18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zwyczajne piękne życie

PAULINA POLAK
Zofia Miska: Ludzie szybko do mnie lgną. Zwierzają się ze swoich trosk, kłopotów, szukają pomocy. FOT. ANNA KACZMARZ
Zofia Miska: Ludzie szybko do mnie lgną. Zwierzają się ze swoich trosk, kłopotów, szukają pomocy. FOT. ANNA KACZMARZ
Jaka tam ze mnie pani... Jedyna Pani jaka jest, to siedzi tam na górze - mówi Zofia Miska i spogląda w niebo. Przepracowała na pięciu plebaniach jako gospodyni 50 lat. Nie lubi oficjalnych zwrotów. Dziewczęta z kuchni wołają do niej "ciociu“, innych prosi, żeby mówili po imieniu.

Zofia Miska: Ludzie szybko do mnie lgną. Zwierzają się ze swoich trosk, kłopotów, szukają pomocy. FOT. ANNA KACZMARZ

Pani Zofia - gotowanie i sprzątanie ma w jednym paluszku. Przez 50 lat była gospodynią na kilku plebaniach. Ostatnio pracowała przy kościele Mariackim. Dlaczego tak trudno będzie jej teraz stamtąd odejść?

Obecnie ostatni rok dowodzi w kuchni przy bazylice Mariackiej. Po 28 latach pracy w tym miejscu, odchodzi na zasłużoną emeryturę. To będzie w jej życiu rewolucja. Jeszcze nie wie, jak zagospodaruje wolny czas.

Jest mistrzynią w gotowaniu. Przygotowanie obiadu dla 14 księży zajmuje jej 1,5 godziny, choć nie są to wcale szybkie dania. Największym powodzeniem cieszą się gołąbki, pierogi i rurki z kremem.

- Jak tego nie ma, to księża są niepocieszeni. Nieraz mi jeden powiedział, że gotuję jak jego matka. Ale nie jedzą dużo. Jedzą tyle, co wszyscy - stwierdza.

Podawała poczęstunek dla prezydenta Krakowa, ambasadorów i wielu kościelnych dostojników, a także dla Ojca Świętego - jako kardynała i jako papieża. Wie, że dobrze gotuje, bo goście przychodzą dziękować do kuchni. Nierzadko proszą też o podanie przepisu.

Pełnia

Do pracy ma bardzo blisko, mieszka kilka kroków od kościoła Mariackiego. Energicznie wchodzi do jadalni. Mimo mrozu, pod kurtką tylko cienka bluzka bez rękawów. W trakcie rozmowy na stole pojawia się ciasto, potem jeszcze kurczak, kiełbasa i chleb.

- Lubię, gdy mogę się z kimś podzielić. Wtedy człowiek czuje się taki spełniony - mówi Zofia Miska.

Na mariackiej plebanii śniadanie podaje się od godziny 7 do 10. Obiad jest o 13, kolacja o 19. Praca w kuchni zabiera więc większość dnia. A przecież jeszcze trzeba coś wyprać, pojechać na zakupy, odwiedzić chorych w szpitalu, pomodlić się.

Zofia Miska nie narzeka. Prędzej dziewczyny w kuchni zaczną marudzić, że bolą je nogi, ale ona nie. Na fotografiach podopieczne, które nazywa "swoimi córeczkami", przytulają się do niej. Niektóre wyszły już za mąż, mają dzieci. Wiele z nich dostało od szefowej ślubne wiano. Niektórym znalazła miłość życia.

Te, co są pannami, pokazują zdjęcia swoich chłopców, proszą o radę.

- Ludzie szybko do mnie lgną. Zwierzają się ze swoich trosk, kłopotów, szukają pomocy. Kiedy jadę na wycieczkę, to zaraz pełno ludzi mam wokół siebie. To chyba jakieś bioprądy - mówi.

Rodzina

- Gdy poszłam z domu, nie miałam nic, tylko te ręce. Ręce i serce. I może to wystarczyć? Może. Tak też można pięknie żyć - potwierdza pani Zofia.

W rodzinnym domu w Krzeszowie nie nauczyła się gotować. Było tak biednie, że mama nie myślała o przepisach, tylko co włożyć do garnka i nakarmić sześcioosobową rodzinę. Czasami kilka dni pod rząd jedli zacierkę - czyli mączne kluski ze słoniną lub mlekiem.

- Rodzice, tak jak wszycy mieszkańcy Krzeszowa, zostali wysiedleni przez Niemców. Kazali im opuścić dom, tak jak stali. Nigdy już nie odzyskali swego dobytku - opowiada.

Zosia urodziła się już po wojnie i była najmłodsza z rodzeństwa. Gdy chodziła do szkoły, w domu brakowało pieniędzy nawet na zeszyty. Nigdy się do tego nie przyznała, wolała mówić pani, że zapomniała spakować się na lekcje.

W dzieciństwie marzyło jej się, że będzie lekarką, ale nie było mowy o dalszym kształceniu. Gdy miała 15 lat, została posłana do pracy. Pierwszą przystanią, i to na osiem lat, stała się plebania w Jeleniu: 14 hektarów pola, trzy krowy do pasienia, cztery świnie, 100 kur i gęsi. Było co robić.
Następnie została gosposią księży na Woli Batorskiej, później w Krakowie, na Piaskach Wielkich. Potem były jeszcze Niepołomice, gdzie wybudowała sobie dom.

- Kiedy pracowałam na plebanii na Piaskach Wielkich, to między innymi zajmowałam się też krowami. Miały tam taką łąkę, która sąsiadowała z sadem. Oprócz trawy, zajadały się jabłkami. Skutek był taki, że gdy ludzie szli do kościoła, to miałam za sobą rząd baniek z mlekiem. Kupowali wszystkie, a wieczorem przychodzili jeszcze po śmietanę i ser. Można było dużo zarobić.

Samotność

Dom w Niepołomicach był piękny, trzypiętrowy, na 300 mkw. Umeblowany, z telewizorem, wszystko wysprzątane na błysk. Na początek wprowadziła się tam z chorą matką. - Mama mi wtedy mówiła: Zosiu, jak ci dobrze. Nie było dobrze, wieczorem robiło się strasznie smutno - mówi Zofia Miska.

Po pół roku z Niepołomic wezwano ją na plebanię Mariacką w Krakowie. Matka zmarła, a Zofia nie chciała już wracać do pustych ścian. Stwierdziła, że jest powołana do czegoś innego. Oddała dom na rzecz Caritasu Archidiecezji Krakowskiej. Dziś mieszkają w nim byli bezdomni. Każdy ma swój pokój.

- Nie miałam czasu, żeby założyć rodzinę. Zawsze tyle trzeba było zrobić. Zawsze żyłam dla innych - mówi pani Zofia.

Za swoją pracę w 2002 r. otrzymała od Ojca Świętego medal"Pro Ecclesia et Pontifice"(Dla Kościoła i papieża). Jest to jedno z najwyższych odznaczeń Kościoła rzymskokatolickiego, który może otrzymać osoba świecka. Krzyż zasługi ustanowił papież Leon XIII 17 lipca 1888 roku. Zofia Miska oddała go jako wotum Matce Boskiej w Częstochowie. Także w tym roku, na zakończenie 50 lat pracy, zawiozła pod ołtarz na Jasnej Górze 50 czerwonych róż.

Jan Paweł II zapamiętał ją z Krakowa. Podczas jednej z audiencji w Watykanie spojrzał i spytał skąd przyjechała. "Z Krakowa Ojcze Święty, z parafii Mariackiej, gdzie jestem gospodynią" - odparła. "A to my się znamy!" - kiwnął głową papież.

Na jednym ze zdjęć Zofia Miska przyjmuje komunię świętą z rąk Ojca Świętego. Ma na sobie śnieżnobiałą, haftowaną bluzkę. Brunetka, około 40 lat. Klasa.

Współczesny świat

- Ludzie dziś zupełnie się pogubili. Gonią za pieniądzem, nie mają czasu spotkać się z samym sobą - mówi Zofia Miska.

- Kiedyś nie mieli prawie nic, ale wszystkim się dzielili. Jak sąsiad bił świniaka, to inni mieszkańcy wsi wiedzieli, że będą mieli dziś kiełbasę i ucztę. Teraz wszyscy tylko patrzą, żeby mieć więcej. Grodzą się od siebie. W ogródkach szczekają psy - podsumowuje.

Denerwuje ją także to, że dzisiaj tyle marnuje się jedzenia. Raz na Kleparzu zauważyła, że sprzedawca wyrzuca poobijane jabłka. Wzięła te owoce, starczyło na dwa pyszne placki.

W kuchni uczy dziewczyny, jak zrobić przysłowiową zupę na gwoździu i wykorzystać w smacznym posiłku, to co zostało z wczorajszego obiadu. Jeśli mają chwilę czasu, to idą razem na spacer po Rynku i ogladają wystawy z ubraniami. Zazwyczaj kończy się tylko na tym.
W latach 90. zrobiła kurs czeladniczy, a następnie mistrza kuchni. Na egzamin, trochę stremowana, przygotowała ciasto według własnego przepisu.

- Idąc z tym ciastem po schodach, minęłam innego kandydata, który niósł przed sobą wspaniale wy-gladający tort. Wysoki, ozdobiony był truskawkami i ananasem z piórami. Pomyślałam wtedy, że na pewno nie zdam. Ale zdałem. "Pani - powiedział do mnie egzaminator - tamtego tortu to nie dało się jeść ''- smieje się Zofia Miska.

Święta

Wigilia w Mariackim zaczyna się o 18. Na pięknie przystrojonym stole jest 12 tradycyjnych potraw. Zasiada do niego 20 osób - księża z parafii, pani Zofia i dziewczęta z kuchni. Pięknie wychodzi też śpiewanie kolęd, bo w jadalni, ozdobionej portretami proboszczów kościoła Mariackiego, stoi pianino, na którym w święta ktoś gra.

W Boże Narodzenie na plebanię raczej nie przychodzą goście, bo księża odprawiają jedną mszę świętą za drugą. A jak trafi im się wolny dzień, to jadą do rodzinnego domu.

Pani Zofia na plebanii Mariackiej spędziła wszystkie Wigilie. Nie tylko ze względu na pracę. Po prostu czuje, że tu jest jej miejsce.

Karpie sprowadza ze stawów koło Oświęcimia. Czasem pływają u niej w wannie przez trzy dni. Nie robi kutii, bo nie ma na nią amatorów. Na wigilijnej wieczerzy są za to pierożki, barszczyk, rybka - wszystko, co w taki wieczór na stole powinno być.

Jak już pomyte są wszystkie naczynia, o godzinie 22 Zofia Miska idzie na wcześniejszą pasterkę do kościoła św. Barbary. Potem ogląda w domu transmisję z Watykanu. Czasem zajrzą do niej sąsiadki z życzeniami albo dziewczyny z kuchni na pogaduszki.

- O czym sobie marzę? Moja księga życzeń powoli się zamyka. Kończę pracę, odchodzę na emeryturę. Na pewno chciałabym jeszcze zrobić coś dobrego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski