MKTG SR - pasek na kartach artykułów

20 VI 1966 r., Kraków, mieszkanie przy ul. XXXX

Ciąg dalszy nastąpi
Dochodziła piąta po południu, kiedy Kalina wróciła z uczelni na stancję. Pani Maria, właścicielka mieszkania, kobieta starsza i mocno już niedosłysząca, jak zwykle o tej porze, drzemała u siebie. Kalina wynajęła u niej pokój trzy lata wcześniej, kiedy dostała się na studia w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, i mieszkała tam do tej pory.

MARTA SZREDER: Lolo

Teraz, zmęczona upalnym dniem, usiadła na sofie w salonie i odruchowo sięgnęła po leżącą na stoliku gazetę. Szybko jednak tego pożałowała. Nagłówek z pierwszej strony krzyczał: "Wampir schwytany! Maturzysta przyznał się do popełnionych zbrodni!". Odłożyła z niechęcią gazetę i poszła do swojego pokoju.

Położyła się na nierozścielonym łóżku i zamknęła oczy, chociaż nie liczyła na to, że uda jej się zasnąć. Czuła narastający niepokój. W pomieszczeniu było jasno i gorąco.

Uporczywe wspomnienie z tamtego dnia, kiedy aresztowali Karola, znów powróciło. Pamiętała wyraźnie każdy szczegół, jakby wszystko to wydarzyło się w zwolnionym tempie.

Stała na ulicy, wśród powiększającego się tłumu gapiów.

Wszyscy patrzą w jednym kierunku. Młody funkcjonariusz wykręca Karolowi ręce do tyłu i prowadzi go do nyski. Coraz więcej ciekawskich przechodniów zatrzymuje się, by popatrzeć. Zbiegowisko powiększa się. Są też koledzy z klasy Karola, którzy stoją w milczeniu. Funkcjonariusz zamyka drzwi samochodu. Dźwięk milicyjnego koguta. Nyska odjeżdża, a Karol jeszcze odwraca głowę i patrzy przez tylną szybę samochodu. Patrzy prosto w oczy Kaliny.

- "Przecież on wie, że to ja. Nikt inny nawet się nie domyśla, ale on sam wie to na pewno! Przecież on zawsze wiedział, że go wydam. Może nawet i chciał tego".

Wzdrygnęła się, kiedy zadzwonił telefon. Zamiast odebrać, usiadła na łóżku i tylko patrzyła tępo na czarny, lśniący aparat, mając nadzieję, że w końcu zamilknie. Wiedziała już, kto to może być i że będzie musiała odebrać. Przeciąganie tego w nieskończoność nic nie da. Po chwili telefon rozdzwonił się na nowo. Kalina zmusiła się, by sięgnąć po słuchawkę.

- To ty, Kalinko? - usłyszała z słuchawce znajomy, kobiecy głos i natychmiast poczuła nieprzyjemne ukłucie w okolicy mostka.

- Czytałaś dzisiejsze gazety?

- Tak... - odpowiedziała.

- Ale chyba nie wierzysz w te kłamstwa? Pomożesz mu, prawda? Powiesz im, że przecież Lolek nie mógł tego zrobić? - głos po drugiej stronie był pełen nieznośnej nadziei, a Kalina poczuła jak zalewa ją fala mdłości. Dotarło do niej, jak bardzo przeliczyła swoje siły, decydując się podjąć tę rozmowę. Żałowała, ale było już za późno.

Na szczęście, jej rozmówczyni nie oczekiwała żadnej odpowiedzi, więc po prostu pozwoliła jej mówić, słuchając w milczeniu.

Współczuła matce Karola. Myślała, że będzie mieć wystarczająco dużo odwagi, by powiedzieć jej prawdę, ale teraz zrozumiała, jak bardzo się myliła. Ktoś inny będzie musiał to zrobić.

Kiedy kilka tygodni wcześniej przekroczyła próg komisariatu, nie wiedziała jeszcze, że puszcza w ruch machinę, której nie będzie sposobu zatrzymać. Teraz ponosiła tego konsekwencje.

W końcu udało jej się zakończyć rozmowę i z ulgą odłożyła słuchawkę. Usiadła przy biurku i odnalazła w szufladzie jakieś stare zdjęcie, które sama zrobiła dawno temu, podczas spaceru nad Wisłą. Popatrzyła na roześmianą twarz Karola i jego rozwichrzone włosy. Znów naszły ją wątpliwości. Czy to możliwe, że to on zrobił te wszystkie straszne rzeczy?
Wciąż nie mogła pojąć, jak doszło do tego, że wplątała się w tę dziwną i straszną historię. Zanim zdążyła się zorientować, zupełnie nieświadomie i niepostrzeżenie, stała się jej częścią. Ale gdzie był tego początek i jaka tak naprawdę była rola jej samej w tym wszystkim? Może gdyby się nigdy nie spotkali, to wszystko po prostu by się nie wydarzyło? Ta myśl od dawna nie dawała jej spokoju.

Teraz próbowała przypomnieć sobie swoje pierwsze spotkanie z Karolem. To musiało być krótko po tym, jak dołączył do klubu. Chyba po raz pierwszy zwróciła na niego uwagę wtedy w tramwaju, kiedy Ela zaproponowała ten głupi zakład. Tak, przypomniała sobie, jak tamtego odległego dnia Karol siedział sam i gapił się w okno, jakby w ogóle nie zauważał świata wokół siebie. W dodatku żegnał się przy każdym mijanym kościele... Wydawał się taki śmieszny i niewinny jednocześnie. Nawet się zaczerwienił, kiedy do niego zagadnęła. Gdyby tylko mogła przewidzieć, do czego to wszystko doprowadzi, nigdy by się na to nie zdobyła.

(Ciąg dalszy nastąpi)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski