Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Zza kulis Orlen Teamu" Bartosz Zmarzlik: Na rowerze relaksuję się, ale też sprawdzam własne limity [FELIETON]

Bartosz Zmarzlik
Adam Jastrzebowski
Zimą naprawdę często łapię się na tym, że brakuje mi stresu związanego ze startami, od którego człowiek niemalże się uzależnia. Jeśli jednak ktokolwiek sądzi, że szukam wówczas emocji zastępczych – myli się. Bo okres do listopada do lutego to dla żużlowca czas, który trzeba przeznaczyć na regenerację, na poukładanie wielu rzeczy dookoła, żeby dobrze – a najlepiej perfekcyjnie – funkcjonować potem, czyli od marca do października.

Właśnie dlatego po sezonie nie szukam sportowych wrażeń, nawet jeśli mocno brakuje mi adrenaliny. Chodzi przecież o coś zupełnie przeciwnego, czyli o wyciszenie się. Zajmuję się zatem innymi sprawami, które są w życiu równie ważne i piękne; czyli najczęściej poświęcam czas rodzinie. Kiedyś życie prywatne i zawodowe trzeba rozdzielić i należy odnajdywać się w obu tych światach. Bo jeden i drugi jest – z mojej perspektywy - po prostu świetny.

Przyjemne z pożytecznym można oczywiście połączyć, o czym także już wspominałem, choćby podczas wspólnych wypraw rowerowych. Bo rower to rzeczywiście jest takie moje ulubione narzędzie, z którego korzystam do przygotowania kondycji. Niejedyne, ale mam pewność, że po zastosowaniu treningu kolarskiego, stajesz się coraz lepszym zawodnikiem. To dla mnie „rozrywka” całoroczna, jednak po sezonie roweru jest zdecydowanie więcej niż w trakcie rywalizacji; między zawodami jest zdecydowanie mniej czasu, to oczywiste. Tyle że podczas notorycznych wyjazdów trochę okazji przejażdżek także się znajdzie. Bo warunki do jazdy na rowerze są przecież wszędzie. Wystarczy wyjść z busa, przesiąść się na kolarzówkę i rozprostować kości. To jest też trochę pasja, która mi służy niezależnie od samopoczucia. A bywa – że poprawia samopoczucie. Gdyż po przejażdżce zawsze czuję dobrze; w sensie fizycznym.

Mam świadomość, że nie jestem jedynym spośród zawodników szeroko pojętego motorsportu, którzy szukają właśnie tej formy treningu i relaksu. Wiem, że na przykład Robert Kubica także jest pasjonatem kolarstwa. Zresztą generalnie wydaje mi się, że zdecydowana większość sportowców z naszej rodziny dyscyplin rower traktuje ze szczególnym sentymentem. Pewnie z uwagi na podobieństwo do naszych maszyn. Też masz przecież koła, tylko zamiast koni mechanicznych w silniku, są pedały i nogami musisz napędzić ten pojazd. A dzięki temu można poznawać siebie, i obserwować – a z czasem przesuwać - gdzie masz swoje limity. Choć powtórzę, że ja do kolarstwa podchodzę na luzie. Sprawia mi sporo przyjemności, w wielu aspektach pomaga, a na pewno w żadnym nie przeszkadza.

Ile musi mieć taka przejażdżka, abym połączył przyjemne z pożytecznym? To zależy głównie od tego, w jakim konkretnie momencie sezonu jestem. Generalnie jednak to, czy przed meczem pojadę 20 czy 100 kilometrów nie ma jakiegokolwiek znaczenia. Decyduje moje samopoczucie; wyłącznie! Oczywiście zimą bardziej patrzy się na czas spędzony na rowerze i na przejechane kilometry. Nawet jeśli nie jest to jedyna forma przygotowania, bo oczywiście mam jeszcze wiele innych zajęć, które temu służą.

Zawsze przed treningiem robię jakieś plany, choć nie zawsze – na przykład ze względu na aurę – chce mi się kręcić nie wiadomo ile. Generalnie jednak jestem takim człowiekiem, który już podczas jazdy niemal zawsze i tak dokręca kilometry ponad założoną normę. Dlatego, że gdy już jadę rowerem, po prostu dobrze się czuję. I nakręcam się, dochodząc za każdym razem do wniosku, że jednak fajnie, że się ruszyłem. I zaczynam kombinować, o ile dłuższą trasę mogę przejechać. Słucham jednak organizmu – a bynajmniej cały czas uczę się słuchać. I staram się zrozumieć sygnały, jakie dostaję. Aby na podstawie konkretnych bodźców wiedzieć, kiedy powiedzieć: stop.

Oczywiście, człowiek zawsze patrzy na różne wykresy i na ich podstawie stara się określić własne możliwości. Moja życiówka na rowerze może nie jest nie wiadomo jak wybitna, ale najdalej metę miałem oddaloną o 125 kilometrów od startu. Co przy 2,5 tysiąca metrów przewyższenia zniosłem… normalnie. No wiadomo, że byłem zmęczony, ale towarzyszyło mi także fajne uczucie i na pewno jeszcze nie raz będę chciał poprawić swój kolarski rekord.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski