Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

12 II 1965 r., Kraków, ul. Loretańska, Technikum Energetyczne, męska toaleta

Redakcja
Wprawdzie w soboty lekcje trwały tylko do południa, ale tego dnia Karol chciał urwać się ze szkoły jeszcze wcześniej. Tym razem miał ku temu ważny powód. Już jutro, czyli w niedzielę, miały odbyć się długo oczekiwane zawody strzeleckie.

Marta Szreder: LOLO (odc. 50)

Po ostatniej rozmowie z trenerem Karol każdą wolną chwilę spędzał na strzelnicy. I teraz też tam się wybierał. Zależało mu bowiem, żeby jutro - z samego rana - być w jak najlepszej formie.

Już podczas pierwszej przerwy wymknął się do męskiej toalety. Teraz cierpliwie czekał, zamknięty w jednej z kabin, aż wszyscy wrócą do klas, a on będzie mógł wymknąć się niepostrzeżenie z budynku.

Przerwa dobiegała już końca, kiedy usłyszał, że do łazienki weszło kilku chłopaków.

- Ej, Andrzej! - rozpoznał dobiegający zza drzwi kabiny głos Janusza.

- A słyszałeś, co mówią o tym twoim dawnym kumplu, Kocie? - zapytał Janusz.

Chłopcy zapalili papierosy i swobodnie kontynuowali rozmowę, nieświadomi jego obecności.

- Co? - zainteresował się Andrzej.

- Podobno on jest homo-niewiadomo! - oznajmił Janusz, przyciszając głos.

- Karol? E, chyba nie - niedowierzał Andrzej.

- No jak to! Cały czas ostatnio łazi z takim jednym, o którym cała okolica wie, że jest pedałem - powiedział Zygmunt.

Pedał. Karol słyszał już kiedyś to słowo, ale miał jedynie blade pojęcie co do jego znaczenia. Znów poczuł nagły zawrót głowy i oparł się o ścianę.

- Ten chłopak ma ojca w Cracovii. Stary strasznie się za niego wstydzi. Mieszkam niedaleko i stąd to wiem - kontynuował Zygmunt.

- Brakuje jeszcze, żeby się trzymali za rączki! - roześmiał się ktoś inny i rozmowa toczyła się dalej, a wypowiadane słowa docierały do Karola jak zza grubej szyby.

W końcu rozległ się dzwonek na lekcje i chłopcy zgasili papierosy. Kilka minut później w łazience zapadła cisza, ale on jeszcze długo nie ruszył się z miejsca. Zaciskał dłoń na rękojeści noża tak mocno, że aż zbielały mu kostki.

12 II 1965 r., Kraków, kamienica przy ulicy XXXX

- Karol? Co za miła niespodzianka! Wejdź, jestem sam - uśmiechnął się Marcel, otwierając szeroko drzwi mieszkania.

- Dobrze się czujesz? Jakoś nieswojo wyglądasz - dodał, patrząc badawczo na Karola, który zamiast przestąpić przez próg, stał w miejscu i milczał.

- Czy to prawda, co o tobie mówią? - zapytał Karol, a z twarzy Marcela w jednej chwili zniknął uśmiech. Chłopak pobladł i spuścił oczy.

- Wejdź, nie rozmawiajmy w drzwiach - powiedział cicho, ale Karol nadal nie ruszył się ani o krok.

- A więc to prawda? - zapytał ponownie.

- Myślałem, że się domyśliłeś... Że wiesz, co do ciebie czuję. Wszyscy wiedzą - odpowiedział miękko Marcel, próbując chwycić Karola za rękę, ten jednak odepchnął go gwałtownie.

Marcel upadł na podłogę i uderzył głową o szafkę.

- Beze mnie byłbyś nikim! Zobacz, ile dla ciebie zrobiłem Popatrz tylko na siebie! - zaczął krzyczeć, podnosząc się niezdarnie.

- Wszystkiego cię nauczyłem, gdyby nie ja, nikt by nawet na ciebie nie spojrzał!

Karol jednym ruchem zdjął płaszcz, po czym zerwał z siebie miękki kaszmirowy sweter oraz zagraniczną koszulę. Stał teraz w samym podkoszulku.
- Weź je sobie z powrotem, nic od ciebie nie chcę! - wysyczał, rzucając pożyczone ubrania prosto w twarz Marcela.

- Dobrze! A jakbyś nie wiedział, to twoja Kalina ma już dawno innego! - odpowiedział na to mściwie Marcel.

Karol chwycił go za szyję i przycisnął brutalnie do ściany.

- Kogo? - mocowali się przez dłuższą chwilę w milczeniu.

W końcu Marcel zaczął charczeć i Karol puścił go, pozwalając by chłopak osunął się na podłogę, po czym podniósł swój płaszcz i wyszedł, nie oglądając się za siebie.

12 II 1965 r., Kraków, Planty

Rozejrzał się dookoła. Świadomość zaczęła mu stopniowo powracać. Nie pamiętał, w jaki sposób dotarł na Planty. Dopiero teraz zauważył też, że zaczął padać śnieg. A właściwie, że musiał padać już od jakiegoś czasu, bo wszystko było pokryte warstwą białego puchu. Usiadł na ławce i patrzył na ogromne płatki, spadające powoli na bruk i gałęzie drzew. Zrobiło się cicho, jakby pierwszy tej zimy śnieg stłumił wszelkie odgłosy miasta i uśpił je. Tylko gdzieś z oddali dobiegały śmiechy szalejących ze szczęścia dzieci. Z każdą chwilą sypało coraz mocnej. Było bardzo zimno, ale Karol, chociaż był ubrany tylko w płaszcz narzucony na cienki podkoszulek, wcale tego nie odczuwał.  

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski