Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

2 X 1964 r., Kraków, ul. Siemiradzkiego, Komenda Miejska MO

Redakcja
Tego samego popołudnia, kiedy Karol z satysfakcją zobaczył swoje nazwisko na wywieszonej przez trenera nowej liście zawodników, w innym punkcie Krakowa właśnie dobiegało końca inne zebranie, dotyczące spraw o wiele poważniejszych.

Marta Szreder: LOLO (odc. 41)

Śmierć trzeciej ofiary postawiła na nogi całą krakowską milicję i wszyscy funkcjonariusze, bez względu na to, czy byli tego dnia na służbie czy nie, musieli obowiązkowo stawić się na komisariacie przy ulicy Siemiradzkiego.

- Zarządzam podwojenie ilości patroli na ulicach, zwłaszcza w godzinach wieczornych, aż do odwołania. Na dzień dzisiejszy ta sprawa jest absolutnie priorytetowa! Musimy dać z siebie wszystko i za wszelką cenę dopaść napastnika! - grzmiał z zaangażowaniem komendant, który ze względu na powagę sytuacji postanowił osobiście przemówić do swoich podwładnych.

Sierżant Pełczyński słuchał tych słów ze sceptycyzmem. Wiedział, że nagła zmiana podejścia jego przełożonych wynikała głównie z obawy przed coraz bardziej zbulwersowaną opinią publiczną. Przestępca, grasujący bezkarnie w centrum miasta, nie był dobrą wizytówką dla krakowskiej milicji. Trzeba było jak najszybciej zademonstrować sprawność organów ścigania i uspokoić panikę wśród ludzi, a to nie było łatwym zadaniem. Z ust do ust przekazywano sobie coraz bardziej zniekształcone informacje o tajemniczym nożowniku, a całe miasto aż huczało od plotek mnożących liczbę napadów i ofiar.

Nawet kapitan Wiśnia, pod naciskami samego komendanta, był zmuszony skapitulować i zamieścić w prasie komunikat specjalny, czemu wcześniej tak bardzo się sprzeciwiał. Sierżantowi Pełczyńskie-mu przyniosło to pewną satysfakcję, jednak był to triumf o raczej gorzkim posmaku, bo przypłacony krwią niewinnej ofiary, której jego zdaniem można było uniknąć.

Komunikat ten szybko przyniósł pożądany efekt i na komendzie natychmiast rozdzwoniły się telefony od chętnych do pomocy obywateli.

Pełczyński, który chciał jak najszybciej zabrać się do pracy, teraz nie mógł doczekać się końca tego ciągnącego się od ponad godziny zebrania. Wciąż miał nadzieję, że zadzwoni ktoś i poda jakąś znaczącą dla śledztwa informację. Nie chciał przegapić tego momentu.

2 IX 1964 r., Kraków, ul. Manifestu Lipcowego, Dom "SOKOŁA"

Trening skończył się pół godziny temu i większość zawodników opuściła już strzelnicę. Tylko Karol, jako jedyny, nadal stał przed tarczą, oddając do niej z niezmordowaną energią kolejne celne strzały. Po raz pierwszy przychodziło mu to bez żadnego wysiłku, naturalnie i z nieznaną dotąd łatwością. Karabin tego dnia był mu bezwzględnie posłuszny, jakby stanowił przedłużenie jego ręki, dając mu przyjemne poczucie siły i kontroli.

W pewnym momencie zauważył, że kilka osób zamiast pójść już do domu, zatrzymało się jeszcze przy wyjściu i patrzyło na niego z podziwem. Uśmiechnął się do siebie, po czym przeładował broń. Znów spojrzał w ich stronę i zobaczył, że pod ścianą, w kącie sali stała też Kalina.

Nie rozmawiał z nią od tamtego pamiętnego wieczoru w Helikonie, ale odkąd, za radą Marcela, zaczął ją ignorować, zauważył, że dziewczyna podczas treningów często zerkała w jego stronę. Udało mu się ją na tym przyłapać już kilka razy.
Teraz oddał ostatni już strzał, trafiając w sam środek tarczy, po czym ostatecznie odłożył karabin na bok. Mimowolnie odwrócił głowę w kierunku tamtego kąta, ale Kaliny już tam nie było. Złożył więc broń, spakował się i ruszył w stronę wyjścia.

Spotkał ją ponownie już na ulicy, w pobliżu bramy.

- Cześć. Jak tam leci? - zagadnęła, kiedy ją mijał.

- W porządku. Co tak stoisz sama? Lepiej już iść, zaraz zacznie padać - odpowiedział, a ona spuściła wzrok.

- Czytałam o wampirze. Trochę się boję wracać sama po ciemku. Na mojej ulicy jest awaria latarni - powiedziała po chwili wahania.

- O wampirze?

- To ty nic nie wiesz? O tym, który napada na kobiety... - wytłumaczyła.

- A, o tym... - Karol przyglądał się jej z uwagą.

Wreszcie podniosła na niego oczy, a widok jej przestraszonej, trochę bezbronnej miny sprawił, że cała wcześniejsza złość na dziewczynę minęła mu jak ręką odjął.

- Jak chcesz, to mogę cię odprowadzić. Nawet mam po drodze - zaproponował, a Kalina przysunęła się bliżej, biorąc go, jak kiedyś, pod rękę.

- Ze mną jesteś bezpieczna! - dodał z uśmiechem, dotykając wewnętrznej kieszeni płaszcza, po czym ruszyli przed siebie równym krokiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski