MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kogo odesłać do przychodni?

Ryszard Niemiec
Preteksty. Ponieważ Polski Związek Narciarski mieści się w Krakowie, należałoby oczekiwać, iż tutejszy genius loci wpływa dodatnio na sprawność umysłową jego sterników.

Wyhodowana przez polskie elity dyrektywa: „do Krakowa po rozum!” tym bardziej zyskuje dziś na znaczeniu, bo mazowiecka nizina intelektualna z warszawską depresją stają się coraz bardziej dokuczliwe.

Niestety, niektóre poczynania włodarzy narciarstwa od jakiegoś czasu budzą podejrzenie o dokonywanie gwałtu na rozumie.

Jakiś czas temu pozwoliłem sobie wykpić rojenie prezesa Apoloniusza Tajnera o wbudowaniu skoczni narciarskiej w bryłę stadionu, uzurpacyjnie zwanego Narodowym. Tym tropem poszli inni, więc brawurowa idea zgasła, zanim zdołała rozpalić umysły zarządców obiektu.

Dopadła wszakże innych przywódców sportu wyczynowego, nazwanego w Polsce... żużlem. Prymarna jego nazwa dotyczy odpadowego materiału sypkiego – efektu procesu spalania węgla lub koksu. Jest używany jako materiał wypełniający stadionowe bieżnie, przystosowane do uprawiania wyścigów motocyklowych na torze, wymyślonych i nazwanych (speedway) przez Anglosasów.

Geneza tego sportu wywodzi się od cyrkowej sztuki jeżdżenia na motocyklu wewnątrz tzw. beczki śmierci. Spełniana systematycznie obietnica właśnie śmierci, w największym stopniu przyczyniła się do popularności dyscypliny.

Trzeba wiedzieć, że przez wiele dekad speedway zaspokajał żądzę śmiertelnych wypadków na torze. Słupki jego popularności nieustannie szybowały, znacząc je nekrologami ginących zawodników. Rozwój żużla, na szczęście, nie oznaczał wzrostu liczby ryzykujących życiem ścigantów, ani zwiększenia ilości klubów.

Rosła jedynie liczba gapiów, których na stadion ściągała perspektywa klepsydry. Z wolna polskie stadiony stawały się za szczupłe na inwazję publiki, dlatego postanowiono pomnożyć widownię w pogoni za zyskiem.

No i przerobili warszawski gigant na żużlowisko, przywożąc setki ton „hasiu” na podłoże obiektu. Grand Prix zaprojektowana jako żniwa finansowe skończyła się tak, jak kończy się każde przedsięwzięcie wbrew naturze, czyli kompromitacją!

A że u nas kompromitacja goni kompromitację, niebawem pałeczkę przejęli włodarze PZN. Opinię publiczną znokautowano wieścią o wykluczeniu Macieja Kota i Dawida Kubackiego z kadry i skierowaniu ich pod opiekę... psychologów. Decyzja Łukasza Kruczka, dla kibica bez doktoratu z psychologii, oznacza wprost, że zawodnicy mają jakieś odchyłki od normy, mimo że dotąd dominowało przeświadczenie, że jedynie Piotruś Żyła ma coś nie tak pod strzechą.

Trenera Łukasza odsyłam do pracy profesora psychologii Zdzisława Ryna, który swego czasu prowadził badania skoczków narciarskich. Ustalił, że całkiem normalni to oni nie są, bo mają znacznie obniżony próg strachu. Wierzę więc, że po przestudiowaniu dzieła trener przestanie szaleć w poszukiwaniu przykrywki dla luk własnego warsztatu i sam uda się do przychodni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski