Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

13 II 1965 r., Kraków, mieszkanie sierżanta Pełczyńskiego

Redakcja
Pogoda tego dnia była wyjątkowo piękna, w związku z czym sierżant Pełczyński całe przedpołudnie spędził, przechadzając się z psem wzdłuż Błoń. Mimo bezchmurnego nieba było jednak dość zimno i chociaż psu zdawało się to wcale nie przeszkadzać, on sam zdążył już nieźle wymarznąć. Z ulgą wrócił do ciepłego domu.

Marta Szreder: LOLO (odc. 52)

Wkładał właśnie klucz do zamka, kiedy usłyszał dzwoniący po drugiej stronie drzwi telefon. Mieszkał sam, więc nie miał mu kto powiedzieć, że telefon ten dzwonił bez przerwy od ponad godziny.

Wszedł pospiesznie do środka i dopadł słuchawki.

- No, nareszcie Pełczyński! Gdzieżeście byli? - usłyszał głos kapitana Wiśni.

- O co chodzi? - zapytał, wyczuwając, że kapitan opryskliwością pokrywa zdenerwowanie.

- Sprawa bardzo pilna. Zaraz podeślemy samochód.

13 II 1965 r., Kraków, kamienica przy ul. YYYY

Karol położył dłoń na klamce. Drzwi puściły. Wszedł do mieszkania i ruszył korytarzem prosto do pokoju Kaliny. Zapukał delikatnie. Otworzyła.

- Co tu robisz? - zapytała, patrząc na niego bez cienia uśmiechu.

- Chciałem cię przeprosić za tamto. Przyniosłem ci ciastka - wybąkał.

- Nie wiedziałem jakie lubisz, więc kupiłem wszystkie - dodał, podając jej duże tekturowe pudło z cukierni.

- Dziękuję. Tylko po to przyszedłeś? - zaprosiła go gestem, by wszedł dalej.

- Nie tylko. Chciałem ci powiedzieć coś bardzo ważnego. Czuję, że muszę właśnie tobie to wyznać. Chciałem już to zrobić jakiś czas temu, ale nie miałem odwagi... - czuł, że język mu się plącze.

- Karol, nie musisz nic mówić. Ja wszystko wiem - przerwała mu niespodziewanie.

- Naprawdę? - popatrzył na nią zaskoczony.

- Tak. Od dawna się tego domyślałam. Przecież nieraz dawałeś mi to do zrozumienia.

- I co? Nie myślisz o mnie źle?

- Oczywiście, że nie.

- I nie powiesz nikomu? - dopytywał zduszonym od wzruszenia głosem.

- Nie powiem. To będzie nasza tajemnica.

- I wybaczasz mi?

- A co tu jest do wybaczania? - zapytała zdziwiona.

- Przysięgam, że jak mi wybaczysz, to więcej tego nie zrobię... - Karol aż w gardle czuł wzbierające łzy.

- Nie rozumiem... O czym ty mówisz? - Kalina podniosła wzrok i popatrzyła na niego badawczo. Dopiero teraz zauważyła gorączkę w jego oczach, a on nagle schował twarz w dłoniach i rozkleił się na dobre. Płakał.

- Karol, myślę, że nie powinniśmy się więcej widywać. Powinieneś skupić się na nauce. Kiedyś się jeszcze zakochasz, zobaczysz. W kimś w twoim wieku... - zaczęła mówić głosem cichym i spokojnym, a Karol podniósł mokrą od łez twarz i wpatrywał się w nią z rosnącą nienawiścią.

- A ciastka lepiej zanieś do domu, ja i tak nie lubię słodyczy - dodała jeszcze, siląc się na uśmiech.

- Jesteś taka sama jak wszyscy! - pchnął ją nagle, tak mocno, że upuściła karton, a ciastka wypadły na podłogę.

- Pożałujesz tego, zobaczysz! - krzyczał coraz głośniej.

Kalina próbowała go uciszyć, ale było za późno i już po chwili na korytarzu zaszurały zbliżające się kroki pani Genowefy.

- Co to znowu za awantury! Następnego absztyfikanta przyprowadziła! To się w głowie nie mieści! - zawołała kobieta, pukając energicznie do drzwi.

Karol otworzył je gwałtownie i doskoczył do niej.

- Chciałaś się bać, przeklęta starucho? To się bój! - wykrzyczał prosto w twarz przerażonej kobiecie.

15 II 1965 r., Kraków, kamienica przy ulicy XXXX

Marcel siedział na kanapie i wpatrywał się w ekran nowiutkiej tesli, ściskając w rękach wzgardzone przez Karola ubrania.

"Nadajemy komunikat specjalny. Komenda Miejska MO potwierdza, że wczoraj, w okolicy kopca Kościuszki został zaatakowany jedenastoletni Krzysztof B. Chłopiec w wyniku doznanych obrażeń zmarł..." - Marcel patrzył jak zahipnotyzowany na przemawiającego z ekranu mężczyznę, a po jego twarzy płynęły gorące łzy. Nagle wstrząsnęło nim mocniejsze szlochnięcie. Wtulił twarz w noszoną przez Karola koszulę. Sam nie wiedział z jakiego powodu płakał - czy nad zamordowanym chłopcem, czy nad Karolem, czy nad sobą samym.

Nie usłyszał wracającego do domu ojca.

- A ty co się znowu mazgaisz? - zapytał trener z tłumioną wściekłością, stając w drzwiach.

- Nie po to kupiłem najlepszy model, żebyś beczał! - podszedł do telewizora i wyłączył go.

Marcel wstał z kanapy bez słowa i po chwili z hukiem zatrzasnął drzwi swojego pokoju.

- Co jest z tym młodym pokoleniem? Tylko by się użalali nad sobą jak jakieś baby. Słabeusze, nie to co kiedyś! Wszystko przez brak dyscypliny, ot co! - skomentował pod nosem trener, siadając na kanapie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski