Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie liczone od nowa

KAR
Joanna Grzelka-Kopeć długo walczyła z rakiem. Na szczęście wygrała.
Joanna Grzelka-Kopeć długo walczyła z rakiem. Na szczęście wygrała.
"Moja ukochana Grecja. W końcu tu jestem, po sześciu latach tęsknoty (…). Uwielbiam spokój Greków, ich gościnność, otwarte serca, morze, góry, starożytne klimaty i oddech bogów Olimpu na plecach. Czuję, że żyję". - Wbrew pozorom to nie fragment wspomnień z podróży, ale pamiętnika, który dokumentuje najtrudniejszy czas w życiu Joanny Grzelki-Kopeć. Czas, który upłynął na walce z rakiem piersi.

Joanna Grzelka-Kopeć długo walczyła z rakiem. Na szczęście wygrała.

Tylko w ciągu jednego roku u Polek rozpoznaje się 14 tys. nowych zachorowań na raka piersi. Ile kobiet umiera? Za dużo. Ale Joanna Grzelka-Kopeć z Dobczyc miała szczęście. Właśnie "skończyła" pięć lat…

Pani Joanna, podinspektor (major) policji w stanie spoczynku, liczy swoje życie od nowa. W miniony poniedziałek "stuknęło" jej równe 5 lat. Na forum Amazonek otrzymała liczne życzenia od podobnych do niej kilku- i kilkunastolatek, a także tych, które swoją walkę z chorobą wciąż toczą. 5 lat temu przeszła operację usunięcia piersi, razem z którą usunięto nowotwór. Jak wykazały badania histopatologiczne, miał trzeci stopień złośliwości. W trzystopniowej skali Blooma…
Zanim jednak trafiła na stół operacyjny…
"Odruchem Pawłowa przejeżdżam opuszkami palców po piersiach - na wszelki słuczaj… CHRYSTE! To nie może być prawda! Sprawdzam jeszcze raz. Prawa czysta. Teraz lewa. O Boże, jest! Groszek. Twardy. Jednoznacznie wyczuwalny, usuwający się pod palcami."

Do tego odkrycia doszło podczas podróży do Grecji. Wtedy jeszcze pani Joanna wierzyła, że to niegroźny guz. Już wcześniej, w 1995 roku odkryła u siebie guzek, który jednak został wycięty. Od tego czasu regularnie co miesiąc badała sobie piersi.
- Wcześniej nie miałam takiego zwyczaju.__Kiedy jest się "pięknym i młodym", myśli się, że rak dotyczy wszystkich, ale nie nas - mówi dzisiaj. O tym, że to nieprawda, miała okazję przekonać się już później, kiedy szpital stał się niemal jej drugim domem. Razem z nią na chemioterapię przychodziła dziewczyna, która, sądząc na podstawie wyglądu, nie mogła mieć więcej niż 16-17 lat. Za każdym razem towarzyszyła jej matka.
Po powrocie do Polski pierwszą osobą, do której pani Joanna zgłosiła się, była lekarka rodzinna. Od niej trafiła do chirurga, wreszcie tam gdzie powinna trafić od razu, czyli do kliniki onkologicznej. Dziś wszystkim kobietom, które podejrzewają u siebie guzka, radzi, aby nie czekały z wizytą u onkologa. - Lekarze wciąż twierdzą, że Polki trafiają do nich zbyt późno - mówi. - 5 lat temu ja też byłam "zielona". Nie wiedziałam, że mogę iść do onkologa bez skierowania.
Przez ten czas guzek wielkości ziarenka grochu urósł do rozmiarów 2,5 na 3,5 cm. Operacja została wyznaczona na 20 października.

"Badał mnie ordynator - docent, dystyngowany, poważny jegomość, którego twarz nie znała chyba hasła uśmiech. W obecności sześciu innych chirurgów onkologicznych. Obmacał. Bolało. Ale nie tak jak to, co powiedział tonem beznamiętnym: "Ostatnia biopsja wykazała nowotwór złośliwy. Trzeba amputować pierś, mastektomia radykalna metodą Pateya, mięsień piersiowy w rzucie guza oraz węzły chłonne lewej pachy. Nie ma innego wyjścia, ale decyzja należy do pani. Koniec konsultacji. Następna proszę."

Decyzja o wycięciu piersi aż do żeber nie była dla pani Joanny tak istotna, jak dla niektórych innych kobiet. Nie bała się, że bez piersi przestanie czuć się kobietą, ani tego, że stanie się to powodem odrzucenia. Czas pokazał, że się nie myliła. Spotkała się jednak z kobietami, które choć wiedzą, że ryzykują życiem, zastanawiają się, czy podpisać zgodę na mastektomię.
- Boją się odrzucenia i innych, niewyobrażalnych dla mnie rzeczy - mówi i dodaje, że choć takie decyzje są niezwykle trudne i często budzą bunt rodzin pacjentek, należy je uszanować. - Nie ma dwóch takich samych przypadków raka. Sama miałam okazję się o tym przekonać. Magda, jedna z moich koleżanek miała dokładnie takie same wyniki jak ja. Ja żyję. Ona nie - mówi pani Joanna.

"Na szpitalnym wyrku skuliłam się jak zbity szczeniak. Powoli zaczęły pojawiać się łzy. Bez fonii. Same łzy. Dużo łez. Leciały i leciały, a ja nie mogłam zebrać myśli. Wtedy poczułam na plecach dotyk dłoni. To Martusia. Kobieta z łóżka obok. Kilka dni wcześniej przerabiała mastektomię. Miała na głowie perukę. Przerobiła też trzy kursy chemioterapii. Do dziś jesteśmy w kontakcie. Taka przyjaźń od pierwszego dotyku".

Obecność kobiet, która przeżyły, bądź przeżywają to samo, pani Joanna uważa za coś nie do przecenienia. Kto bowiem może lepiej zrozumieć histeryzującą, bądź odwrotnie, skrywającą swoje cierpienie kobietę, jak nie drugi taki "jednorożec", który tak samo walczy o siebie, o to, aby wyzdrowieć, aby nie zostawiać męża, nie osierocić dzieci? Przyjaźnie, które nawiązała w tamtym czasie, ale także te, które narodziły się przez ostatnie kilka lat, odkąd aktywnie działa w Krakowskim Towarzystwie "Amazonki", istnieją do dziś, kiedy już "pokonała smoka". Choć bywa, że niektórym dziewczynom towarzyszy w ostatniej drodze. Tym, które wciąż walczą ze "smokiem", stworzyła miejsce wirtualnych spotkań, zakładając i prowadząc stronę internetową www.amazonki.krakow.pl.

"Na oddziale onkologicznym tragiczny jest tylko szyld. Wewnątrz są cudowne pielęgniarki, zabiegani, ale kompetentni lekarze, no i niesamowite baby z jednym cyckiem, które same siebie nazywają jednorożcami i potrafią się śmiać z byle czego, do łez. A może w tym szaleństwie jest metoda? (…) W domu dopada mnie niestety wisielczy humorek. Nie ma już dziewczyn z oddziału, nie ma tematów o "dupie Maryni", nie ma wspólnoty w "przypadku medycznym". Jestem sama z rodziną, która nie bardzo wie, jak ze mną gadać. Młoda popłakuje i tuli się do mnie jak niemowlak. Ślubny cichy jak zwykle, bardziej tylko jakby zmęczony i siwy, próbuje nieba mi przychylić."

Pani Joanna uważa się za wielką szczęściarę, bo na swej drodze, może poza jednym wyjątkiem, spotykała lekarzy, pielęgniarki, psychologów, którym - jak sama mówi - dyplomu nie dano za osełkę masła i z całą pewnością nie pomylili się z wyborem zawodu. Lekarzy ceni za cierpliwość w odpowiadaniu na tysiące pytań i tłumaczeniu zawiłych szczegółów dotyczących leczenia raka, ale też za to, że żaden z nich nie powiedział jej nigdy, że zostało jej tyle, czy tyle miesięcy (lub lat), albo - że w jej przypadku szanse na wyleczenie wynoszą tyle i tyle procent.
- Spotkałam na tyle mądrych lekarzy, że wiedzieli, iż statystyka to nauka matematyczna, a nie medyczna. Moim zdaniem nigdy nie powinno się przeliczać szans chorego na procenty. Póki trwa leczenie, człowiek żyje, a skoro jest leczony, to znaczy, że są szanse na wyleczenie - mówi. - Nie na darmo się mówi, że nastawienie psychiczne to 80 procent sukcesu. Trzeba chcieć być zdrowym.
Raz zdarzyło się, że poczuła się zignorowana, kiedy po operacji usunięcia piersi nie zalecono jej chemioterapii. Do dziś nie wie, co było rzeczywistym powodem, skoro wszędzie słyszała i czytała, że jest to nieodzowna część terapii. Podejrzewa jednak, że trafiła na czas (koniec roku), kiedy akurat skończyły się pieniądze. Wzięła wtedy stery w swoje ręce, poszukała i trafiła do szpitala im. Rydygiera, gdzie "chemię" podano jej, tłumacząc, że być może nie jest w jej przypadku konieczna, ale równie dobrze może uratować jej życie.
Dziś wdzięczna Opatrzności za to, że sprawy tak się potoczyły, namawia wszystkie kobiety, które mają choć cień wątpliwości czy są właściwie leczone, aby "drążyły" gdzie indziej. - Karta Praw Pacjenta daje nam prawo do zasięgnięcia wielu konsultacji. A mądry lekarz prowadzący się o to nie obrazi. To w końcu nasze życie.
O chorobie pani Joanny najpierw dowiedzieli się najbliżsi: mąż, przyjaciółka, mama, tata i brat. Córce, która wtedy miała 13 lat, wiadomość tę przekazali na dzień przed powrotem pani Joanny do domu po przebytej mastektomii. Nie ukrywała swej choroby, choć przyznaje, że w pierwszym okresie najważniejsza jest cisza, spokój i czas na oswojenie się z tym.
Prawdziwe wsparcie pani Joanna znalazła w rodzinie, ale także w przyjaciółce, swojej imienniczce, nazywanej "Ciotką Aśką", oraz w psycholog Małgorzacie Polonce. Ta ostatnia, ponieważ wcześniej nie miała do czynienia z "rakowcami", namówiła ją do notowania swych przeżyć i przemyśleń. Chciała w ten sposób "zajrzeć" do jej głowy. Efektem ubocznym tego procesu stała się nieoczekiwanie książka pt. "Idzie rak", z której pochodzą cytowane w tym tekście fragmenty. Dziś ona, i jej wersja rozszerzona, zatytułowana "Pokonać smoka" dodają otuchy wielu kobietom w całym kraju (autorka dostaje na to liczne dowody). Autorka, z właściwym sobie poczuciem humoru, opisuje w niej, jak wymacała w swej piersi lokatora, o tym jak nie był on tam lubiany, jak uprosiła chirurga, aby dziurę po piersi zacerował jej ściegiem artystycznym, jak później dopasowała do tej dziury zupełnie nowy biust, taki ze sklepu, a jeszcze później…

"Sobota. Dziś jestem umówiona na amazońską posiadówę. Mam spotkanie z dziewczynami po mastektomii; jedna z nich Jola jest po rekonstrukcji w Gryficach. Ja i dwie inne dziewczyny: Lidzia i Dorotka, za trzy dni jedziemy na rekonstrukcję do dr. Krajewskiego."

Pani Joanna przyznaje, że w jej przypadku proteza nie sprawdziła się, była za ciężka, poruszała się w dość niekontrolowany sposób, przez co utrudniała życie swej właścicielce. I to jedyne wytłumaczenie, dlaczego zdecydowała się na rekonstrukcję, która w praktyce oznaczała poddanie się trzem zabiegom pod narkozą. Dziś biustu może jej pozazdrościć niejedna dwudziestolatka, a jego widok ma cudowny wpływ na dziewczyny leczące się w Klinice Onkologii. Dlatego też na każdy dyżur tam pełniony (pani Joanna jest ochotniczką Krakowskiego Towarzystwa "Amazonki", które służą swoim doświadczeniem, doradzają i wspierają chore kobiety), z premedytacją zakłada bluzki z głębokim dekoltem. Na widok dwóch krągłości, o czym pani Joanna się już przekonała, chore dziewczyny przestają narzekać, a dopytują już tylko o to, jak i gdzie robią takie "cuda". - Rekonstrukcja piersi, którą straciło się w wyniku mastektomii, jest - o czym niewiele dziewczyn wie - w 100 procentach refundowana - mówi pani Joanna.
- Choroba wbrew pozorom, dużo daje - podsumowuje pani Joanna. - I to dobrego. Kobiety przestają biegać, zaczynają chodzić. Przestają przejmować się pierdołami, tym, że ktoś ma "muchy w nosie". Żyją wolniej, pełniej. Większość, jeśli nie wszystkie, odnajdują w sobie pasje sprzed lat, na które wcześniej zawsze brakowało czasu. Przychodzi opamiętanie. Liczymy życie od nowa. Mnie w poniedziałek "stuknęła" piątka…
KATARZYNA HOŁUJ
[email protected]

Cytowane w tekście fragmenty pochodzą z książek autorstwa Joanny Grzelki-Kopeć: "Idzie rak, czyli macajcie się dziewczyny, bo nie znacie dnia ani godziny" oraz "Pokonać smoka" i zostały wykorzystane za zgodą autorki.

22 lata w policji…

Joanna Grzelka-Kopeć miała być "belfrem". Skończyła studia pedagogiczne na WSP w Krakowie (dziś Uniwersytet Pedagogiczny). Zaproponowany jej jednak zaraz po obronie pracy magisterskiej etat łączony w dwóch krakowskich szkołach średnich wymagał, aby krążyła taksówkami pomiędzy dwiema oddalonymi szkołami (łamiąc przy tym przepisy o dopuszczalnej prędkości). Jak wspomina, nie podjęła tej pracy, bo nie zarobiłaby nawet na opłacenie pokoju "przy rodzinie", nie wspominając o kursach taxi. Trafiła więc do policji, gdzie przepracowała 22 lata. Niedługo przed przejściem na emeryturę została awansowana do stopnia podinspektora oraz odznaczona Brązową Odznaką Zasłużony Policjant.
"Książki i____zapach farby drukarskiej to mój największy afrodyzjak" - mówi pani Joanna. Sama, oprócz tego, że pisze prozę, pisze też wiersze.

Marsz Różowej Wstążki

Dzisiaj o godzinie 14 z myślenickiego rynku wyruszy Marsz Różowej Wstążki. Jego ideą jest promowanie profilaktyki chorób piersi. W MOKiS są zaplanowane konsultacje ze specjalistami z dziedziny onkologii, a także spotkania z wolontariuszkami i ochotniczkami z Krakowskiego Towarzystwa "Amazonki". Panie w wieku 45-69 lat będą mogły otrzymać karnety na badania mammograficzne. Organizatorami akcji są: Starostwo powiatowe w Myślenicach, przy współpracy z UMiG Myslenice, MOKiS, firmą AVON oraz Krakowskim Towarzystwem "Amazonek". Trasa marszu: Rynek, ul. Mikołaja Reja, ul. Stefana Żeromskiego, ul. Józefa Piłsudskiego. Impreza odbywa się pod patronatem "Dziennika Polskiego".
(KAR)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski