MKTG SR - pasek na kartach artykułów

24 IX 1964 r., Kraków, Komenda Miejska MO

Redakcja
- Pani Helena pracowała u nas od ładnych kilku lat. Oboje z żoną jesteśmy szczerze wstrząśnięci tym, co ją spotkało. Takiej pomocy domowej to ze świecą szukać! Nie wiem, jak damy bez niej radę, dopóki nie wydobrzeje. A o tym, żeby miała jakichś wrogów, nie ma nawet mowy - powiedział szczupły, szpakowaty mężczyzna, ze starannie przyciętą bródką.

Marta Szreder: LOLO (odc. 31)

Pełczyński przyglądał mu się badawczo. Świadek, doktor Zarzycki, pracodawca zaatakowanej w kościele kobiety, od godziny cierpliwie odpowiadał na wszystkie jego pytania, ale mimo tego sierżant powoli tracił już nadzieję, że uda mu się odnaleźć jakikolwiek trop w tej dziwnej i pozbawionej motywu sprawie.

- A może ktoś ją ostatnio odwiedzał? Nie miała żadnych krewnych? Może chroni kogoś bliskiego, to się czasem zdarza - nie poddawał się.

- Już mówiłem, nie ma żadnych krewnych, w każdym razie nic mi o tym nie wiadomo - odpowiedział Zarzycki.

Rozległo się ciche pukanie, po czym drzwi uchyliły się i do pokoju zajrzał oficer dyżurny.

- Prosiłem, żeby mi nie przeszkadzać! - skarcił go Pełczyński.

- Kiedy to ważne, sierżancie - zasalutował i podszedł do biurka, kładąc przed zwierzchnikiem kartkę papieru.

Pełczyński przeczytał kilka zapisanych na niej słów, po czym momentalnie zarwał się z miejsca.

- Coś się stało? - zapytał Zarzycki, zaniepokojony gwałtowną reakcją przesłuchującego go sierżanta.

- Dziękuję doktorze, że poświęcił mi pan swój cenny czas. Niestety, obowiązki wzywają - zwrócił się do niego Pełczyński, po czym otwierając szeroko drzwi, zaprosił zaskoczonego tą nagłą zmianą zachowania, doktora, do wyjścia.

24 IX 1964 r., Kraków, ul. Manifestu Lipcowego, Dom "SOKOŁA"

Jak zwykle po obiedzie Karol udał się prosto na strzelnicę. Odkąd trener wspomniał mu o tym, że być może wystawi go jako zawodnika w zbliżających się eliminacjach wojewódzkich, Karol zaczął pracować nad formą jeszcze bardziej wytrwale, niż do tej pory i podczas treningów dawał z siebie wszystko.

Teraz wkroczył na salę i od razu zauważył, że zamiast trenera, broń rozdawał jego zastępca, Malinowski. Mimo rozczarowania ustawił się na końcu kolejki i czekał cierpliwe.

Tego dnia Karolowi wyjątkowo zależało na tym, by porozmawiać z trenerem osobiście, chciał go bowiem poprosić o zgodę na udział w dodatkowych zajęciach.

- Trenera dziś nie będzie? - zapytał Malinowskiego, kiedy nadeszła wreszcie jego kolej, by odebrać broń.

- Nie będzie - odburknął chłopak, nie podnosząc nawet wzroku na Karola.

- A dlaczego? Chory?

- A tobie co do tego? Nie ma, to nie ma, nie powinno cię to obchodzić - rzekł Malinowski.

- Nic, ja tylko tak, mam jedną sprawę do niego.

- A jaką to ty możesz mieć do niego sprawę, co? - zapytał kpiąco Malinowski.

- Jak masz sprawę, to możesz ją równie dobrze przekazać mnie, bo ja tu dzisiaj dowodzę, zrozumiano? - dodał, wstając nagle z miejsca i patrząc na Karola z góry.

- Chodzi o to, że chciałem poprosić o zgodę na udział w dodatkowych zajęciach - wytłumaczył Karol, nie chcąc wdawać się w żaden konflikt ze starszym kolegą.

- A po co ci to? - zapytał Malinowski bez zainteresowania.

- Trener powiedział, że może wystawi mnie w eliminacjach, więc sam rozumiesz...

- Ciebie? Tak powiedział? - zdziwił się Malinowski.
- Tak.

- Trzeba złożyć podanie na piśmie - powiedział po chwili milczenia.

- A trener jest na urlopie i nie będzie go do odwołania, więc zaadresuj to pismo do mnie - dodał jeszcze, podając Karolowi broń.

24 IX 1964 r., Kraków, Komenda Miejska MO

- Następna ofiara? - zapytał Pełczyński, kiedy tylko drzwi zamknęły się za doktorem Zarzyckim, a oficer dyżurny tylko skinął głową, potwierdzając to przypuszczenie.

- Co się stało?

- Niemal identyczny przypadek, jak ten w kościele, tylko tym razem zdarzenie miało miejsce na ciemnej klatce schodowej, w kamienicy. To tam znaleziono poszkodowaną kobietę. Ten sam modus operandi - tylko jeden cios, ostrym narzędziem, w plecy. Poszkodowana to Franciszka W., lat 74. Znalazł ją jej syn. Do tej pory nie odzyskała przytomności, lekarze nie wiedzą, czy da się ją uratować.

- Trzeba będzie natychmiast powołać grupę operacyjno-śledczą - powiedział Pełczyński, zapalając nerwowo papierosa.

- Tak jest, sierżancie. Komendant właśnie podejmuje decyzję w tej sprawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski