Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie jak w Madrycie

Krzysztof Kawa
Cafeteria. Okazuje się, że w Madrycie - na skutek wszechobecnego chaosu - nie tylko najczęściej na świecie giną pasażerom walizki (kto odwiedził lotnisko Barajas, albo choć czytał felietony Arturo Pereza-Reverte ten wie!), ale i trudno o dobry termin rozgrywania meczów tenisowych.

Podczas właśnie zakończonego turnieju jeden ze swoich pojedynków Andy Murray rozpoczął o pierwszej w nocy, a zakończył o trzeciej. Po powrocie do hotelu było mu trudno zasnąć, co ostatecznie udało się dopiero około szóstej rano. Po paru godzinach wrócił na kort i… znowu wygrał.

Przy okazji wyszło na jaw, za sprawą współczującej Szkotowi Agnieszki Radwańskiej, że kobiety w tenisie mają lepsze warunki pracy. Jeden z punktów umowy zawodniczek z WTA mówi, że żaden mecz nie może rozpoczynać się po północy. Faceci zaspali podczas negocjacji z ATP i teraz muszą się męczyć.

Murray pomarudził, ale swoje zrobił. Wczoraj spotkał się w madryckim finale z Rafaelem Nadalem, czyli doktorem honoris causa Uniwersytetu Europejskiego. Przed rokiem taki tytuł chciał przyznać Nadalowi Universidad de las Isla Baleares, ale tenisista go odrzucił (odwrotnie niż Murray, który w tym samym czasie został uhonorowany przez uczelnię w szkockim Stirling). W Madrycie zaszczytów się jednak nie odmawia, tym bardziej przez kogoś, kto - na przekór swojemu wujkowi, byłemu piłkarzowi Barcelony - jest wielkim fanem Realu.

I vice versa. Podczas jednego z meczów Nadala w Madrid Open przyszli go dopingować Cristiano Ronaldo, Pepe i Toni Kroos. Hiszpan wygrał z Włochem (Simone Bolellim), a więc dokonał tego, czego kilka dni wcześniej nie zdołali uczynić "Królewscy" w meczu z mistrzem Italii w Lidze Mistrzów.

Nadal, który dla odmiany odwiedził w sobotę Santiago Bernabeu, mógł więc rzec: swoje zrobiłem, teraz pora na was. Przed Ronaldo i spółką rewanż z Juventusem, w którym muszą dać z siebie wszystko. Dosłownie wszystko, bo może się okazać, że będzie to dla Realu ostatni mecz w tym sezonie. Hiszpańska federacja, niezadowolona z rządowego dekretu o nowych zasadach sprzedaży przez kluby praw transmisyjnych, ogłosiła strajk i począwszy od 16 maja wszystkie spotkania w tym kraju mają zostać odwołane. Nikt nie wierzy, że dojdzie do ostatecznego, ale postraszyć zawsze warto.

Co nie znaczy, że taka groźba wszędzie by poskutkowała. Michał Probierz, wielki przeciwnik pseudoreformy polskiej ekstraklasy, miał się wyrazić: Nie podoba mi się dzielenie punktów, ale gramy, bo co mamy robić? Strajkować?

No właśnie. Trener Jagiellonii dobrze wie, że nie ma sensu opuszczanie przez naszych piłkarzy stanowisk pracy, bo może się okazać, że ten pomysł zbyt wielu osobom bardzo się spodoba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski