Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żyć tak, by nie krzywdzić innych

Redakcja
Ich oczkiem w głowie jest wnuczek Maciuś Fot. Magdalena Uchto
Ich oczkiem w głowie jest wnuczek Maciuś Fot. Magdalena Uchto
Poznali się 31 lat temu w... drodze do pracy. On, rodowity proszowianin, ona dziewczyna z Kocmyrzowa-Luborzycy. Tą samą trasą dojeżdżali do Krakowa. Anna pracowała w Krakowskim Przedsiębiorstwie Geodezyjnym, Włodzimierz w Spółdzielni Pracy "Garbarnia". - Mąż śmieje się, że zgarnął mnie w drodze do pracy i już przy sobie zatrzymał - wspomina pani Anna.

Ich oczkiem w głowie jest wnuczek Maciuś Fot. Magdalena Uchto

MAŁŻEŃSKIE ZWIERZENIA. Anna i Włodzimierz Kowalscy opowiadają "Dziennikowi Polskiemu" o życiu, pracy i swoich pasjach

Ślub w Luborzycy, dom w Proszowicach
25 sierpnia 1979 roku wzięli ślub w kościele w Luborzycy. - Mszę odprawił wówczas ksiądz Tadeusz Juhas, obecny kustosz Sanktuarium w Ludźmierzu. Tam zresztą pojechaliśmy w 25-lecie naszego małżeństwa - mówi Anna Kowalska. Przyznaje, że dla niej data ślubu jest wyjątkowa z dwóch powodów. Nie tylko dlatego, że przypomina jej tę wspaniałą chwilę, ale też kojarzy się jej z dziadkiem. - Był on mocnym filarem naszej rodziny i także brał ślub 25 sierpnia - zaznacza.
Włodzimierz Kowalski, który, jak sam mówi, z dziada pradziada jest proszowianinem, przywiózł żonę do rodzinnego domu. Tu mieszkali przez 10 lat. - Przez całe życie nie obijaliśmy się. Początkowo pracowaliśmy na państwowych posadach. Po pracy pomagaliśmy teściom w prowadzeniu gospodarstwa. Sami wychowywaliśmy dwóch synów - opowiada pani Anna. Włodzimierz Kowalski przyznaje, że wysiłek zaowocował tym, że udało im się wybudować dom. Czasy nie były łatwe. Za każdym materiałem trzeba było się sporo nachodzić. Ale udało się. Uruchomili własną działalność gospodarczą, którą prowadzą do dziś. Początkowo był to sklep spożywczy, obecnie jest on wielobranżowy.
Ciągle gdzieś ich gna...
Razem nie tylko pracują, ale także udzielają się społecznie, nawzajem sobie pomagając. Włodzimierz Kowalski szefuje proszowickiej Kongregacji Kupieckiej, a jego żona - Proszowickiemu Towarzystwu Turystyki Regionalnej. Zgodnie przyznają, że nie należą do osób, które nie potrafią zorganizować sobie wolnego czasu. - My nie możemy usiedzieć w domu. Ciągle gdzieś nas gna. Należymy do osób towarzyskich. Mamy sporą grupę znajomych, których odwiedzamy. Oni z kolei często wpadają do nas. Lubimy aktywny wypoczynek. Ze względu na prowadzoną działalność nie wyjeżdżamy na dwutygodniowe wczasy, ale urządzamy sobie wycieczki weekendowe - podkreśla pani Anna.
Biorą rowery i wyruszają na zwiedzanie okolicy. Często organizują wypady do Szczawnicy. - Różni nas tylko jedno: ja wolę góry, żona morze - śmieje się pan Włodzimierz.
Razem jeżdżą na wyprawy, które oferuje Proszowickie Towarzystwo Turystyki Regionalnej. - Kongregacja, w której działam od 1995 roku, też organizowała różne wyjazdy. Ale czasami, spośród samych członków, trudno było zebrać komplet. Dlatego kiedy powstało towarzystwo połączyliśmy siły. Na wyjazdach towarzyszy nam wiele różnych osób, a atmosfera jest naprawdę wyjątkowa - przekonuje pan Włodzimierz. Potwierdza to pani Anna, która przyznaje, że podczas wyjazdów nawiązało się wiele przyjaźni.
W czasie, kiedy pan Włodzimierz walczy w kongregacji o interesy lokalnych kupców czy organizuje szkolenia, żona planuje kolejne wyprawy stowarzyszenia. W niedzielę wyruszają na rowery, a w sierpniu do Lwowa. Przyznają jednak, że sami niewiele by zrobili, gdyby nie pomoc wielu osób, zarówno z kongregacji, jak i z towarzystwa. Ze wspólnych wycieczek skorzystało ponad 200 osób. Towarzystwo dysponuje już własnym grillem i termosem, np. do bigosu. Przydają się one szczególnie podczas biesiad, na których kongregacja często spotyka się wspólnie z towarzystwem.
Państwo Kowalscy na wyprawy zawsze jadą razem. Nie wyobrażają sobie, by mogło być inaczej.
Włodzimierz Kowalski ma słabość nie tylko do żony, ale także do miodu. Nie ukrywa, że życie zawodowe i rodzinne jest podporządkowane jego wielkiej pasji. Praca w pasiece przynosi mu wiele satysfakcji. On sam zapewnia, że najlepszy jest miód z Płaskowyżu Proszowickiego.
W zgodzie z innymi i własnym sumieniem
Dumą państwa Kowalskich są synowie Michał (geodeta) i Mateusz (nauczyciel), a prawdziwym oczkiem w głowie roczny wnuczek Maciuś. - Zawsze wyznawaliśmy zasadę, że dzieci trzeba wychowywać, a nie chować. To wielka inwestycja na przyszłość. Taka, która ma się zwrócić, bo jak się dzieci wychowa, tak one się później odwdzięczą - podkreśla pan Włodzimierz.
Anna i Włodzimierz Kowalscy zaznaczają, że w życiu kierują się jedną zasadą: żyć tak, by nikomu nie wyrządzić krzywdy. - Zawsze staraliśmy się uczciwie pracować oraz postępować w zgodzie z Bogiem, ludźmi i własnym sumieniem. I nadal taki cel nam przyświeca. Czy nam się to udaje, niech ocenią inni - mówią skromnie małżonkowie.
25 sierpnia będą świętować 30. rocznicę ślubu. - Nam się wydaje, jakby to było wczoraj, a to już tyle lat minęło - podkreśla pan Włodzimierz. Jednak najbardziej istotne jest to, że mimo upływu lat nadal są razem, a codzienność nie przesłoniła tego, co najważniejsze - miłości, szacunku i uczciwości wobec siebie i wobec innych.
Magdalena Uchto
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski