18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie poświęcone ludzkości

IF
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ogłosił rok 2011 Rokiem Marii Skłodowskiej-Curie. Uczynił to w związku z 100. rocznicą przyznania uczonej Nagrody Nobla w dziedzinie chemii, uhonorowaną tak po raz drugi.

Historia w znaczki wpisana

To także okazja, by przypomnieć, że żadnej kobiecie, poza królowymi brytyjskimi, Wiktorią i Elżbietą II, nie poświęcono aż tylu znaczków. Spróbujmy im się przyjrzeć, nie jesteśmy jednak pewni, czy zdołaliśmy w naszym przeglądzie uwzględnić wszystkie. Ale wpierw przedstawmy, choćby w zarysie, sylwetkę naszej sławnej rodaczki.

Dekada wielkich odkryć

Koniec XIX był dla nauk fizycznych okresem wyjątkowo bogatym w nowe osiągnięcia. Heinrich Hertz odkrył fale elektromagnetyczne, co dało podstawę rozwojowi radiokomunikacji, wkrótce potem Guglielmo Marconi opatentował sposób transmisji sygnałów elektrycznych, co ulokowało go wśród współtwórców radia, a Wilhelm Conrad Röntgen ogłosił rozpoznanie nowego typu promieniowania, nazwanego przezeń promieniowaniem X, które wręcz zrewolucjonizowało medycynę. Niebawem do wymienionych dołączyli Maria Skłodowska-Curie i jej mąż Piotr Curie, którzy w 1898 r. odkryli pierwsze pierwiastki radioaktywne, rad i polon, co dało podwaliny radiochemii. Któż mógł przypuszczać, że w gronie najwybitniejszych naukowców świata znajdzie się skromna, ale łaknąca wiedzy panna Maria, ledwie co przybyła do Paryża na studia ze znajdującej się pod rosyjskim zaborem Polski? Jak udało się jej wspiąć na wyżyny najwyżej w świecie cenionej nagrody, przyznawanej za wyjątkowe zasługi dla społeczeństw i ludzkości? Przypomnijmy w skrócie życiorys Marii Skłodowskiej-Curie, przepleciony także bardzo trudnymi i dla niej wydarzeniami.

Umowa z siostrą

Maria Skłodowska urodziła się w Warszawie 7 listopada 1867 r. Zarówno ojciec, jak i matka byli nauczycielami, co pozwala zrozumieć, dlaczego przykładali szczególną wagę do edukacji swych pięcioro dzieci, Zofii (zmarła w młodym wieku), Heleny, Bronisławy, Marii i Józefa. Ta troska przyniosła owoce: Maria ukończyła szkołę w 1883 r. jako medalistka. Nie zamierzała na tym poprzestać, ale w Polsce nie było wówczas w kraju polskiej wyższej uczelni. Wobec tego chłonęła dalej wiedzę, wraz z Bronisławą i Helą, uczestnicząc w wykładach tzw. „Latającego Uniwersytetu”, wprowadzających słuchaczy w arkana języka polskiego i historii ojczystego kraju. Była to jednak namiastka prawdziwych studiów, wobec tego obie siostry, Bronisława i Maria, zaczęły marzyć o tym, by podjąć je w Paryżu, na Sorbonie, gdzie w przeciwieństwie do Polski i wielu innych krajów, już dopuszczano kobiety na wyższe uczelnie. Ojca Skłodowskiego (matka zmarła w 1878 r.) nie było jednak stać na pokrycie kosztów studiów córek, ale panny Skłodowskie wymyśliły, jak sprostać wynikającym z tego tytułu finansowym potrzebom. Ustaliły, że wpierw pojedzie na studia, na medycynę, starsza Bronisława, Maria natomiast podejmie w kraju pracę i uzyskiwane z tego tytułu pieniądze będzie przekazywać siostrze na utrzymanie w Paryżu, a gdy ta studia skończy, ona z kolei sfinansuje Marii pobyt w Paryżu. I tak się stało: Maria przyjechała do stolicy Francji w 1891 r. Początki były trudne, znalazła się przecież w obcym środowisku, na dodatek nie znała jeszcze zbyt dobrze francuskiego. Mieszkała początkowo u siostry, ale nie znalazła w jej domu warunków sprzyjających nauce, Bronisława prowadziła bowiem dom otwarty, zawsze pełen gości, poza tym utrzymywała z mężem gabinet lekarski, do którego wciąż zachodzili pacjenci.
Na dodatek Maria musiała dojeżdżać dość daleko na uczelnię, zajmowało jej to, tam i z powrotem, dwie godziny, co  było to dla niej czystą stratą czasu. Znalazła więc izdebkę bliżej uniwersytetu, na poddaszu sześciopiętrowej kamienicy. W lecie było w niej gorąco jak na Saharze, a w zimie – tak mroźno, że woda w misce zamarzała. Na ogrzewanie pokoiku nie miała dość pieniędzy (do portmonetki wpływały tylko niewielkie sumy za udzielane korepetycje), na noc opatulała się wszystkimi częściami garderoby,  aby tylko móc zasnąć  Do tego spartańskiego życia dochodziło jeszcze niedojadanie, odżywiała się głównie chlebem,  cieniutko  posmarowanym tłuszczem, i  niesłodzoną herbatą. Swą niedolę opisała nawet w wierszyku:

Wyżej, wyżej piąć się trzeba,choć sześć pięter zieje strachem,bo studentka blisko nieba
mieszka tutaj, tuż pod dachem.

 Pokój wcale nie wspaniały,
w zimie zimny, w lecie znojny.
Ach, tak biedny i tak mały
Ale miły i spokojny.

Pierwsza na liście

Nie skarżyła się jednak nikomu na swój los, na to, że każdy krok pogłębiający jej wiedzę o fizyce i matematyce był drogą przez mękę, że często źle się czuje. Ale nie narzekała, przecież prowadziła ją do drzwi szeroko otwartych dla chcących poszerzyć swe wiadomości. Cieszyła się, że ma tyle wolności i tyle czasu, dzięki czemu może chodzić na wykłady najwybitniejszych wówczas francuskich uczonych. Po dwóch latach, w 1893 r., przystąpiła do egzaminów warunkujących przyznanie licencjatu z fizyki. Ciekawe, że już wówczas pojawiły się w polskiej prasie krótkie informacje o sukcesach polskiej studentki w Paryżu, krakowski dziennik „Czas” napisał 10 września owego roku: „Panna Maria Skłodowska złożyła egzamin na wszechnicy paryskiej z niezwykłym powodzeniem (…) do egzaminu stanęło 66 kandydatów i jedna kandydatka, stopień naukowy przyznano tylko 19 osobom, w tej liczbie panna Skłodowska przeszła pierwsza na liście”_. _Krótko zdawało się, że na tym swą edukację zakończy, nie miała już bowiem środków na jej kontynuację, wróciła do Warszawy. Ale los się do niej uśmiechnął, znajoma załatwiła jej stypendium pozwalające na dalszy pobyt w Paryżu. Kolejny licencjat, z matematyki, uzyskała w 1894 r., tym razem znowu z wysoką lokatą, na drugim miejscu. Co dalej?

Rewolucja w medycynie

Nosiła się z myślą powrotu do kraju, w którym spodziewała się dostać posadę nauczycielki, a może nawet jakąś szansę na prowadzenie dalszych badań naukowych. Ale te plany poszły w niepamięć, gdy poznała Piotra Curie, 35-letniego wówczas francuskiego fizyka, podobnie jak ona zafascynowanego zdobywaniem wiedzy, idealisty gotowego całe swe życie poświęcić nauce. Tym samym kierowała się Maria, więc było oczywiste, że zbliżą się do siebie. Wprawdzie Piotr uważał, że nigdy nie wstąpi w związek małżeński, który z natury rzeczy uszczupliłby czas przeznaczony na badania naukowe (w 1880 r. odkrył zjawisko piezoelektryczności), ale gdy Maria wyjechała na krótko do Warszawy, jej nieobecność uświadomiła mu, jak bardzo jest mu bliska, zarzucił więc myśl o starokawalerstwie.  Także Maria tęskniła za nim. „Każde z nas zrozumiało, że nie znajdzie lepszego towarzysza życia”_ – _zapisała w dzienniku. W 1895 r. wzięli ślub, tylko cywilny, a w podróż poślubną udali się poza Paryż na rowerach, zakupionych z pieniędzy podarowanych im przez przyjaciół (spójrzmy na znaczek Czadu).W 1897 r. urodziła się im córka, Irena, w 1904 r. – Ewa.
Najważniejsze było jednak to, że oboje małżonkowie nadal pracowali naukowo, każde zgodnie ze swymi zainteresowaniami. Maria, idąc za poradą Henri Becquerela, skupiła uwagę na odkrytym przezeń przypadkowo zjawisku radioaktywności. Także Piotr uznał, iż jest to wielce obiecujące pole naukowych dociekań i dołączył do żony. Ich niezliczone próby i doświadczenia, często prowadzone w prymitywnych warunkach, wymagające także  wielkiego  wkładu siły fizycznej (by pozyskać rad, 10 miligramów po trzech latach, trzeba było przerobić, przegotować około 10 ton sprowadzonej z czeskiego Jachymowa blendy smolistej) doprowadziły do wpisania do tablicy Mendelejewa dwóch nowych pierwiastków: polonu (małżonkowie nazwali go tak, by w upamiętnić ojczyznę Marii) i radu, odkrytych przez małżonków w 1896 r. Jakie to miało mieć w przyszłości znaczenie, mogą powiedzieć tysiące chorych na raka, którym w wielu przypadkach terapia nowotworowa przy ich  zastosowaniu  pomogła pokonać chorobę.  Była to rewolucja w medycynie. W bliższych nam już czasach izotopy pierwiastków są wykorzystywane w medycynie nuklearnej, która m.in. ogromnie udoskonaliła diagnostykę nowotworów.

W związku z rosnącym zapotrzebowaniem na rad w medycynie, powstały, zwłaszcza w USA, przedsiębiorstwa wytwarzającego go na dużą skalę. Państwo Curie mogliby opatentować metodę jego produkcji, i pozyskać źródło znacznych dochodów, ale oboje uznali, iż zyski z tego tytułu w ogóle ich nie interesują, ich odkrycie ma służyć całej ludzkości.**

Pierwszy Nobel

W czerwcu 1903 r. Maria Curie obroniła – jako pierwsza w świecie kobieta – pracę doktorską z fizyki (przyznające jej tytuł trzyosobowe ciało pedagogiczne, w skład którego wchodziło aż dwóch przyszłych noblistów uznało, że jeszcze nigdy dotąd nie miało do czynienia z pracą doktorską o tak wielkim znaczeniu dla nauki), w tym samym  roku małżonkowie Curie otrzymali Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki (wspólnie z Henri Bequerelem), za wyniki badań nad promieniotwórczością  (Maria Curie była pierwszą w ogóle kobietą uhonorowaną tą nagrodą). Laureaci powiadomili jednak Komitet Noblowski, że nie będą mogli przyjechać po odbiór nagrody (odebrali ją dopiero w 1905 r.), bo nie pozwalają im na to zajęcia pedagogiczne, ale przyczyna odmowy udania się do Sztokholmu była całkiem inna: oboje  chorowali, już dawały o sobie znać skutki ich stałego kontaktu z substancjami promieniotwórczymi. Maria była nieraz tak wyczerpana pracą, że przyjaciele radzili jej, by przynajmniej na jakiś czas ograniczyła zajęcia badawcze, skóra jej palców była  popękana,  miała zawroty głowy, Piotrowi  z kolei trzęsły się nogi, tak że z trudem mógł pracować na stojąco. Najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy, co jest przyczyną ich dolegliwości. Piotr, choć nieraz powtarzał, że rad jest  milion razy bardziej radioaktywny od uranu, nosił małą jego próbkę  w kieszeni swej kamizelki, by pokazywać ją znajomym. A Maria trzymała niewielką ilość soli radu na nocnym stoliku, bo świecąc trochę rozjaśniały ciemności. Nawet dziś, po latach, gdy w paryskiej _Bibliothèque Nationale _ktoś chce zajrzeć do notatników, w których począwszy od grudnia 1897 r. przez kolejne trzy lata zapisywali przebieg swych doświadczeń, musi podpisać dokument, że będzie je przeglądać na własne ryzyko, wciąż bowiem będzie narażony na działanie radu, a to potrwa jeszcze setki lat!

Zapewne to zapaść na zdrowiu Piotra sprawiła, że dom państwa Curie nawiedziła tragedia: 19 kwietnia 1906 r., przechodząc przez ulicę,  osłabiony i wycieńczony,  nie zdążył uskoczyć przed nadjeżdżającym konnym pojazdem i poniósł śmierć na miejscu. Maria została sama, z dwiema nieletnimi córkami. Zaproponowano jej stałą pensję, wystarczającą na godziwe życie, ale odmówiła, powiedziała, że sama jest zdolna zapewnić sobie utrzymanie. Przejęła po Piotrze funkcję kierownika katedry fizyki na uniwersytecie (była zatem pierwszą kobietą wykładającą na Sorbonie, z pierwszym wykładem wystąpiła w listopadzie 1906 r.). Nadal pracowała także  intensywnie w laboratorium.  Co nie przeszkadzało jej odnosić się ze szczególną troską do edukacji córek, zorganizowała nawet prywatną szkołę, w której nauczycielami byli rodzice dzieci,  jej znajomi, wybitni naukowcy, inaczej układający program zajęć niż to było przyjęte w szkołach państwowych.  Eksperyment trwał dwa lata i z pewnością w jakimś stopniu ukształtował charaktery młodzieży uczęszczającej do tej szkoły.

Drugi Nobel

Sukcesy badawcze  Marii zostały ponownie dostrzeżone w Sztokholmie, w 1911 r. postanowiono tam  ponownie przyznać jej Nagrodę Nobla, tym razem za zasługi w rozwoju chemii, do którego przyczyniło się odkrycie radu i polonu. Chemicy stwierdzili wówczas, że nagroda nie mogła trafić w lepsze ręce, gdyż dokonania Marii Curie należy uznać za największe wydarzenie w historii chemii od odkrycia tlenu przez Josepha Priestleya w 1774 r.

Rok 1911 mógł być zatem  dla Marii Curie kolejnym utrwalającym  jej sławę. Stało się jednak inaczej, przeżyła go ciężko. W styczniu, kiedy rozważano przyjęcie jej do grona członków Académie française (byłaby w niej  jedyną kobietą) prawicowa prasa rozpoczęła kampanię usiłującą ją zdyskredytować. Posługiwano się hasłami antyfeministycznymi, ksenofobicznymi, antysemickimi (Skłodowska? A cóż to za nazwisko, zapewne mające żydowskie korzenie?). Niewątpliwie akcja ta odegrała decydującą rolę, Marii zabrakło bowiem dwóch głosów,  by drzwi do Akademii się dla niej otwarły.

Jeszcze silniej dotknęła ją nagonka rozpętana  pod koniec listopada,  gdy  brukowa prasa zajrzała za kulisy jej życia prywatnego.  Chodziło o jej znajomość z kolegą-fizykiem, Paulem Langevinem. Jak dalece się do siebie zbliżyli? Czy była to tylko więź wywołana wspólnymi zainteresowaniami naukowymi? Tego się nigdy nie dowiemy, nie ma na te pytania odpowiedzi. Trzeba jednak dodać, że Paul Langevin już od dawna żył z żoną w separacji, ale Marii zarzucano, że to właśnie ona była tego przyczyną, jakaś tam Polka ukradła męża przykładnej  Francuzce!  Ale żeby to tylko prasa zajmowała się tym „skandalem”, także w kołach uniwersyteckich zaczęto patrzeć na laureatką Nobla krzywo. Czy może ona nadal być profesorem na Sorbonie? Najlepiej byłoby, gdyby opuściła Francję! Maria znalazła wprawdzie obrońców, wśród nich Raymonda Poincaré, przyszłego prezydenta Francji, ale nagonka nie ustawała. P. Langevin stanął nawet do pojedynku z wydawcą gazety szczególnie zaangażowanej w oszczerczą kampanię, Gustawem Téry, panowie stanęli sobie naprzeciw w odległości 25 metrów, ale na hasło sekundanta, żaden z nich nie podniósł pistoletu.

Wieści o nagonce na Marię Curie dotarły także do Sztokholmu. Wysłano do niej list z sugestią, że lepiej byłoby, gdyby nie przyjechała na uroczystość wręczenia nagrody, gdyż przekazujący ją laureatowi król mógłby w tej sytuacji poczuć się niezręcznie. A może w ogóle należałoby odłożyć ceremonię aż do ostatecznego wyjaśnienia ambarasującej sprawy? Nic podobnego, odpisała Maria Curie, przecież nagrodę przyznano je za odkrycie radu i polonu, a tego faktu nie mogą przecież przesłonić kalumnie rzucane na nią przez wrogą jej prasę i ksenofobiczne francuskie koła. Także P.  Langevin wysłał list do Szwecji, w którym wyjaśnił wszystkie okoliczności znajomości obojga.  Uroczystość wręczenia nagrody odbyła się, 11 grudnia 1911 r. Maria Curie wygłosiła w Sztokholmie obowiązujące laureata przemówienie. Podkreśliła w nim, że uważa, iż przyznana jej nagroda jest także uhonorowaniem wkładu w odkrycie nowych pierwiastków jej męża, Piotra Curie.

Na frontach

Po tych szarpiących nerwy przeżyciach, Maria Curie popadła w depresję, co spowodowało, że ją hospitalizowano. Potem wyjechała do przyjaciółki do Londynu. Ale niebawem ponownie podjęła prace w laboratorium, skupiając się teraz całkowicie na badaniu promieniotwórczości. Nagonka na nią powoli wygasła, a władze zaczęły dostrzegać, ile prestiżu Maria Curie przydaje francuskiej nauce i Francji w ogóle. Kosztem bardzo poważnych sum wybudowano w Paryżu Instytut Radowy, ukończony w 1914 r., placówkę, w której można już było w odpowiednich warunkach kontynuować badania. Prace w niej przerwała I wojna światowa. Maria, uważając, że w Bordeaux będzie bezpieczniej niż w stolicy, wsiadła do pociągu mając za bagaż 20-kilogramową ołowianą skrzynkę zawierającą jej bezcenny skarb: rad. Umieściła ją w bankowym sejfie, i wróciła do Paryża.
Teraz znalazła nowe pole działalności, otwarła się możliwość niesienia pomocy żołnierzom na frontach, którzy odnieśli rany w walkach. Wprost trudno uwierzyć, że tej słabej kobiecie udało się zorganizować ponad 20 samochodów będących mobilnymi szpitalami polowymi, wyposażonymi w aparaty  rentgenowskie, a także około 220 stacji radiologicznych, dla których obsługi przygotowała fachowe kadry. Nieraz sama zasiadała za kierownicą samochodu, by dotrzeć do miejsc, w których najgęściej lała się krew. Pomagała jej córka Irena, teraz już 18-letnia panna.

Amerykańskie dary

Po wojnie uczona na nowo podjęła pracę w Instytucie Radowym. Wszystko dobrze by się układało, gdyby miał on wystarczającą do badań ilość radu. Można by go nabyć w USA, gdzie już pozyskiwano pierwiastek w dużych ilościach, ale był bardzo drogi, na co ani Instytut, ani Maria nie mieli środków. Nie udało jej się także znaleźć hojniejszych donatorów. I tu doszło do niezwykłego wydarzenia. Choć Maria unikała kontaktów z prasą, jednak gdy do jej gabinetu zapukała z prośbą o wywiad amerykańska dziennikarka Marie (Missy) Maloney, uchyliła  drzwi i szczerze opowiedziała, co jej leży na sercu. Przede wszystkim brakuje jej radu, ma w laboratorium  tylko niecały gram. – A czy wiadomo, kto ma go  więcej? – zapytała żurnalistka. – USA – odpowiedziała Maria Curie – około 50 gramów. – Musimy to jakoś załatwić, stwierdziła Amerykanka. – Ale kto mógłby coś zrobić? – Amerykańskie kobiety – powiedziała stanowczym głosem Maloney. Wydarzenia potoczyły się teraz szybko, po powrocie do USA dziennikarka zorganizowała, z pomocą prasy i radia, wielką kampanię mającą na celu zebranie środków na kupno radu. Maria Curie, o której uprzednio za Atlantykiem mało kto słyszał, stała się nagle osobą popularną, pojawiły się propozycje zaproszenia jej do Stanów, by mogła opowiedzieć o swej pracy i jej znaczeniu dla ludzkości. I odebrać gram radu! Udała się więc, z obu córkami, w 1921 r. do USA, tam, po wielu spotkaniach i odczytach na uniwersytetach, wszędzie witana  z niebywałym entuzjazmem, została także przyjęta przez prezydenta Warrena Hardinga, który wręczył jej  szkatułkę zamykaną złotym kluczykiem, zawierającą   dar Ameryki – gram radu, który kosztował wówczas bajońską sumę 100.000 dolarów! Po powrocie do Francji zorganizowano uczonej w Operze Paryskiej triumfalne przyjęcie, z udziałem wielu osobistości. Wielka aktorka, Sarah Bernhardt, odczytała wówczas „Odę do Madame Curie”, w której uznała ją aluzyjnie za siostrę Prometeusza.

Maloney nie poprzestała na tym, podjęła kolejną akcję, by jeszcze raz zdobyć dla Marii Curie gram radu, tym razem z przeznaczeniem dla projektowanego przez nią Instytutu Radowego w Warszawie. I znowu to się udało: w 1929 r. Maria ponownie wybrała się za Wielką Wodę, tym razem, by odebrać kolejny dar z rąk prezydenta Herberta Hoovera, znowu gram radu (jego cena spadła w minionych ośmiu latach do 50.000 dolarów), przeznaczony dla warszawskiej placówki. Maria Curie była po I wojnie światowej dwukrotnie w Polsce, z okazji położenia kamienia węgielnego pod Instytut  w 1925 r. oraz jego otwarcia – przy jego organizacji bardzo jej pomógł ówczesny prezydent Rzeczypospolitej, Ignacy Mościcki – w 1932 r.

Stan jej zdrowia jednakże stale się pogarszał. Przestała już pracować, ale z uwagą śledziła postępy kontynuatorów jej dzieła, córki Ireny i zięcia, Fryderyka Joliot-Curie. Niestety, nie doczekała się uwieńczenia ich prac Nagrodą Nobla z dziedziny chemii w 1935 r., zmarła bowiem 4 lipca 1934 r. na białaczkę, chorobę wywołaną jej długoletnimi pracami nad promieniotwórczością.**

Pod kopułą Panteonu

W ciągu całej swej kariery Maria Curie nigdy nie była łasa na zaszczyty, przeciwnie, popularność bardzo jej ciążyła, uważała, że przeszkadza jej w pracy naukowej.  Albert Einstein powiedział, że zapewne była jedyną wśród uczonych osobą, której sława nie uderzyła do głowy.

Niemniej obsypano ją dziesiątkami rozmaitych medali (m.in. złotym medalem Davy'ego, najwyższym odznaczeniem angielskiego Towarzystwa Królewskiego, medalem Mateucciego), uhonorowano niezliczoną liczbą honorowych doktoratów (czterema w Polsce), zaproszono do członkostwa  w wielu akademiach,  stowarzyszeniach i organizacjach.

Marię Curie pochowano w Sceaux pod Paryżem, obok jej męża, Piotra. W 1995 r. na mocy decyzji prezydenta Francji François Mitteranda doczesne szczątki sławnego małżeństwa przeniesiono na najbardziej honorowe we Francji miejsce – pod kopułę paryskiego Panteonu, gdzie Maria spoczywa jako pierwsza kobieta, która tam znalazła miejsce wiecznego spoczynku za osobiste zasługi. Wówczas także została odznaczona Legią Honorową.

Maria Curie w filatelistyce

Wspomnieliśmy na początku, że żadnej innej kobiecie (poza dwoma monarchiniami) nie poświęcono tyle znaczków, co Marii Skłodowskiej-Curie. Postaraliśmy się je zebrać wcale nie mając pewności, że to wszystkie. Prezentujemy tylko znaczki polskie. Z powodu braku miejsca na łamach Kuriera Galicyjskiego, nie możemy zaprezentować znaczków zagranicznych, umieszczamy tylko jeden, na którym nasza noblistka znajdzie się z mężem Piotrem. Dodajmy, że istnieje także wiele znaczków, odnoszących się do badań naukowych obojga uczonych. Spośród znanych osobistości, których nazwiska przewijają się w tekście, są znaczki z portretami: prezydenta Ignacego Mościckiego i Alberta Einsteina.

Oczywiście, Poczta Polska wyda w tym roku znaczek (w bloku) z okazji 100. rocznicy przyznania Nagrody Nobla Marii Skłodowskiej-Curie; miał się ukazać na początku roku, ale termin wprowadzenia go do obiegu przesunięto na listopad, więc go teraz pokazać nie możemy.

Z ostatniej chwili: z okazji obchodzonego także w tym roku – na mocy decyzji ONZ – Międzynarodowego Roku Chemii, już ukazało się kilka znaczków, w tym dwa z wizerunkiem Marii Skłodowskiej Curie: francuski i hiszpański.

Tadeusz Kurlus

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski