Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie barda wpisane w historię

WACŁAW KRUPIŃSKI
"Śpiewałem w mieszkaniach, w kościołach..." Fot. Robert Kwiatek
"Śpiewałem w mieszkaniach, w kościołach..." Fot. Robert Kwiatek
Zaczynali działalność artystyczną w ruchu studenckim, którego mecenasem była ówczesna organizacja SZSP, czyli Socjalistyczny Związek Studentów Polskich.

"Śpiewałem w mieszkaniach, w kościołach..." Fot. Robert Kwiatek

Artystyczne spotkania ludzi, którzy tak się dopełniają, nie są częste; Lennon - McCartney, Wasowski - Przybora, Gintrowski - Kaczmarski. Osiem lat temu odszedł Jacek Kaczmarski, teraz - Przemysław Gintrowski

Jednak nikt tam nie pytał o poglądy. Taki też napis - SZSP figurował na pierwszej małej płytce, tzw. EP-ce, Gintowskiego. Ledwie parę lat później byli z Kaczmarskim dwoma najbardziej znaczącymi i znanymi bardami kojarzonymi z opozycją wobec dawnego systemu. W dziesięć lat po upadku PRL, a dwadzieścia od czasu, gdy trio Kaczmarski - Gintrowski - Łapiński wyśpiewało o murach, co runą, pieśń, którą wzięła na sztandary "panna S", trio przekornie reklamowało swą trasę plakatem nawiązującym do tych, których anciene regime traktował jako symbole - Marksa, Engelsa i Lenina.

Była druga połowa lat 70. minionego wieku, gdy na Studenckim Festiwalu Piosenki Gintrowski śpiewał, słowami Zbigniewa Książka: "Nie wierzę w raj na Zachodzie czy Wschodzie /Ja wierzę w Ciebie (...) Posądzają nas o suchoty uczuć, bo milczymy w sprawie Twojej /Ale tu nie chodzi o kolor słowa, tylko o nas i o Ciebie /Przyjaźni naszej nie zeszmaci przecież /Marzec czy też Grudzień /(...) Czy poznajesz mnie, moja Polsko /To ja, Twój syn /Z bólem głowy dla Ciebie i wódki /Z przeziębionym sercem i katarem wiary /Nieufny i nieznany /Strofowany i czerwony jak Ty".

W Marcu '68, jeszcze jako uczeń renomowanego LO im. T. Reytana w Warszawie, dostał milicyjną pałką pod uniwersytetem. Należał już wtedy do 1. Warszawskiej Drużyny Harcerzy, tzw. Czarnej Jedynki, najbardziej opozycyj- nej drużyny harcerskiej w PRL-u, jak mówił. Kierował nią późniejszy reżyser filmowy Janusz Kijowski (Gintrowski, Kaczmarski i Łapiński będą statystować w jego filmie z 1979 roku "Kung-fu"). W Grudniu 1970 r. już studiował na Politechnice Warszawskiej. "To był idiotyczny pomysł; grzebałem się w jakichś maszynach bez sensu" - powie mi po latach. Potem już z radością studiował fizykę ("Fizykę skończyłem, jak Kwach swoje studia" - przyzna). I trafił do ważnego wówczas klubu studenckiego Riviera-Remont. Muzyka pociągała go od dawna. Jeszcze w liceum stworzył zespół bigbitowy o nazwie Między Niebem a Ziemią. Grali Doorsów, Rolling Stonesów, Animalsów, Procol Harum (do klasyki rocka wracał w ostatnich latach dzięki YouTube), później i piosenki własne z tekstami polskich poetów. Teraz stworzył z kolegami - w tym ze Zbigniewem Łapińskim - grupę Piosenkariat. Ale dopiero dołączenie do nich Jacka Kaczmarskiego zrodzi fenomen tria. Jego program z roku 1979 - "Mury", przyjmowany entuzjastycznie, zagrany około 500 razy, zwiastował coś wyjątkowego. Dwa kolejne - "Raj" (1980) i "Muzeum" (1981) uczyniły z tria zjawisko. Sprzyjał temu trwający w kraju karnawał "Solidarności", w którego nastrój dobrze wpisywał się śpiewak, co to "dodawał pieśnią sił, śpiewał, że blisko już świt". Bijący z tych pieśni żar - tak z tekstów Kaczmarskiego, jak i wierszy Herberta, po które sięgał Gintrowski, dodawały sił . Sam tekstów nie pisał, ale to on był kompozytorem większości piosenek z tych trzech programów: 8 w "Murach" (7 Kaczmarski, tytułowa - Luis Llach), 9 z "Raju" (pozostałe 8 Kaczmarski i Łapiński), 10 z "Muzeum" (11 podzielili się koledzy z tria). W niedalekiej przyszłości to właśnie Gintrowskibędzie pracował jako kompozytor muzyki filmowej i piosenek dla Krystyny Jandy ("Na zakręcie"), Ewy Błaszczyk. Naturalnie tworzył i dla siebie; w stanie wojennym podjął samodzielną działalność z tzw. drugim obiegu. Kaczmarski został we Francji, gdzie występowali wtedy jako bardowie polskiej opozycji antykomunistycznej. Gintrowski i Łapiński już tam nie wrócili. Nie dostali paszportów. Gin-trowski zresztą nie ukrywał, że żyć poza Polską by nie umiał. Tu był jednym z pierwszych, którzy zaczęli występować.
"Śpiewałem w mieszkaniach, w kościołach, a potem nieżyjąca już pani Hania Skarżanka wraz z księdzem Andrzejem Przekazińskim, dyrektorem warszawskiego Muzeum Archidiecezji, zorganizowali tam miejsce występów. Pojawił się Piotr Szczepanik, ja, potem doszli Danuta Rinn, Andrzej Szczepkowski, Krzysztof Kolberger... Sala na 300 osób mieściła nieraz i 500, choć w tamtych czasie przyjście na taki koncert było swoistym aktem odwagi, jawną demonstracją, po czyjej się stoi stronie. Pod Muzeum milicjanci ustawiali suki, błyskali aparatami fotograficznymi" - opowiadał mi Przemek pod koniec 2001 roku. Tam też dał premiery dwóch swoich programów - "Pamiątek" z piosenkami sprzed stanu wojennego, śpiewanymi z Kaczmarskim oraz "Raportu z oblężonego miasta". Maszynopis tego wiersza otrzymał jako tekst anonimowy, ale znając świetnie twórczość Herberta, był przekonany, że to on jest autorem. Będąc u poety zapytał o to. "Odpowiedź padła bardzo niekonkretna, niemniej czułem, że pan Zbigniew prowadzi ze mną jakąś grę. Opuściłem już mieszkanie poety, gdy usłyszałem uchylające się ponownie drzwi: "Panie Przemysławie, a nad tym wierszem to jeszcze pomyślę, bo może to jednak ja napisałem". Inny wiersz Herberta - "tekściarza pana Gintrowskiego", jak podpisze się autor "Pana Cogito" na kartce do barda - pt. "17 września", a także "Autoportret Witkacego" wykonane w ostatnich tygodniach stanu wojennego, mimo zakazu cenzury, podczas festiwalu FAMA 83, doprowadziły do protestu sowieckich oficerów. Gintrowski musiał opuścić festiwal, dostał też zakaz występów na terenie województwa.

Miał poczucie, że jest inwigilowany, ale nie przejmował się tym. Wezwany pewnego dnia przez Służbę Bezpieczeństwa na propozycję współpracy zareagował jednoznacznie: "Jedni się rodzą, żeby grać, inni po to, by być ubekami". "...chyba ze dwa razy ubecja ciągała mnie na jakieś spotkania, ale to była marginalna sprawa" - mówił mi w przywoływanej już rozmowie. I dodawał: "Moja sytuacja była dość komfortowa, miast dusić bezradność i wściekłość w sobie, miałem możliwość wyśpiewania tego publicznie".

Nagrania z jego występów krążyły na kasetach po kraju, również tych wydanych przez podziemną NOWĄ. On sam także krążył, nie martwiąc się o reglamentowaną benzynę. Jeszcze przed stanem wojennym nie pił, niemniej wódkę, która była na kartki, kupował, gromadząc całkiem spory zapas. A u żołnierzy przelicznik był prosty - pół litra wódki za 50 litrów benzyny.

W tym czasie też zaczął pisać muzykę do filmów -"Matka Królów" Janusza Zaorskiego i "Nadzór" Saniewskiego były, podobnie jak piosenki, oskarżeniem systemu. Opatrzył też muzyką wiele innych filmów, w tym serial "Zmiennicy". Także, w ostatnich latach tamtego stulecia, sitcom "13 posterunek". Gdy zaczepiałem go oto, wyjaśnił, że generalnie jest wesołym facetem i ma pogodne usposobienie, a reżyser to jego przyjaciel. W latach 80. i 90. filmów z nazwiskiem Gintrowskiego będzie ponad 20. "Piosenki to ciekawsze wyzwanie, ale za to w filmie się lepiej zarabia. Gintrowski powietrzem nie żyje" - wyznał mi szczerze.
To podczas nagrań muzyki do "Matki Królów" udało mu się nielegalnie nagrać w studiu TVP płytę "Pamiątki", wydaną przez drugoobiegowe wydawnictwa. Z kolei w studio nagraniowym Akademii Muzycznej w Warszawie, przy pomocy Jacka Szymańskiego, zarejestrował program "Raport z oblężonego miasta", z piosenkami do słów m.in. Zbigniewa Herberta i Tomasza Jastruna. W latach 80. przygotował też we współpracy z Jerzym Czechem i Leszkiem Mądzikiem program "Kamienie", przywołujący losy postaci znanych z historii.

Nastał wreszcie kres PRL-u, Kaczmarski mógł znów śpiewać w kraju. W 1991 roku trio wróciło triumfująco na estradę prezentując program "Mury w muzeum raju". Dwa lata później przedstawili "Wojnę postu z karnawałem". Zwieńczy ten czas trasa podsumowująca 20 lat ich pracy. Koncert w Warszawie trzeba było powtarzać, tylu było chętnych. Gdy 18 października 1999 roku śpiewali w krakowskiej Rotundzie , wyczuwało się emocje jak za dawnych lat, tylko Gintrowski chrypiał znacznie mocniej. Ileż emocji włożył w "Epitafium dla Jesienina". Ale też czuło się, że trzem dojrzałym już artystom nie jest ze sobą całkiem po drodze. Kaczmarski skwituje to potem w piosence "Testament mój": "Partnerzy także źródłem troski /ciąży przyjaźni kamień młyński: /Niezbyt wysilał się Gintrowski /Nazbyt wysilał się Łapiński /Tyleśmy wspólnie wznieśli modlitw /Rozeszliśmy się bez melodii".

Rok później Gintrowski wydał solową płytę "Odpowiedź", sam też pojawił się na recitalu w Krakowie, zorganizowanym przez NZS. Usłyszał wtedy od organizatorów: "Panie Przemysławie, teraz prosimy śpiewać już tylko dla nas...". Była to aluzja do odbywanego wcześniej w auli Politechniki Warszawskiej koncertu legend piosenki studenckiej, splecionego z 50-leciem Zrzeszenia Studentów Polskich. Wystąpili w nim Kaczmarski z Gintrowskim.

Polityka dzieliła ich coraz mocniej; w wyborach prezydenckich Kaczmarski opowiedział się za Mazowieckim, Gintrowski - za Wałęsą. "We mnie nie ma ani krztyny socjalisty, jestem absolutnie zdecydowanym gospodarczym prawicowcem" - usłyszę od Przemka 11 lat później. Potem, rozczarowany Wałęsą, stał się zwolennikiem lustracji, dekomunizacji, PiS-u. Nie był członkiem tej partii, niemniej startował z jej listy w wyborach samorządowych, wszedł w skład jej komitetu honorowego w czasie wyborów parlamentarnych. W wywiadzie dla "Naszego Dziennika" mówił wprost: "uważam, że Okrągły Stół był de facto zdradą narodową".

Jako artysta miał świadomość, że w obecnym świecie on ze swym Herbertem, którego - nie ukrywał - był fanatycznym wielbicielem i któremu poświęcił w całości dwie wydane przez Polskie Radio płyty "Odpowiedź" i "Tren" (z 2008 r.) jest kimś niszowym. Niewiele koncertował. "Poruszanie się samochodem po polskich drogach jest czymś niebezpiecznym, a ja mam dwoje dzieci, wspaniałą żonę i nie chcę się z nimi rozstawać - tak na amen" - usłyszałem.
Niemniej wciąż śpiewał, wbrew zapowiedziom z roku 1990, że za 10 lat będzie wyłącznie kompozytorem. Trzy lata temu ukazała się jego ostatnia płyta "Kanapka z człowiekiem i trzy zapomniane piosenki"; słychać na niej, jak i na poprzedniej, i głos jednej z jego córek - Juli.

Zmarł Artysta. Odtwarzam zatem jego piosenki: "Autoportret Witkacego", "A my nie chcemy uciekać stąd", "Epitafium dla Jesienina", "Śmiech", "Modlitwę o wschodzie słońca", "Kanapkę z człowiekiem", "Arkę Noego", "Wigilię na Syberii", "Kantyczkę z lotu ptaka", "A my nie chcemy uciekać stąd", Herbertowską "Potęgą smaku" i tegoż poety "Kraj", "Sprawozdanie z raju", "Kamyk"...

Słucham, jak "Ginter" chrypi w tak charakterystyczny dla siebie sposób. Był pierwszym, który tak nam śpiewał. Następcy to już tylko kopiści. Zresztą Przemka, podobnie jak Jacka, nikt nie zastąpi.

Jeszcze nie chrypiąc, w wierszu "Dziady" Mieczysława Jastruna (z "Murów") śpiewał:"...tak historia długa, życie krótkie".

Na pewno za krótkie. 21 grudnia skończyłby 61 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski