Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zwykła chandra czy depresja

Agata Grzelińska
Depresja to poważna choroba, która może prowadzić do samobójstwa
Depresja to poważna choroba, która może prowadzić do samobójstwa Mikołaj Nowacki
Rozmowa. Depresja to gigantyczny problem. O tym, jak się rodzi, kto jest na nią narażony i czy można ją wyleczyć, mówi psychiatra prof. Piotr Gałecki z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, krajowy konsultant ds. psychiatrii.

- Skąd się bierze depresja?
- Depresja jest chorobą, u podłoża której leżą trzy czynniki: biologiczny, genetyczny i psychologiczny lub środowiskowy, ściśle związany z osobowością. Mamy więc do czynienia z genami, czyli z tym, czego nie możemy zmienić, co w nas jest, bo tacy się rodzimy. Czynnik biologiczny to np. procesy biochemiczne, chemiczne, fizyczne. Mamy wreszcie do czynienia z naszą strukturą osobowości, czyli czymś, co jest ukształtowane w okresie rozwoju. Te trzy elementy składają się na przyczynę depresji. Od tego, który z tych elementów dominuje, zależy przebieg depresji i to, czy będzie łatwa do wyleczenia, czy będzie nawracała, czy będzie lekooporna i nie da się osiągnąć pełnej remisji (wyleczenia). U każdego człowieka znaczenie każdego z tych elementów może być inne. Jeśli 20-latek przychodzi z ciężkim epizodem depresji i w wywiadzie okazuje się, że jego matka chorowała na depresję, siostra chorowała na depresję, ojciec choruje na depresję, a dziadek lub babcia popełnili samobójstwo, to wiemy, że on może mieć pewną predyspozycję genetyczną, ponieważ występowała ta choroba w rodzinie. Depresję, jak każdą chorobę cywilizacyjną, dziedziczy się wielogenowo.

- Psychoterapia ma nauczyć te osoby, jak mogą sobie radzić?

- Dokładnie tak. Jest jeszcze jedna istotna rzecz w depresji. Otóż w momencie, kiedy kształtuje nam się osobowość, między 5. a 10. czy 12. rokiem życia, wszelkie traumy, przemoc fizyczna, przemoc seksualna, silny stres, funkcjonowanie w sytuacji zagrożenia życia powodują, że kształtująca się wrażliwość receptorów na hormony sterydowe staje się niezmiennie zaburzona. Te osoby mają znacznie większe ryzyko pojawienia się depresji w przyszłości. Dlatego tak szalenie istotne jest, by w wywiadzie zapytać, czy była trauma, jak wyglądało dzieciństwo pacjenta. Bo to wszystko warunkuje rozwój osobowości i ma wpływ na naszą biologię. To jest dość skomplikowane, dlatego jest tak wiele czynników wpływających na leczenie. Ludzie mówią nieraz, że depresja jest nieuleczalna, znam kogoś, kto ma depresję i co jakiś czas ma nawrót. Taki pacjent przychodzi znacznie wcześniej z mniej nasilonymi objawami, bo mówi: Już nie śpię, już mi kołacze serce, już mam biegunkę, jak mam wyjść do pracy. Wie, że zaczyna się epizod depresyjny. Te kolejne epizody łatwiej się leczy, bo pacjenci są już wyedukowani i wiedzą, jak je rozpoznawać. Z pierwszym epizodem depresyjnym zwykle pacjent przychodzi po trzech, czterech miesiącach, nawet po roku, gdy ma już ciężkie objawy i myśli samobójcze.

- Czy depresja jest uleczalna?

- W mojej opinii epizod depresyjny jest uleczalny. Ale mamy dwie jednostki chorobowe - jedna to epizod depresyjny, a druga to zaburzenia depresyjne nawracające. Jeśli ktoś ma takie czynniki ryzyka, które sprzyjają nawrotom, to epizody depresyjne będą nawracać, zwykle od trzech do pięciu razy, ale nie musi tak być. Epizod depresyjny jest wyleczalny, możemy osiągnąć pełną remisję, doprowadzić do zniknięcia wszystkich objawów.

- Skąd tak duża liczba samobójstw? To są depresje nieleczone? A może źle leczone?
- Samobójstwa były zawsze, są i będą. Żyjemy coraz szybciej, bez wsparcia społecznego i w stałej sytuacji zagrożenia. Proszę otworzyć gazetę czy jakiś portal - zawsze przeczytamy, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Jesteśmy cały czas bombardowani sytuacjami, które podgrzewają brak pewności. Z jednej strony otacza nas nadmiar złych informacji, z drugiej żyjemy bez wsparcia społecznego.

- Jesteśmy samotni?
- Żyjemy bardziej indywidualnie niż kiedyś, nie żyjemy w rodzinach wielopokoleniowych. Nie dyskutujemy, nie rozmawiamy, gdy mamy problem. Oparcie mamy znacznie mniejsze niż jeszcze trzy, cztery dekady wcześniej. To jest typowe dla krajów rozwijających się i rozwiniętych. Skąd taka potrzeba kontaktu psychoterapeutycznego? By móc z kimś porozmawiać. Chodzi o przedyskutowanie, czy dobrze zrobiłem, czy podjąłem dobrą decyzję. Kiedyś rozmawiało się w domu. Nie mówię, że tego dziś nie ma, ale że tego jest znacznie mniej.

- Czasami wystarczy wypowiedzieć problem.
- Żyjemy w ciągłej niepewności. Rośnie liczba samobójstw. Na stronie Komendy Głównej Policji jest statystyka. Weźmy rok 2013 - życie odebrało sobie w Polsce 6101 osób, w tym 5196 mężczyzn.

- Mężczyźni są słabsi psychicznie?
Mężczyźni jeszcze ze względu na swoje cechy ewolucyjne radzą sobie gorzej z problemami. Kobiety i mężczyźni różnią się w stylach radzenia sobie z kłopotami, w stylach rozwiązywania problemów.

- Mimo tego, co zakłada gender?
- Różnimy się absolutnie. Mężczyzna nie jest przygotowany do rozwiązywania problemów w sposób wieloczynnikowy. Traktuje sukces lub porażkę w sposób zero-jedynkowy. I nie szuka pomocy, bo uczony jest, że szukanie pomocy to słabość.

- I że chłopaki nie płaczą.
- Jak go wyrzucają z pracy, a on ma 300-400 tys. kredytu albo jest na eksponowanym stanowisku, to jest to dla niego strata nie do odrobienia. Dla niego każda deprywacja: utrata pieniędzy, zdrada żony, odejście żony jest wielkim problemem, a on nie potrafi prosić o pomoc. Zresztą te różnice już widać wśród trzylatków. Chłopcy biegają od drzewa do drzewa, biją się, kopią, ganiają, a dziewczynki siedzą w piaskownicy, robią babeczki i ze sobą rozmawiają. To się przekłada na dorosłe życie. Kobieta od samego początku jest przygotowana, by prosić o pomoc. Poza tym porażka kobiety jest bardziej społecznie akceptowana. Niestety, to funkcjonuje też w korporacjach. Ofiary molestowania i mobbingu nie mają płci, tyle że żaden mężczyzna się do tego nie przyzna. Taki mężczyzna, który poniósł porażkę, przestaje w siebie wierzyć, nie ma ochoty nigdzie wyjść, bo jak ma wyjść, gdy cały czas się poci, nie może spać, więc jest niewyspany, jest drażliwy, bywa nawet agresywny, ma ciągłe dolegliwości gastryczne. Zaczyna stopniowo myśleć, że jest ciężarem dla rodziny. Pesymizm, poczucie winy, uczucie beznadziejności, negatywne nastawienie do przyszłości, przekonanie o sytuacji bez wyjścia podpowiadają mu jedno rozwiązanie.

- Myśli o śmierci.
- Taki ktoś nie od razu myśli o samobójstwie. Najpierw rozważa ogólnie, potem pojawia się życzenie śmierci, czyli nie zakłada, że popełni samobójstwo, bo nie zrobi tego rodzinie, ale nie ma nic przeciwko, gdyby coś się stało, gdyby zmarł podczas snu. A potem pojawia się konkretny plan. Uważam, że policyjne statystyki nie oddają prawdziwej liczby - jest mnóstwo ukrytych samobójstw. Ludzie prowokują np. wypadki na drodze, bo nie chcą stygmatyzować rodziny, po samobójstwie rodzina nie dostaje pieniędzy z ubezpieczenia.

- Czy młodsze pokolenie, powiedzmy 20-latków, jest słabsze? Pojawiają się głosy, że panuje moda na depresję?
- Nie. Młode pokolenie jest znacznie silniejsze niż 50-latkowie. Częściej zgłasza się po pomoc, jest lepiej uświadomione. Przychodzi do mnie student czwartego roku i mówi, że na drugim i trzecim roku miał stypendium naukowe, a teraz ledwo zalicza, rzuciła go dziewczyna, nie chce mu się nigdzie wychodzić, nic go nie cieszy, więc przyszedł po pomoc, bo przeczytał w internecie, że to może być depresja. On szuka odpowiedzi, a to w medycynie nazywa się profilaktyką.

- A co to jest depresja maskowana?
- To depresja, w której objaw somatyczny jest substytutem, maską obniżonego nastroju. W takich przypadkach zwykle dominuje uczucie nasilonego lęku, ale pacjent się uśmiecha, tylko że ma np. dolegliwości ze strony układu krążenia czy przewodu pokarmowego, przewlekłe bóle głowy czy pleców, stałe uczucie zmęczenia, jest drażliwy. Leczenie u kardiologa lub innych specjalistów jest nieskuteczne. Powodem nie jest złe leczenie, lecz fakt, że objawy wymienione wyżej są jedynie maską depresji, a nie objawem chorób internistycznych czy neurologicznych.

- Kiedy zwykła chandra czy psychiczny dół zaczyna być depresją? Kiedy należy szukać pomocy lekarza?
- Gdy takie objawy, jak m.in. obniżony nastrój, smutek i przygnębienie, lęk, spadek energii, obniżona aktywność, brak wiary we własne możliwości, nasilenie poczucia winy i małej wartości, brak wiary w siebie, myśli, że lepiej byłoby się nie obudzić, utrata sensu życia trwają dwa tygodnie i dłużej, to trzeba iść do psychiatry lub lekarza rodzinnego. Dzień czy dwa złego nastroju to nic, ale gdy taki stan dominuje przez dwa tygodnie, trzeba szukać pomocy, szczególnie gdy zaburza nam to funkcjonowanie zawodowe, rodzinne, społeczne.

- Czy do psychiatry trzeba mieć skierowanie?
- Nie, i mam nadzieję, że to się nie zmieni.

Rozmawiała Agata Grzelińska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski