Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zwycięstwo rozsądku

Redakcja
Dlaczego pomimo pogarszającej się sytuacji w Jugosławii i rozlicznych wojen, Miloszević utrzymywał się tak długo przy władzy? Pytanie to nabrało mocniejszego wydźwięku podczas nalotów NATO na Jugosławię; dlaczego Serbowie siłą nie obalili tyrana, doprowadzając tym samym do ustania bombardowań?

Ekstradycja Miloszevicia podzieliła Serbów

 Duma czy pieniądze; przeszłość czy przyszłość; ślepe przywiązanie czy zdroworozsądkowe myślenie - przed takimi dylematami przyszło stanąć mieszkańcom Jugosławii. Zadanie mieli jednak ułatwione - nie oni decydowali bowiem o ekstradycji byłego prezydenta Jugosławii Slobodana Miloszevicia, lecz politycy.
 Miloszević, a raczej państwo Miloszević, tak długo utrzymywali się przy władzy dzięki skuteczności służb bezpieczeństwa, propagandzie, sterowanym odgórnie mediom. Nie bez znaczenia była także narodowa cecha Serbów - duma.
 Wpływu mediów na stan umysłów obywateli nikt chyba nie lekceważy. Miloszević wiedział, jak się nimi posłużyć, by osiągnąć zamierzony skutek. Kreowany był na obrońcę Serbów i serbskości - obojętnie, czy przed bośniackim, chorwackim, albańskim czy amerykańskim "żywiołem". Charyzmatyczny prezydent umiejętnie odwoływał się do historii, tradycji i mentalności serbskiej, wykorzystywał stare rany do zbijania kapitału politycznego. To on pierwszy wykorzystał przywiązanie Serbów do Kosowa we własnych celach politycznych.
 Wojny były mu potrzebne do kreowania się na bohatera narodowego i jednocześnie odwracania uwagi ludzi od pogarszającej się sytuacji ekonomicznej. Udało mu się wywołać automatyczne skojarzenie: Miloszević to serbskość.
 Powstała dziwaczna dychotomia - z jednej strony Serbowie zdawali sobie sprawę, że to tyran winien jest ich nieszczęściom i autentycznej biedzie, z drugiej utożsamiali go z serbskością i dumą narodową. Nienawidzili go, ale jako jednego z nich, bronili przed obcymi. Dlatego, mimo nacisków zewnętrznych, utrzymywał się przy władzy.
 Gdy doszło do nalotów NATO, spowodowanych polityką Miloszevicia wobec Kosowa (zamieszkanego w większości przez Albańczyków), stało się coś, co zaskoczyło strategów z Brukseli, a jeszcze bardziej słabo zorientowanych w specyfice bałkańskiej polityków z Waszyngtonu - pozycja Miloszevicia umocniła się.
 Bombardowania miały doprowadzić m.in. do odsunięcia go od władzy przez naród. Tak się nie stało. W sytuacji, kiedy pojawił się wróg zewnętrzny, wewnętrzny przeciwnik przestał być wrogiem. I nawet przeciwnicy Miloszevicia w czasie nalotów popierali go. Opozycja stanęła murem za prezydentem - z wyjątkiem Zorana Djindjicia (obecnego premiera Serbii), który jeździł do Niemiec, by winszować ataków NATO (za co zresztą Serbowie okrzyknęli go zdrajcą) i Vuka Draszkovicia, ale ten ostatni słynie ze zmiennych poglądów. Naród jednak opowiedział się za dyktatorem.
 Kres władania Miloszevicia nadszedł jesienią 2000 r., gdy w wyborach prezydenckich przegrał z kretesem z opozycjonistą Vojislavem Kosztunicą. Ten ostatni umiał pozyskać Serbów. Od początku dobitnie mówił, iż jest przeciwny sądzeniu byłego prezydenta przed trybunałem ONZ w Hadze. - Miloszević najbardziej skrzywdził własny naród, dlatego przezeń powinien zostać osądzony - deklarował Kosztunica. Takie rozwiązanie wydawało się złotym środkiem - z jednej strony wreszcie sprawiedliwości stałoby się zadość, a z drugiej narodowa duma Serbów nie cierpiałaby. Na to jednak nie chciały się zgodzić organizacje międzynarodowe.
 Dylemat rozwiązał Zoran Djindjić decydując się na ekstradycję Miloszevicia do Hagi. Decyzja ta zaostrzyła konflikt między prezydentem a premierem, doprowadziła do rozłamu w koalicji rządzącej, a także podzieliła samych Serbów.
 Obywatele Jugosławii stanęli przed dylematem, co jest ważniejsze: przeszłość, duma narodowa czy myślenie o przyszłości. Od lat część myślicieli serbskich zarzucała swemu narodowi niezdrowe przywiązanie do przeszłości, mówiono nawet o obsesyjnym przywiązaniu do tego, co minęło przy jednoczesnym braku zainteresowania tym, co będzie.
 Papierkiem lakmusowym, który pomógł w wysondowaniu nastrojów panujących wśród Serbów była ekstradycja Miloszevicia. Przeciwników decyzji Djindjicia nie zabrakło - ekstradycję uznali za ingerencję państw trzecich w wewnętrzne sprawy kraju i policzek wymierzony w narodową dumę.
 Spodziewać się można było, że na ulice dwumilionowego Belgradu wyjdzie co najmniej 100 tys. zwolenników eksprezydenta. Liczba manifestantów nie przekraczała jednak 10 tys. Najczęściej powtarza się opinia, że nadszedł czas, by myśleć o przyszłości. Duma dumą, ale podniesiona głowa przy pustych kieszeniach to za mało, aby żyć.
 Część Serbów z radością przyjęła wiadomość o sądzeniu dyktatora jako zwiastun narodowego oczyszczenia. To według nich gruba kreska, którą oddzielą się od przeszłości i zaczną żyć z czystym sumieniem. Tym samym na naszych oczach dokonuje się zmiana w mentalności narodu.
  DOMINIKA ĆOSIĆ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski