MKTG SR - pasek na kartach artykułów

16 IX 1964 r., Kraków, kościół pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa

Redakcja
- Obudź się chłopcze, tu nie wolno spać - Karol poczuł, jak ktoś delikatnie kładzie dłoń na jego ramieniu. Otworzył oczy. Starszy ksiądz, którego widział wcześniej w konfesjonale, pochylał się nad nim.

Marta Szreder: LOLO (odc. 13)

- Chciałeś się wyspowiadać? - zapytał, cofając swoją zniekształconą artretyzmem rękę, a Karol, wciąż nieco zaskoczony tym nagłym przebudzeniem, rozglądnął się dookoła. Musiał spać dość długo, bo teraz w kościele było już zupełnie pusto.

- Wprawdzie już skończyłem na dziś, ale jeśli coś cię trapi, mogę zrobić wyjątek - spowiednik uśmiechnął się łagodnie, jakby wyczuwając wahanie chłopaka.

Karol poczuł się nieswojo. Dobrze pamiętał słowa matki o tym, żeby bez rozgrzeszenia lepiej nie pokazywał się w domu. Do tej pory zawsze był jej posłuszny, jednak teraz tylko wbił wzrok w czubki swoich butów i nie powiedział ani słowa.

Ksiądz co prawda wzbudzał jego zaufanie, ale z drugiej strony, to co innego spowiadać się w bezpiecznym półmroku konfesjonału, a co innego tak twarzą w twarz.

- Nie, ja tak tylko, pomodlić się chciałem, już sobie idę - wyrzucił z siebie w końcu jednym tchem.

Zanim jeszcze zdążył się odezwać, wiedział już, że to kłamstwo pociągnie za sobą następne, ale w tej chwili nie przejmował się tym.

Ksiądz tylko pokiwał głową, po czym odszedł, mamrocząc coś o tym, że modlitwy nigdy za wiele, a Karol jeszcze długo nie mógł ruszyć się z miejsca. Nigdy wcześniej nie był sam w pustym kościele. Powoli zapominał o dręczących go niepokojach. Dookoła panowała idealna cisza, a on, po raz pierwszy od jakiegoś czasu, poczuł się naprawdę odprężony. Miał ochotę tu zostać na zawsze. Napawał się tym przyjemnym stanem, kiedy nagle coś zakłóciło jego spokój. Okazało się, że wbrew temu, co mu się wydawało, nie był tu sam.

Jakaś pogarbiona, baryłkowata postać w płaszczu z kapturem powstała z ostatniej ławki w przeciwległym rzędzie i ruszyła wolno w kierunku głównej nawy. Przez chwilę Karolowi wydawało się, że idzie prosto na niego.

Patrzył na nią jak zahipnotyzowany, jak tak szła, posapując i stukając laską o kamienną podłogę. Ten posępny, miarowy stukot wprowadzał go w dziwny nastój. Była coraz bliżej, ale on nadal nie mógł dojrzeć jej twarzy. Kiedy już wydawało się, że zaraz wyciągnie rękę i go dotknie, zmieniła kierunek i poszła w stronę ołtarza.

Karol cofnął się ze wstrętem, kiedy go mijała. Patrzył jeszcze przez chwilę, jak postać, kolebiąc się na lewo i prawo, przemierzała kościół. Dopiero kiedy oddaliła się na dobre, otrząsnął się z letargu.

Tamten wcześniejszy, przyjemny moment zapomnienia uleciał bezpowrotnie i Karol niespodziewanie poczuł w gardle dławiący smutek. Sam nie wiedział, skąd się wziął. Wstał więc i ruszył w kierunku drzwi. Zanim jednak je otworzył, zatrzymał się jeszcze na moment, jakby przypominając sobie o czymś. Odwrócił się w stronę ołtarza i po krótkiej chwili wahania przeżegnał się pospiesznie, po czym wyszedł na jasną, tętniącą życiem ulicę.

17 IX 1964 r., Kraków, mieszkanie w kamienicy przy ul. Meiselsa

Następnego ranka, punktualnie o godzinie szóstej, ostry i nieprzyjemny dźwięk budzika wyrwał Karola z sennego koszmaru. Chłopak gwałtownie zerwał się i usiadł na łóżku. Jego czoło i włosy pokrywały kropelki potu. Wyłączył budzik i ciężko oddychając, opadł z powrotem na poduszki.

Jednak już po chwili uświadomił sobie, jaki dziś jest dzień i rozchmurzył się, zapominając zupełnie o złych snach.

Otóż, w końcu nadeszła długo oczekiwana niedziela, czyli dzień targowiska na Tandecie! Ubrał się szybko i sięgnął po porcelanową skarbonkę w kształcie świnki.

Dostał ją od rodziców na dwunaste urodziny, ale nigdy wcześniej jej nie używał, zazwyczaj wydając całe kieszonkowe, jeszcze tego samego dnia, kiedy je dostawał. Dziś było jednak inaczej i kiedy potrząsnął skarbonką, usłyszał przyjemnie pobrzękujące w niej monety. Zbierał je dokładnie od tygodnia, codziennie dodając po trzy złote, które dostawał od matki na obiad w barze mlecznym. W ten sposób udało mu się uzbierać całą, brakującą do wymarzonego noża, sumę.

Jednym ruchem rozbił świnkę o biurko i wybrał monety spośród lśniących, różowych skorupek.

Wyszedł z domu i wybierając tę samą drogę co tydzień wcześniej, ruszył na Tandetę. Miał nadzieję, że zastanie tam brodatego handlarza i że ten dotrzyma danego mu słowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski