Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie po Euro

Redakcja
Po pierwsze, Kraków powinien organizować mecze Euro 2012 i jego obiektywny ranking to drugie miejsce, zaraz po Warszawie (a nie pierwsze tylko ze względu na zasady obowiązujące w UEFA).

Na początek kilka oczywistych prawd.

Po drugie, Kraków został postawiony na ławce rezerwowych już na etapie wniosku do UEFA, czyli w 2006 roku i zrobiła to ekipa wówczas rządząca. Po trzecie, aktualnie rządzącym nie zależało na zmianie rankingu miast podanego we wniosku. Ich związki polityczne z najbardziej konkurującymi, najbardziej zagrożonymi miastami nie budzą cienia wątpliwości. Po czwarte, obie powyższe decyzje miały wyraźny kontekst polityczny, bardzo dla Krakowa niekorzystny. Po piąte, nie ma co obwiniać federacji UEFA, bo tak naprawdę to w Polsce podjęto najistotniejsze decyzje. Po szóste, niestosowne i nieeleganckie, a także nieprzystające do standardów stołeczno-królewskiego miasta z wielkimi tradycjami, także dotyczącymi kultury, jest liczenie na to, że ukraińskim miastom powinie się noga i Kraków "wskoczy" ich kosztem do Euro. Tym bardziej niestosowne jest publiczne wyrażanie takiego poglądu przez władze miasta. Po siódme, decyzję UEFA należy potraktować jako ostateczną i złożyć gratulacje wszystkim zakwalifikowanym miastom oraz życzyć powodzenia nadal walczącym. Można jeszcze zadeklarować im pomoc. Tak robią dżentelmeni.
U źródeł porażki
Trudno, nie dostaliśmy "katalizatora" rozwojowego. Szkoda. Warto jednak zastanowić się nad tym, czy zrobiono naprawdę wszystko, by z czystym sumieniem móc obarczać odpowiedzialnością tylko innych. Moim zdaniem - nie, choć od pewnego czasu naprawdę wykonano bardzo dobrą pracę. Ale powodów słabej pozycji Krakowa trzeba szukać wcześniej. O niekorzystnym dla naszego miasta klimacie politycznym wiedziano od początku starań. Należało to wkalkulować w plan działań i stworzyć sytuację, w której niemożliwe byłoby pominięcie Krakowa. Tak powinien działać dobry strateg zarządzający miastem. Tymczasem można wskazać wiele zaniedbań i niewykorzystanych szans na wytworzenie takiej sytuacji.
Największą, całkowicie zmarnotrawioną szansą, o której inni mogli tylko pomarzyć, był jubileusz 100-lecia Cracovii i Wisły w 2006 roku. Zamiast wielkiego święta futbolu, a nawet sportu europejskiego, skończyło się na prowincjonalnych obchodach. Nie można o to winić władz obu zasłużonych klubów. One mają ograniczone możliwości i zrobiły tyle, ile same potrafiły. To - wydające relatywnie duże sumy na promocję - miasto i województwo powinny były zadbać o nadanie temu wydarzeniu odpowiedniej rangi. Zorganizowanie pod patronatem UEFA turnieju z udziałem znamienitych klubów czy sesji europejskiej ważnej organizacji politycznej czy społecznej, a także zlotu sportowego młodzieży, powinny były być zwieńczeniem uroczystego świętowania. A czas po temu był wyborny, bo Polska, jako nowy członek Unii Europejskiej, była bardzo atrakcyjnym miejscem, również dla działań popularyzujących sport.
Tymczasem władze Krakowa i województwa małopolskiego tkwią głęboko w schematach nie pozwalających na ujrzenie sportu jako ważnego elementu społecznego, gospodarczego i promocji. Przecież Liverpool znany jest z dwóch powodów: jako kolebka zespołu The Beatles i jako siedziba jednego z od lat najlepszych klubów piłkarskich. Brak właściwego ulokowania sportu w strategii rozwoju miasta i województwa widoczny jest gołym okiem. W mieście, gdzie w przeszłości grali mistrzowie Polski w koszykówce (mężczyzn i kobiet), piłce ręcznej (też - mężczyzn i kobiet), siatkówki kobiet, brakuje hali sportowej z prawdziwego zdarzenia, czyli na ok. 6 tys. widzów. Nie ma, w konsekwencji tego, żadnych imprez międzynarodowych, a kluby skazane są na wegetację. Duża hala przyciąga sponsorów, pozwala na współorganizację wielkich imprez, a klubom umożliwia pozyskiwanie środków na funkcjonowanie (przeciętnie 30-40 procent bieżącego budżetu klubów europejskich pochodzi z wpływów za bilety). Mistrzostwa świata w hokeju odbywają się na północy Polski, gdy zarówno historycznie jak i aktualnie, najlepsze kluby grają w Małopolsce. Brakuje hal z lodowiskami. I nikt o tym wszystkim nie myśli.
Strategia zamiast biadolenia
W teorii zarządzania odróżnia się zarządzanie liniowe, bardziej kojarzone z administrowaniem, od strategicznego. Kondycja miast, regionów i krajów zależy od obu, ale szanse rozwojowe - głównie od drugiego z nich. Nic nie wskazuje, by miasto i region w sferze sportu jako czynnika prorozwojowego działały według jakiegoś konkretnego, wieloletniego planu. Ot, trafi się jakiś projekt (Euro 2012), jakaś inicjatywa ("Maraton Krakowski"), czy jakiś sukces (ostatnio - Justyna Kowalczyk) i spontanicznie się je podejmuje lub fetuje. A jak się nie uda - biadoli i obarcza winą innych.
W świecie piłkarskim wielką estymą cieszą się stratedzy. Ci od taktyki gry i ci od organizacji pracy klubów, pozwalający na wieloletnią pracę tym pierwszym (A. Fergusson, A. Wenger) po to, by realizowali dobre plany, a nieuniknione pomyłki i błędy korygowali. Jest dobry moment, by w Krakowie i Małopolsce energię wyzwoloną w związku z rozgoryczeniem związanym z Euro 2012 spożytkować na dokonanie zasadniczych zmian w podejściu do sportu. Tak, by nie pozostawały nam w przyszłości tylko biadolenie i "gra bez piłki". Szanse jeszcze będą i trzeba być na nie odpowiednio przygotowanym. Wtedy nikt nas nie "wymiksuje". A świat nie kończy się na Euro 2012.
Jerzy Jedliński*
*Autor w latach 1998-2002 był wiceprezydentem miasta Krakowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski