Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie pisze czasem przekorne scenariusze

Rozmawiał Paweł Gzyl
Lata mijają – a Oczi Cziorne nadal pełne humoru
Lata mijają – a Oczi Cziorne nadal pełne humoru Fot. archiwum zespołu
Rozmowa z Anną Miądowicz, wokalistką i flecistką grupy OCZI CZIORNE o jej nowym albumie „Aeoiux”.

– Czy to prawda, że obecny powrót Oczi Cziorne został podobno zainicjowany w Krakowie?

– To prawda. Cztery lata temu Ewa Langer, która jest jedną z organizatorek corocznego festiwalu Kobieca Transmisja, zaprosiła nas do udziału w tej imprezie. Bardzo jej zależało, abyśmy zagrały – i to stało się dla nas konkretnym impulsem, aby zebrać nowy skład zespołu. Przygotowałyśmy program bazujący głównie na starych piosenkach, ale pojawiło się również kilka nowych pomysłów. Ten krakowski występ był więc prawdziwym początkiem kolejnej reaktywacji.

– No właśnie: działacie od 1988 roku, ale z ciągłymi przerwami. Z czego to wynika?

– Na początku muzyka była naszym jedynym zajęciem. Kiedy utworzyłyśmy zespół z grającą na klawiszach Jowitą Cieślikiewicz, miałyśmy po 19 lat i wchodziłyśmy w dorosłe życie. Niebawem zaczęłyśmy zakładać rodziny, rodzić dzieci, więc granie zeszło na dalszy plan. Każdą kolejną przerwę w działalności grupy wymuszała na nas szara rzeczywistość.

– Mimo to muzyka ciągle Wam towarzyszy czy za każdym razem zaczynacie wszystko od nowa?

– Każda z nas w mniejszym lub większym zakresie udziela się muzycznie. Jowita jest zawodowcem, uczy gry na fortepianie, a poza tym komponuje i pracuje z innymi artystami. Ja gram na flecie poprzecznym i chociaż zawodowo zajmuję się zupełnie czymś innym, mam to szczęście, że co jakiś czas znajomi muzycy zapraszają mnie do współpracy. Muzyka jest dla nas ciągle pasją i stanowi integralną część naszego życia.

– Na wydanie nowej płyty zebrałyście fundusze poprzez crowdfunding. Nie obawiałyście się, że fani o Was zapomnieli i nic z tego nie będzie?

– Było bardzo dużo emocji podczas kampanii, szczególnie dla mnie, ponieważ wzięłam na siebie całą administrację projektu. Ciągle trzeba było przypominać ludziom o naszym istnieniu, wymyślać na to różne sposoby. Bardzo pomógł nam Marcin Świetlicki i zespół Świetliki – zarekomendowali naszą akcję na swojej stronie na Facebooku. Były też inne miłe gesty – odzywali się ludzie z różnych stron Polski, często młodsi od nas, co było miłym zaskoczeniem. Było wiele emocji i wzruszeń, kiedy okazało się, że 30 dni wystarczyło, aby zebrać odpowiednią kwotę.

– Jak wypadło spotkanie po latach w studiu?

–Wszystko odbywało się zupełnie inaczej niż w przypadku poprzedniej płyty. Nagrywaliśmy ten materiał w dużych odstępach czasu, ponieważ zespół jest rozsypany między Trójmiastem, Londynem i Warszawą. Najpierw korzystaliśmy z życzliwości Andrzeja Izdebskiego i pracowaliśmy w jego studio w Warszawie, wtedy kiedy mógł poświęcić nam czas. Jeździliśmy tam partiami po kilka osób, nad którymi „Izi” czuwał, nagrywając ślady naszych piosenek. Nagrany materiał zdecydowałyśmy się oddać w ręce Piotra Pawlaka i to on właśnie jest odpowiedzialny za efekt końcowy. Myślę, że spotkanie po latach wyszło nam całkiem nieźle!

– No właśnie: płyta brzmi bardzo ciekawie, łącząc jazzowe brzmienie z poetycką wrażliwością w formule piosenki pop.

– Tak naprawdę to nie miałyśmy konkretnego pomysłu, jak ten materiał powinien zabrzmieć. Początkowo chciałyśmy go nieco urozmaicić i wprowadzić trochę nowych brzmień. Ponieważ nauczenie się tych sztuczek zajęłoby nam z pięć lat, z pełnym zaufaniem oddałyśmy piosenki w ręce Piotra. Dzięki niemu płyta brzmi nowocześnie, ale zachowuje typowy dla naszej muzyki klimat.

– Nieco zmieniły się Wasze teksty. Nadal śpiewacie o miłości – ale tym razem z większym dystansem.

– Cóż – dojrzałość przyszła z wiekiem. Kiedy byłyśmy młode, jako wręcz nadwrażliwe osoby, rzucałyśmy się w wir miłosnych zdarzeń z całym dobrodziejstwem inwentarza. Teraz staramy się brać życie z większym dystansem i humorem.

– Jak zwykle w Waszym przypadku nie zabrakło na albumie gości.

– Szczególnym gościem na tej płycie był Irek Wojtczak. Zagrał piękne partie solowe na swych saksofonach i klarnecie basowym, Andrzej Izdebski wspomógł nas z kolei, grając na cymbałkach, Rogulus zamieszał troszkę swoją trąbką, a nasz wieloletni przyjaciel Szymon Albrzykowski użyczył swojego głosu. Z kimkolwiek współpracujemy, każdy wnosi coś nowego do naszej muzyki.

– Nową płytę wydacie za następne dziesięć lat?

– W tej chwili o tym nie myślimy, ponieważ promujemy aktualną płytę. Mamy jednak już w miarę ustabilizowane życia, w związku z tym więcej czasu, który możemy poświęcić naszej twórczości. Chciałybyśmy nagrać nowe piosenki, ale wiadomo, że życie pisze przekorne scenariusze, a z planami różnie bywa.

– Nie żałujesz, że nie postawiłyście dziesięć czy dwadzieścia lat temu na muzykę?

– Był czas, że takie uczucia się pojawiały. Ale z drugiej strony pomyślałam sobie, że gdyby to było moje główne zajęcie, to może nie sprawiałoby mi tyle przyjemności. Bycie zawodowym muzykiem bardzo eksploatuje i niesie za sobą niepewność. Dlatego dzisiaj niczego nie żałuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski