Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zwycięstwo Putina – zwycięstwem Polski

Redakcja
Świat źle przyjął rosyjskie wybory. Wszystko jest inaczej niźli cztery lata temu, gdy obejmowaniu prezydentury przez młodego Miedwiediewa towarzyszył w Europie i Ameryce ciepły klimat życzliwości i nadziei.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Po marcowych wyborach 2012 r. zapanował mróz. Sprawił to sam Putin swoją agresywną wielkoruską retoryką. Ma tu swój wkład groteskowy szef komisji wyborczej Czurow, który obwieścił, że "otwiera nową erę w dziedzinie przeprowadzania głosowania powszechnego”, a obserwatorów wyborczych uznał za szpiegów. Ale głównym sprawcą powyborczego mrozu wokół Kremla stała się niespodziewana uliczna siła wolnej Rosji. I to wbrew milicyjnym pałkom i aresztowaniom.

"Perspektywy dla przyszłego przywódcy wyglądają ponuro” – wieszczy The Economist w komentarzu zatytułowanym "Początek końca”. Wpływowa niemiecka FAZ przekonuje, że Putin to niewłaściwy człowiek dla Rosji na dzisiejszy czas. Nawet filokremlowska prasa włoska z miłosnym rozczarowaniem stwierdza, że "przedwczesna była nadzieja na rosyjską demokrację” (Corriere della Sera). Te minorowe nastroje biorą się z najzwyklejszego strachu o to, że Rosja może nie tylko nie spełnić pokładanej w niej nadziei na rozsądne współuczestnictwo w rozwiązywaniu światowych problemów, takich jak Iran, Afganistan, terroryzm albo ceny surowców. Ale przeciwnie: że pod panowaniem Putina sama może stać się rozsadnikiem nowych, nie branych dotąd w rachubę kłopotów. Typowa pod tym względem jest logika amerykańskiego znawcy Rosji Alexandra Motyla. Rosja jest chora i całkiem nagle może znaleźć się w stanie krytycznym. A Putin – to nic innego, jak podwyższone ryzyko konfliktów. Wystarczy pęknięcie układu równowagi kremlowskich klanów, jakiś podobny do gruzińskiego konflikt na południowych rubieżach albo załamanie się cen ropy, za czym pójdzie fala rozruchów w Moskwie i Petersburgu. I świat może nieoczekiwanie stanąć w obliczu braku gazu, utraty kontroli nad bronią nuklearną, fali terroryzmu albo i nowej wojny. Niezależnie od tego, ile jest dziś przesady w takich obawach, fakt pozostaje faktem. Świat znów bardziej się Rosji boi, niźli wiąże z nią jakieś nadzieje.

Są dwie szkoły myślenia o tym, czy to dla Polski dobrze, czy też źle. Pierwsza – nazwijmy ją szkołą liberalną – powiada tak: zawsze, niezależnie od czasu i okoliczności, jeśli w Rosji jest odwilż, to lepiej dla Polski. Moskwa zaczyna wtedy kooperować ze światem, staje się bardziej obliczalna, wiąże się siecią międzynarodowych zobowiązań i współzależności. W konsekwencji zaczyna jej zależeć na co najmniej poprawnych relacjach z Polską; nie będzie więc podejmować kroków wrogich bądź agresywnych. Co więcej: możemy wtedy korzystać z pośrednictwa i presji Unii, a zwłaszcza Niemiec dla rozwiązania spornych kwestii; tak było kiedyś, gdy udało się skłonić Kreml do wycofania sankcji wobec polskiej żywności. I co najważniejsze: tylko w czasie odwilży w Moskwie mogą się ujawniać pokłady propolskich sympatii, przede wszystkim w kręgu rosyjskiej inteligencji: "przyjaciół Moskali”.

Rozumiem argumenty szkoły liberalnej, ale bardziej przekonują mnie racje jej konkurentki; nazwijmy ją szkołą realistyczną. Oto logika jej myślenia. Wolność w Rosji bywa krótkotrwała albo raczej pozorna, a cykliczność politycznych przymrozków i odwilży jest najtrwalszą cechą rosyjskiego systemu. Ale co najważniejsze: ilekroć Kreml zarządza kolejną odwilż, świat zachodni – nie tylko Niemcy i Francja, ale ostatnio także Ameryka – z zachwytem rzuca się władcom Rosji w objęcia. To jest zawsze newralgiczny moment dla polityki polskiej: w Berlinie, Paryżu i Waszyngtonie Polska i jej interesy znikają wtedy z geopolitycznej mapy Europy. Kiedy na powrót możemy zyskiwać na europejskim znaczeniu i wpływie? Ano tylko wtedy, kiedy Zachód znowu zaczyna się Rosji bać; gdy widzi w niej więcej potencjalnych źródeł swoich kłopotów niźli zysków. Wtedy dopiero okazuje się, że Polska ma jednak wizję europejskiej polityki wschodniej, że jest najdalej wysuniętą na wschód strefą ładu i stabilności, że jej interesy nie powinny być jednak całkiem lekceważone. Wtedy i tylko wtedy na powrót otwiera się szersze pole dla suwerennej polskiej polityki zagranicznej.

Szanowni Czytelnicy łatwo mogą odgadnąć, że jako zwolennik szkoły realistycznej – ze spokojem, a nawet z pewnym zadowoleniem obserwuję tryumfalny powrót Władimira Putina na Kreml.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski