Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie za 6 złotych

Redakcja
(INF. WŁ.) Ile żywności można kupić za 6 złotych? Niewiele. Wie o tym nawet ktoś, kto bardzo rzadko robi zakupy. Chleb kosztuje średnio 1,5-2 zł, kostka masła ok. 2 zł. Może wystarczy na pasztetówkę, salceson, bo na szynkę na pewno nie. O mięsie, owocach czy słodyczach ani pomarzyć! A właśnie 6 zł tzw. dziennej stawki żywieniowej przypada na każdego wychowanka wiejskiego Domu Dziecka w Sieborowicach (gmina Michałowice). Jest to stawka głodowa, jak nam się udało zorientować, jedna z najniższych w całym województwie.

Stawka żywieniowa Domu Dziecka w Sieborowicach należy do najniższych w województwie małopolskim

   _- Taka stawka wynika z budżetu, ustalanego corocznie dla placówek opiekuńczych. Nasza placówka na 2004 r. dostała dokładnie tyle samo pieniędzy, ile w roku ubiegłym. Stawka żywieniowa w wysokości 6 zł na dzień (5 proc. budżetu) już w tamtym roku była niska, ale dzięki sponsorom jakoś wystarczało. W tym roku, mimo że mamy świetną kuchnię i operatywną kucharkę, może być bardzo ciężko - _powiedział nam Konrad Urbańczyk, dyrektor Domu Dziecka w Sieborowicach.
   Dom Dziecka w Sieborowicach to jedyny w Małopolsce wiejski sierociniec. Wyremontowany całkiem niedawno stary dworek położony jest w pięknym, dużym parku. Powstał ponad 50 lat temu, w 1947 r. Przez ten czas miejscowa ludność przyzwyczaiła się zarówno do sierocińca, jak i do jego mieszkańców.
   Dzisiaj dzieci z "bidula" (kto dziś jeszcze tak nazywa domy dziecka?!) w Sieborowicach traktowane są na ogół tak samo, jak dzieci z tzw. normalnych rodzin. Wrośli w pejzaż, w końcu to już trzecie pokolenie, które wychowuje się w tym Domu Dziecka. Lecz mieszkańcy Domu Dziecka, chociaż są przekonywani, że wychowanie przez placówkę państwową nie hańbi, wiedzą, że także nie nobilituje. Jeśli mają możliwość ukrycia tego faktu, robią to. Bo gdy dochodzi do kradzieży w szkole, do której uczęszczają "sierotki", lub do rozboju we wsi, to cień podejrzenia najpierw pada właśnie na nich.
   W sieborowickim Domu Dziecka jest 48 miejsc. Dziś mieszka tu 49 dzieci w wieku od 3 do 18 lat. Mają trzy hektary ziemi, którą wszyscy razem uprawiają. Jarzyny, warzywa, owoce - na własne potrzeby.
   Mieszkają tu dzieci zarówno z okolicznych gmin, takich jak: Iwanowice, Zielonki, Skawina, Jerzmanowice, Koniusza, Proszowice, jak i z gminy Kraków. Tych ostatnich jest aż 60 proc. Dla wielu z nich mieszkanie na wsi, daleko od swojego miejskiego, czasem lumpiarskiego środowiska, jest bardzo korzystne. Mogą się oderwać. Miasto nie kusi. W Krakowie wystarczy przejechać dwa przystanki i już się jest na swoim podwórku, wśród starych kumpli. Z Sieborowic jest daleko i na dodatek niewygodny dojazd.
   Z punktu widzenia psychologa i wychowawcy, to jest zaleta. Wychowankowie mają odmienne podejście do sprawy. Duża odległość od Krakowa, to w ich mniemaniu poważna wada. Jednak są okoliczności, które przeważają szalę na korzyść tej placówki.

Tutaj nie dzieli się rodzin.

   Przyjmowane są bardzo liczne rodzeństwa, w różnym wieku. Czasem, gdy jest ich siedmioro czy ośmioro, zajmują razem jeden pokój. To daje poczucie więzi i namiastkę życia rodzinnego, którego zabrakło.
   - Kiedyś hodowaliśmy na naszym "folwarku" nawet trzodę chlewną - _opowiada Konrad Urbańczyk. - W ramach "wychowania przez pracę". Dziś już tego nie robimy, bo nie jest to opłacalne. Cały czas natomiast uprawiamy rolę, dzięki czemu mamy własne warzywa. To już nas nie kosztuje. Brakującą do godnego standardu resztę staramy się pozyskać od sponsorów.
   Agnieszka Biela, dyrektorka Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, która z ramienia krakowskiego starostwa przydziela powiatowym placówkom opiekuńczym pieniądze na każdy kolejny rok, mówi, że w Sieborowicach rzeczywiście nie jest różowo, ale nie ma co drzeć szat.
   
- Pan dyrektor Urbańczyk jest człowiekiem przebojowym i umie zdobywać dla swojej placówki wielu sponsorów _- podkreśla dyr. Biela.
   Czy zatem gdyby Konrad Urbańczyk był nieudacznikiem, dostałby od starostwa powiatowego więcej pieniędzy, bo przecież dzieci - nawet sieroty - muszą za coś żyć?

- W tym roku będzie o wiele trudniej

- wyjaśnia dyrektor Urbańczyk - nie tylko dlatego, że pieniądze są te same, a życie podrożało. W ubiegłym roku pozyskaliśmy od sponsorów ok. 70 tys. zł dodatkowych środków. Teraz ta sztuka na pewno nam się nie uda.
   Szef placówki wyjaśnia, dlaczego. W ubiegłym roku ponad połowę kwoty, jaką udało się uzyskać od sponsorów, stanowiło 40 tys. zł, będące dotacją od TVN.
   - Takie pieniądze dostaje się raz na parę lat - mówi Urbańczyk. - W kolejce czeka wiele biednych domów dziecka w Polsce i nawet nie śmielibyśmy się upominać.
   Dom Dziecka w Sieborowicach w ubiegłym roku wygrał również konkurs grantowy, ogłoszony przez Ministerstwo Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej, na utworzenie grupy usamodzielniającej się. W związku z tym otrzymali 25 tys. zł.
   - W naszym domu dziecka mamy dzieci od 3. roku życia do pełnoletności - wyjaśnia dyr. Urbańczyk. - Do grupy usamodzielniającej się trafiło na razie siedmioro wychowanków w wieku od III klasy gimnazjum. Zadaniem takiej grupy jest przygotowanie młodego człowieka do samodzielnego życia w społeczeństwie. Mają do pomocy wychowawców, ale idea jest taka, że powinni sobie radzić sami: robić zakupy, gotować, sprzątać itd. Ta grupa, którą w ub.r. stworzyliśmy dzięki grantowi z ministerstwa i była dla nas powodem do dumy, teraz stała się po prostu obciążeniem. Boli mnie serce, gdy o tym mówię, ale taka jest prawda.
   O ile bowiem kucharka, gotująca dla kilkudziesięciu osób może "cudownie pomnożyć" wspomniane 6 złotych, dolewając wody do kotła, o tyle nie ma mowy o samodzielnych zakupach dorastających wychowanków za kwotę 6 złotych na dzień.
   Szef placówki podkreśla zasługi sponsorów. Dwa razy w tygodniu wychowankowie dostają za darmo drożdżówki z piekarni w Michałowicach, z innej firmy dostają raz w tygodniu darmowe pieczywo, a z jeszcze innej jarzyny.
   - Różni ludzie pytają nas: co wam potrzeba - mówi dyr. Urbańczyk. Nam potrzeba wszystkiego bierzemy, co dają.

Ale i tak ciągle jest

za mało.

   W powiecie michałowickim, prócz Domu Dziecka w Sieborowicach jest jeszcze Zespół Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych w Miękini oraz Zespół Placówek Edukacyjnych z Pogotowiem Opiekuńczym dla Chłopców w Wielkich Drogach. W każdej z tych placówek dzienna stawka żywieniowa jest wyższa co najmniej o złotówkę od stawki w Sieborowicach. To prawda, różnica jest niewielka, ale przemnożona przez liczbę wychowanków i dni w miesiącu, daje wyraźne zyski. Zarówno w Miękini, jak i w Wielkich Drogach wychowanków jest co najmniej o dziesięciu więcej. I stawka żywieniowa także jest wyższa.
   W Krakowie, choć od kilku lat czyni się starania, by ograniczyć ilość państwowych placówek opiekuńczych na rzecz rodzinnych domów dziecka, nadal funkcjonuje 11 domów dziecka (z 17, które istniały jeszcze niedawno). Jednak w żadnej z tych placówek nie ma aż tak niskiej dobowej stawki żywieniowej. W Domu Dziecka Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Ludwiki przy ul. Piekarskiej w Krakowie stawka żywieniowa wynosi ok. 7 zł. Zdaniem dyrektor siostry Barbary Gołąb to bardzo mało, ale przy 58 wychowankach jakoś można sobie poradzić.
   Marta Wałkowicz, intendentka Domu Dziecka przy ul. Chmielowskiego w Krakowie mówi, że jej stawka żywieniowa wynosi 7,50 zł.
   - Ale tylko teoretycznie. Od wielu lat pozostawiają nam tę samą stawkę, a więc nie mamy pola manewru - mówi intendentka. - Jeśli jednak w placówce jest dużo dzieci, o wiele łatwiej gospodarować pieniądzem na wyżywienie. My mamy ponad 40 wychowanków stałych, ale również ok. 30 uczestników ogniska, którzy przychodzą na obiad i kolację. Przy 70 "gębach" udaje mi się zachować stawkę niewiele wyższą niż 6 zł na dzień.

\\\*

   Kilka miesięcy temu, kiedy pisaliśmy o przekształceniu nowohuckiego domu dziecka na osiedlu Górali w Nowej Hucie w rodzinną placówkę, Stanisława Urbaniak, zastępca prezydenta miasta Krakowa, protestowała przeciwko takiemu przedsięwzięciu. Dzisiaj prosimy o zajęcie stanowiska odnośnie wiejskiego domu dziecka. Czy dlatego, że jest wiejski, że jest na uboczu, że nie może (albo nie umie) angażować prasy z dnia na dzień można zgodzić się na głodową stawkę żywieniową dla dzieci tam mieszkających? Może pani prezydent Urbaniak - wzorem dwóch posłów - pokaże nam, jak można przeżyć za 6 zł dziennie? Inna sprawa, że nawet gdyby pani Urbaniak podjęła to wyzwanie, to trzeba pamiętać, że dzieci są w wieku rozwojowym i mają zupełnie inne potrzeby niż człowiek dorosły.
   Czy to jednak kogoś obchodzi?
ELŻBIETA BOREK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski