powinna pracodawcy wystarczyć. A rektor zażądał ujawnienia nazwisk wszystkich działaczy! To sprawa dla prokuratury - uważa wiceszef "S".

Wedle przepisów pracodawca ma wiedzieć, ile osób liczy organizacja i znać jej przedstawiciela. - W PWSZ ujawniły się aż trzy osoby. Reszta ma prawo pozostać anonimowa - podkreśla Adam Lach. Tłumaczy, że anonimowość jest niezbędna. - Jak pracodawca zna członków, to dąży do zlikwidowania organizacji. Inicjatorzy, a nawet ich sympatycy są bez powodu wyrzucani na bruk - twierdzi.

- Wiele komisji rozbito w ten sposób - przyznaje Jakub Grzegorczyk, sekretarz Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. I wylicza "rzezie": w Providencie, Lisnerze, Unionteksie, Impel-Tomie (trzech działaczy wyleciało, bo… zeznawali w sądzie na korzyść zwolnionego), Aelii na lotnisku Okęcie, Chung Hongu…

Adam Lach dorzuca przykłady z ostatnich miesięcy: łódzki Lidl, sosnowiecka Castorama, białostocki Leroy Merlin… - W handlu jest źle i tam od lat działamy w warunkach konspiracji - opisuje. Ale sytuacja pogarsza się wszędzie, ostatnio także w instytucjach.

- Musieliśmy zejść do podziemia. Spotkania członków organizacji odbywają się poza zakładami pracy, w obawie przed szykanami - wyjaśnia Adam Lach.

- Związki w Polsce są tępione. To norma. Inne zachowanie pracodawcy jest wyjątkiem - twierdzi Grzegorczyk. Dodaje, że zrzeszaniu się pracowników nie sprzyja fatalny klimat wokół związków zawodowych, jaki panuje od ćwierćwiecza w ojczyźnie "Solidarności". -Nie dziwi, że przedsiębiorcy mają poglądy "thatcherowskie", ale związków nienawidzą nawet pracownicy zatrudnieni na śmieciówkach - ubolewa.

- Łagodniejsi pracodawcy prezentują podejście "ojcowskie": jestem najfajniejszym szefem świata, z którym zawsze można się dogadać. To po co nam jakieś związki? Tylko będą przeszkadzać - opisuje Adam Lach. Jego zdaniem, z takim przypadkiem możemy mieć do czynienia w Oświęcimiu.

Rektor tamtejszej PWSZ, prof. Witold Stankowski, przyznaje, że zgodnie z przepisami "pracodawca nie może odmówić prawa istnienia i działalności związkom zawodowym, jeżeli spełniają warunki określone prawem". Zastrzega jednak, że "istotną rzeczą jest, jak związki zawodowe widzą swoje funkcjonowanie w zakładzie pracy, czy istnieje potrzeba ich działalności". W jego opinii związki powstają tam, gdzie sytuacja zakładu pracy jest zła, a w PWSZ "taka sytuacja nie ma miejsca, wręcz przeciwnie uczelnia rozwija się niezwykle dynamicznie".

- Gdyby pracodawca miał decydować o tym, czy jest u niego potrzeba tworzenia związku, w ogóle nie mielibyśmy związków zawodowych w Polsce - ironizuje Adam Lach. Oburza go, że takie problemy dotyczą publicznej instytucji. I że zdarzają się coraz częściej - zwłaszcza w urzędach i podległych im jednostkach. Powód? Budżetówka zaczyna się buntować przeciw zamrożeniu płac. - A jedynym sposobem walki o swoje jest tworzenie związków zawodowych - kwituje działacz.

Zdaniem związkowców, młodzi Polacy zostali "wychowani w klimacie neoliberalnych kłamstw" i dlatego tak chętnie godzą się na uwłaczające warunki pracy. Nikt nie wywiera dziś presji na biznes w Polsce. Mogą to robić związki zawodowe.

Związki okopały się w starych bastionach, jak górnictwo, energetyka, poczta. W budżetówce mocne są jedynie te z wieloletnią tradycją, jak Związek Nauczycielstwa Polskiego lub oświatowa "Solidarność". Z tworzeniem nowych organizacji szło dotąd związkowcom kiepsko. W budżetówce wręcz fatalnie.

- Główny powód to strach. Nieźle jest na wyższych szczeblach władzy: w instytucjach podległych marszałkowi i wojewodzie też czuje się niechęć wobec osób próbujących zakładać związki, ale jak już organizacja powstanie, to jest raczej współpraca i się jej nie tępi - twierdzi Tomasz Krzak, odpowiedzialny za rozwój "Solidarności" na Śląsku i w Zagłębiu.

Zastrzega, że dużo gorzej jest w samorządach, gdzie włodarze lubią postrzegać związkowców jako wrogów politycznych lub ich agentów. - Dochodzi często do mobbingu. Mieliśmy takie sytuacje m.in. w kilku strażach miejskich - mówi Krzak.

W samorządzie pracodawcą jest wójt, burmistrz, prezydent. To taki lokalny bóg, któremu nikt nie chce się narazić, bo wyleci z pracy np. "z powodu utraty zaufania". - Mimo to widzimy wolę zakładania związków, pewnie dlatego, że sytuacja w budżetówce robi się dramatyczna. Od 2008 roku zamrożone są pensje, a jednocześnie przybywa obowiązków. Ludzie czują, że muszą zawalczyć o swoje - opowiada Tomasz Krzak.

Strach przed pracodawcami stanowi jednak wciąż poważną barierę. Prawo niby chroni przed zwolnieniem z pracy liderów związku, ale i oni bywają wyrzucani na bruk, często dyscyplinarnie. Procesy ciągną się latami, co - zdaniem działaczy - "rozbestwia pracodawców".

Do sądów pracy trafia rekordowa liczba pozwów. Sędziowie sobie nie radzą - zaległości rosną. - Terminy są absurdalne. Od wniesienia pozwu do pierwszej rozprawy mija często sześć, a nawet dziewięć miesięcy! - oburza się Adam Lach, wice-szef małopolskiej "S".

Jeszcze dłużej, nawet po 10 lat, trwają sprawy, które - w wypadku drastycznego pogwałcenia prawa - inspekcja pracy kieruje do sądów karnych.

Zdaniem Lacha, poważnym wyzwaniem dla związków są patologie na rynku pracy. W Polsce do związku należeć może właściwie tylko pracownik etatowy. - A my mamy, zwłaszcza wśród młodych, wysyp ludzi na śmieciówkach. Kilkadziesiąt procent to najemnicy z agencji pracy tymczasowych. W branżach, w których wsparcie związków dla pracowników jest wręcz niezbędne - dotyczy to np. firm sprzątających i ochrony - nie mamy kogo zrzeszać. A jak nie zrzeszymy, to nie zawalczymy - podkreśla Adam Lach.

Na bruk za krytykę

Proces dyscyplinarnie wyrzuconego za... wywiad dla prasy wiceszefa "S" w Cementowni Nowa Huta trwał trzy lata. Sąd przywrócił działacza do pracy i zasądził odszkodowanie - w wysokości jednej pensji.

Pracująca dla koncernu LG firma Chung Hong uznała już pierwszy strajk związkowców za nielegalny i wyrzuciła z pracy 26 pracowników. Sądy przywracają ich do pracy. Po kilkuletnich procesach...

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski