Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zwycięzcą przemian okazał się Kościół

Redakcja
Andrzej Leon Sowa Fot. Paweł Stachnik
Andrzej Leon Sowa Fot. Paweł Stachnik
Z prof. ANDRZEJEM LEONEM SOWĄ, historykiem dziejów najnowszych z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, autorem syntezy "Historia polityczna Polski 1944-1991", rozmawia Paweł Stachnik

Andrzej Leon Sowa Fot. Paweł Stachnik

- Jak zmieniał się kształt ustrojowy Polski przez prawie 50 lat opisanych w Pańskiej książce?

- W pierwszym okresie, od 1944 do 1948 roku, funkcjonował u nas narzucony przez Stalina specyficzny system polityczny. Był on w pewnym stopniu zgodny z oczekiwaniami części polskich elit. Formalnie opierał się na przedwojennej konstytucji marcowej, gwarantował trójpodział władz, funkcjonowały w nim przedwojenne partie, takie jak Stronnictwo Ludowe czy Stronnictwo Pracy. W rzeczywistości władza w sposób hegemonistyczny sprawowana była przez PPR, której aparat represji był całkowicie podporządkowany. Mówi się, że była to polska droga do socjalizmu wymyślona przez Gomułkę.

- Tak rzeczywiście było?

- Nie, to nieprawda. To był pomysł Stalina, który uważał, że na tym etapie potrzebna jest właśnie taka forma pozornej demokracji. Ten system utrzymał się do 1948 roku, a odejście od dotychczasowego modelu było związane ze zmianami sytuacji międzynarodowej. Stalin zakładał, że będzie dłużej współpracował z Zachodem, bo Związek Radziecki przeżywał wtedy kryzys ekonomiczny i demograficzny po ogromnych stratach odniesionych w II wojnie światowej i nie był jeszcze gotowy na nowy konflikt. Z kolei Stany Zjednoczone, wzmocnione sukcesem odniesionym w wojnie, uznały, że trzeba czynnie zastopować ekspansję komunizmu w świecie.

- Jakie były konsekwencje?

- Doszło do zaostrzenia stosunków ZSRR - Zachód i zbrojnej konfrontacji, czego przykładem może być wojna domowa w Grecji albo wojna w Korei. W sytuacji zagrożenia Stalin rozpoczął ujednolicanie systemu w podbitych krajach, narzucając im sowietyzację. I to, co działo się w Polsce po roku 1948, to właśnie sowietyzacja. Jej symbolem było niewątpliwie pojawienie się marszałka Rokossowskiego. Przypieczętowaniem tych zmian okazało się uchwalenie konstytucji z 22 lipca 1952 roku, w pewnych fragmentach poprawionej osobiście przez Stalina. Proces intensywnej sowietyzacji trwał u nas do 1954 roku. Potem stopniowo następowały zmiany, których kulminacją była październikowa odwilż. Zmieniało się społeczeństwo i zmieniała się też partia. Coraz mniej było w niej przedwojennych fanatyków, coraz więcej oportunistów.

Później mamy okres gomułkowski i gierkowski.

- Czym się one charakteryzowały?

- Odrzucono teorię o zaostrzaniu się walki klasowej w miarę postępów budowy socjalizmu, znacznie ograniczono też represje polityczne (oczywiście, w porównaniu z latami stalinowskimi). Stopniowo, pod naciskiem społecznym, następowała liberalizacja systemu. Istotne zmiany ustrojowe nastąpiły w PRL dopiero w latach 80. Mam na myśli powołanie Trybunału Konstytucyjnego i Trybunału Stanu (który utworzono w celu osądzenia Gierka, ale potem został) oraz zmiany gospodarczo-ustrojowe z 1988 roku. Demokratyzacja nastąpiła jednak dopiero w latach 1989-1991. W ten sposób system o cechach totalitarnych przekształcił się w swoje przeciwieństwo - ustrój demokratyczny.
- Zmieniało się również oblicze partii rządzącej. W pierwszych latach jej trzon przywódczy stanowili dawni członkowie KPP, dla których dyspozycyjność wobec Moskwy była oczywistością. Jednak później, wraz z upływem czasu, przyszły nowe pokolenia działaczy partyjnych o trochę innych poglądach.

- Na początku kierownictwo tworzyli rzeczywiście dawni członkowie KPP, którzy przeszli przez przedwojenne więzienia lub jakimś cudem ocaleli z czystki w ZSRR. Traktowali oni ideologię komunistyczną wręcz w kategoriach religii. Posłuszeństwo wobec Moskwy było całkowite, a ze Stalinem uzgadniano dosłownie wszystko. Później w partii pojawiło się, wychowane już w Polsce Ludowej, pokolenie ZMP, ale było to pokolenie złamane. Oni wszyscy wierzyli w Stalina, a wystąpienie Chruszczowa na XX zjeździe było dla nich straszliwym ciosem. Niemniej to właśnie oni sprawowali władzę przez następny okres. W latach 80. do elity władzy włączyło się młode pokolenie wychowane w takich organizacjach, jak ZSP, ZMS czy ZMW. To ludzie mniej przywiązani do ideologii, bardziej pragmatyczni, technokraci wiążący się z partią dla kariery.

Równocześnie okres gierkowski charakteryzował się wręcz krzykliwym eksponowaniem ideologii marksistowsko-leninowskiej przez aparat propagandowy. Te zmiany pokoleniowe sprawiły, że PZPR przekształciła się w jeszcze większym stopniu z partii robotniczej w urzędniczą, partię etatowych działaczy. W ostatnim okresie, czyli w latach 80., życie wewnętrzne partii charakteryzował zupełny już brak przywiązania do ideologii, a PZPR była wtedy po prostu partią władzy.

- Pisze Pan, że z badań przeprowadzanych przez władze w latach 80., ale też z obserwacji opozycji wynikało, że poparcie dla niej w społeczeństwie nigdy nie było miażdżące.

- Największe poparcie dla opozycji na początku lat 80. notowano do wydarzeń bydgoskich. Wtedy rzeczywiście ogromna większość społeczeństwa, w tym także członków partii, wyraźnie popierała "Solidarność". Potem jednak zaczęły ujawniać się spory w kierownictwie związku (między innymi konflikt Wałęsy z Gwiazdą), pogłębiał się też kryzys ekonomiczny, co wpływało na obniżenie poparcia społecznego dla opozycji. Zauważyła to też partia, w której pojawił się wtedy pomysł tzw. taktyki salami, czyli pozyskiwania dla władzy, niejako po plasterku, pewnych grup w drodze przekupywania ich przywilejami i obietnicami. Spadek widać też w momencie wprowadzenia stanu wojennego. Gdyby poparcie dla "Solidarności" było wtedy takie, jak np. w marcu 1981 roku, to stanu wojennego nie dałoby się tak łatwo wprowadzić i mielibyśmy zapewne do czynienia ze strajkiem generalnym. Z analiz ośrodków władzy, w tym także SB wynika, że także w późniejszej fazie lat 80. poparcie dla działań opozycji malało. Demonstracji było z roku na rok coraz mniej. Trudno się jednak dziwić, zniechęcenie to normalny odruch społeczny.
- Jedna z konkluzji Pańskiej książki brzmi, że największym wygranym zmian ustrojowych po 1989 roku i zmiany ustroju był polski Kościół, którego rola niezmiernie wzrosła.

- W PRL Kościół odgrywał dużą rolę, ale moim zdaniem była to bardziej rola społeczna niż polityczna. Kościół był w najgorszej sytuacji w okresie bierutowskim, do 1956 roku. Potem jego położenie poprawiło się, choć oczywiście nadal był zwalczany. Partia nie mogła znieść, że jakaś duża instytucja w państwie nie jest objęta jej nomenklaturą. W dodatku zdawała sobie sprawę, że Kościół jest olbrzymią siłą moralną, za którą stoi większość społeczeństwa.

Z drugiej strony Kościół nie mógł sobie pozwolić na ograniczenie swoich wpływów, więc walka była nieunikniona. Gomułka, który pochodził z katolickiej, wiejskiej rodziny, rozumiał przywiązanie mas do wiary i księży, ale z całych sił starał się ograniczyć polityczne wpływy hierarchów. Z kolei za Gierka władza podjęła próbę narzucenia im wspomnianej nomenklatury. Starano się np. narzucić metropolitę wrocławskiego, do Watykanu wysłano własne kandydatury na stanowiska ordynariuszy diecezji, ale nic z tego nie wyszło. Intensywne działania, tzw. dezintegrujące prowadziła wtedy Służba Bezpieczeństwa. Rozpuszczano plotki, skłócano hierarchów ze sobą, intrygowano.

Kościół coraz częściej postrzegany był wtedy jako instytucja, z którą wygrać się nie da.

- A jak to wygladało w okresie "Solidarności"?

- Przywódcy Kościoła mieli pewne obawy co do związku. Kard. Wyszyński i część biskupów wyraźnie bała się części kierownictwa "Solidarności", pamiętając o jej korzeniach lewicowych. Ale obecność związku działała na korzyść Kościoła, bo im władza była słabsza, tym Kościół był silniejszy. Udało mu się uzyskiwać kolejne koncesje: możliwość otrzymywania darów z zagranicy, pozwolenia na budowę nowych świątyń, działalność wydawniczą.

Niewyobrażalnym dotychczas wzmocnieniem polskiego Kościoła był wreszcie wybór Karola Wojtyły na papieża. W mojej opinii, w 1988 roku Kościół jest już takim czynnikiem, bez opinii którego nie da się podjąć i nie podejmuje żadnej ważnej decyzji w państwie. Nigdy wcześniej nie było takiej sytuacji, w której premier jedzie do prymasa, by się mu przedstawić. A tak właśnie zrobił Mieczysław Rakowski, gdy objął stanowisko szefa rządu. Kościół chętnie korzystał ze swojej pozycji, a jego wpływ na Okrągły Stół i późniejszy kształt przemian ustrojowych był ogromny. Nie mówiąc już o pozycji w III RP.

O AUTORZE

Andrzej Leon Sowa (ur. 1946) - historyk, wieloletni pracownik Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od 2010 roku wykłada na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Zajmuje się dziejami I Rzeczypospolitej oraz historią XX w. Jest współautorem i autorem kilku podręczników do historii najnowszej wykorzystywanych na polskich uczelniach wyższych, w tym przede wszystkim "Historii Polski 1918-1945". Jego ostatnio wydaną "Historię polityczną Polski 1944-1991" opublikowało Wydawnictwo Literackie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski