Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żywimy się tanio, ale podle, mamy epidemię alergii i otyłości u dzieci, bakterie odporne na antybiotyki

Liliana Sonik
Niemal każdego dzisiaj stać, by codziennie jeść wędliny, mięso, bądź parówki. Problem w tym, że większość tych produktów (również nieprzetworzonych) można spokojnie nazywać jedzeniem śmieciowym.

W Europie żywność jest łatwo dostępna i tania. Coraz tańsza. Dam przykład. Jeszcze niedawno rosół z kury należał do żelaznego menu niedzielnego obiadu; może nie był luksusem, ale jednak posiłkiem odświętnym. Dzisiaj kilogramowy kurczak kosztuje 7 złotych, czyli tyle, ile ktoś z pensją minimalną zarobi w pół godziny. A przecież w cenie tego kurczaka jest też koszt obróbki i transportu oraz marża sprzedawcy. To ile zarobi hodowca? Okazuje się, że sporo. Jak to wyjaśnić? W czym tkwi tajemnica niskich cen produktów rolnych? Otóż powolutku, niemal bezgłośnie, miała miejsce rewolucja, która z rolnictwa uczyniła przemysł. I wszystko podporządkowano jednemu tylko celowi: żeby było tanio. Nie lepiej, nie bardziej racjonalnie, tylko tanio.

Kiedy wszyscy zarabiają, a ceny spadają, powinniśmy być zadowoleni. A jednak jest z tym kłopot.

Bo tania żywność ma swoją cenę. Zasada „coś za coś” nie uznaje wyjątków.

Żeby obniżyć koszt produkcji najlepiej udać się po pomoc do chemii. Plewienie zastąpiono herbicydami, ze szkodnikami rozprawią się środki owadobójcze, a świeżość zapewnią konserwanty lub… moczenie w lodowatej wodzie. To dlatego kurczak za 7 zł jest lepki i śliski; można go rwać rękami, a na patelni wydziela dziwny zapach i masę wody… To samo dotyczy wędlin, którym smak nadają sól, cukier i dodatki smakowe.

Żywimy się więc tanio, ale podle, mamy epidemię alergii i otyłości u dzieci, powszechne zaburzenia hormonalne i bakterie odporne na antybiotyki.

Mówi się o tym rzadko. Uwagę przykuwają tylko wielkie afery, gdy w mięsie i jajach znaleziono fipronil lub ponadnormatywne ilości antybiotyków, a żywionym mączką mięsną (!) krowom mózgi zamieniały się w galaretę.

Tak wygląda sytuacja widziana z perspektywy konsumenta. A gdyby spojrzeć z drugiej strony? W konkurencyjnej wojnie wygrywają ogromne przemysłowe gospodarstwa rolne. Mniejsi rolnicy nie mają szans. Bawią mnie narzekania, że w Polsce wciąż mamy za dużo małych gospodarstw. Przecież ci „mali rolnicy” to fikcja. Uprawiają ziemię - jeżeli w ogóle ją uprawiają - tylko na swoje potrzeby i żeby dostać unijne dotacje. Za chwilę znikną. Średniacy są zagrożeni i klepią biedę: nie mają żadnych możliwości, by wynegocjować sprawiedliwą cenę u hurtowników. Tak dzieje się w całej Europie. Według nowych danych, co trzeci francuski rolnik zarabia 350 euro miesięcznie. Czyli mniej niż minimalna pensja w Polsce, co w kraju o wyższych cenach oznacza nędzę.

Sądzicie, że tania żywność w Europie zmniejsza głód w świecie? Nic podobnego. Czy ludzie lepiej się odżywiają? Wątpliwe. Czas na nowo wymyślić europejskie - i polskie - rolnictwo, bo znaleźliśmy się w ślepym zaułku. W niektórych krajach już zrozumiano, że potrzebna jest tu nowa rewolucja. Tym razem stawką musi być jakość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski