MKTG SR - pasek na kartach artykułów

19 IX 1964 r., Kraków, kamienica przy ul. XXXX

Redakcja
Dochodziła osiemnasta, kiedy Karol zatrzymał się przed zniszczoną, przedwojenną kamienicą. Jeszcze raz sprawdził, czy numer budynku zgadza się z zapisanym przez Kalinę adresem, po czym wszedł do środka. Żeby dotrzeć do mieszkania, trzeba było przejść przez raczej ponure, otoczone z trzech stron ścianami przylegających budynków, podwórko. Karol spojrzał w górę, na skrawek ciemniejącego już nieba i ogarnęło go niemiłe uczucie, jakby znajdował się na dnie studni.

Marta Szreder: LOLO (odc. 22)

Szybko pokonał dwie kondygnacje wąskich, drewnianych schodów i znalazł się wreszcie przed właściwymi drzwiami. Już miał nacisnąć dzwonek, ale w ostatniej chwili, kierowany niezrozumiałym dla siebie impulsem, zawahał się i cofnął rękę. Stał tak przez kilka minut, przeczesując nerwowo włosy i przestępując niespokojnie z nogi na nogę. W końcu, besztając się w myślach za własny brak zdecydowania i tchórzostwo, ponownie sięgnął do dzwonka, ale zanim zdążył go użyć, drzwi otworzyły się same, a w progu stanęła Kalina.

W długim, czarnym płaszczu i z włosami upiętymi wysoko w kok, wyglądała na gotową do wyjścia.

- Karol? Co tu robisz? - zapytała.

- No jak to? Byliśmy umówieni... - odparł zaskoczony.

Kalina tylko uniosła brwi i nic nie odpowiadając, patrzyła na niego poważnie, szeroko otwartymi, starannie umalowanymi oczami.

- Nie pamiętasz? - zapytał Karol, zupełnie już zbity z pantałyku, a ona w końcu roześmiała się perliście, tak jak to miała w zwyczaju.

- Oczywiście, że pamiętam! Nie rób takiej miny, żartowałam tylko! - powiedziała, zatrzaskując za sobą drzwi.

- Chodź, nie stójmy tu - dodała, zbiegając po schodach.

Karol podążył za nią i po chwili byli już na ulicy.

- To dokąd miałabyś ochotę pójść? - zapytał.

- Znam jedno takie miejsce. Pokażę ci.

Ruszyli w kierunku Rynku. Zapadał zmierzch, ale nie zapalono jeszcze latarni i na ulicach z każdą chwilą robiło się coraz ciemniej i ciemniej.

Karol początkowo czuł się nieswojo. Dręczyło go całkiem słuszne podejrzenie, że dziewczyna rzeczywiście zapomniała o spotkaniu. Jednak im dłużej szli przez opustoszałe o tej porze miasto, tym mniejsze wydawało się mieć to znaczenie. Teraz liczyło się tylko to, że był w towarzystwie tak ładnej dziewczyny, i żałował jedynie, że tak niewiele osób może być tego świadkiem.

Kalina przez cały czas opowiadała jakieś zabawne historyjki i zadawała mu mnóstwo pytań, a kiedy doszli do Plant, ufnym gestem wsunęła mu rękę pod łokieć. Zrobiła to w taki sposób, jakby było to coś najbardziej naturalnego w świecie i Karol zupełnie już zapomniał o nieprzyjemnych myślach. Usiłował iść z nią noga w nogę, najpierw trochę niezręcznie, ale po jakimś czasie udało mu się dopasować swój krok do jej rytmu. Słowa same zaczęły płynąć mu z ust, a on coraz bardziej dziwił się własnej elokwencji i swobodzie.

Sam nie wiedział, kiedy dotarli na ulicę Świętego Marka i Kalina zatrzymała się nagle, pod jedną z bram.

- To tu - oznajmiła, opierając się o drzwi.

- Co to za miejsce? - zapytał Karol.

- Klub jazzowy!

- Klub dżazowy? - powtórzył jak echo i pozwolił jej pociągnąć się za rękę.

Pchnęła szczupłym ramieniem masywne drzwi, a te ustąpiły.

W jednej chwili znaleźli się w zupełnie innym świecie. Z zimnej, pustej i cichej ulicy weszli prosto do miejsca wypełnionego po brzegi dźwiękami i ludźmi, gdzie gwar rozmów mieszał się z muzyką.
Pomieszczenie było niewielkie i słabo oświetlone. W powietrzu, aż gęstym i szarym od papierosowego dymu, czuć było wilgoć, a gołe ściany obklejone były plakatami. Ludzie tłoczyli się przy stolikach i pod ścianami. Podczas gdy Karol rozglądał się, oszołomiony tym wszystkim, Kalina rozmawiała z jakimś mężczyzną, stojącym przy wejściu, kiwając przy tym przesadnie głową i przekrzykując hałas.

W końcu odwróciła się w stronę Karola i gestem pokazała mu, by szedł za nią. W międzyczasie zdążyła zdjąć swój długi czarny płaszcz i Karol dopiero teraz zauważył, że miała na sobie dość krótką, przyciągającą spojrzenia sukienkę w jaskrawy wzór. Teraz przeciskała się przez tłum, energicznym, niemal tanecznym krokiem, cała rozpromieniona, raz po raz witając się z różnymi osobami, które właśnie mijała. Karol wciąż jeszcze nie ruszył się z miejsca i patrzył za oddalającą się dziewczyną. Poczuł, jakby nagle coś w nim zgasło.

Nie wiedział o tym, że w tej samej chwili czyjeś czujne oczy wypatrzyły go z przeciwległego kąta sali i zaczęły z uwagą śledzić każdy jego ruch.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski