Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

29 IX 1964 r., Kraków, ul. św. Manifestu Lipcowego, Dom "Sokoła"

Ciąg dalszy w poniedziałek
- Gutowski, Hajdukiewicz, Iwański, Karwowski, Kaleta, Malinowski - Karol od kilku minut stał przed tablicą ogłoszeń, wpatrując się w listę zawodników, którzy zakwalifikowali się do wojewódzkich eliminacji zawodów strzeleckich.

Marta Szreder: LOLO (odc. 36)

Nazwiska były ułożone, jak to zwykle bywa, w porządku alfabetycznym.

- Karwowski, Kaleta, Malinowski - powtórzył po raz kolejny, po czym wziął zamach i uderzył z całej siły prawą pięścią w ścianę.

Zawieszona na wątłym gwoździu tablica aż zadrżała, o mało co nie upadając na ziemię.

- Ej młody człowieku, tylko spokojnie! - zawołał woźny do Karola, ale ten nawet go nie usłyszał.

Odwrócił się i szybkim krokiem skierował do wyjścia. Zbiegł po schodach i wyszedł na ulicę, zatrzaskując za sobą drzwi.

29 IX 1964 r., Kraków, mieszkanie przy ul. XXXX

Pani Maria tego dnia od rana nie czuła się najlepiej. Nie było to dla niej nic niezwykłego, gdyż z racji mocno już podeszłego wieku zdrowie od dawna jej nie dopisywało. Mieszkała sama i nie miała nawet komu poskarżyć się na pogarszające się samopoczucie. Późnym popołudniem poczuła się jednak nieco lepiej i postanowiła, mimo wszystko, wyjść z domu.

- Nie ma co tak gnuśnieć. Jeszcze nie pora umierać. Spacer dobrze mi zrobi - pomyślała, po czym zaczęła zbierać się do wyjścia.

- Zajrzę do kościoła, pomodlę się o zdrowie, może to coś pomoże - powiedziała do swojego odbicia w lustrze, wiążąc pod brodą chustkę i zapinając guziki płaszcza.

29 IX 1964 r., Kraków, mieszkanie służbowe sierżanta Pełczyńskiego

Starszy sierżant Pełczyński wrócił do domu niemal nad ranem. Zerknął do lustra na swoją bladą i wykończoną twarz, po czym położył się na nierozścielonym tapczanie, nie zdejmując nawet służbowego ubrania.

Przez większą część nocy spacerował sam po mieście, niby to pod pretekstem zaczerpnięcia nieco ruchu i świeżego powietrza po ciężkim dniu pracy. Tak naprawdę jednak liczył na to, że gdzieś na ciemnej ulicy uda mu się wpaść na cień sprawcy lub nawet przyłapać go na gorącym uczynku. Oczywiście, zdawał sobie sprawę z tego, że to raczej płonna i naiwna nadzieja i nie chciał się do niej przyznać nawet sam przed sobą, jednak wszystko było lepsze od bezradności i bezczynnego czekania.

Teraz, kiedy wreszcie udało mu się zasnąć, męczyły go koszmary. Śnił o tym, że nadal podąża ciemnymi, pustymi ulicami Krakowa za ciągle umykającą mu postacią. Sylwetka była raz bliżej, raz dalej, a on męczył się coraz bardziej, oddychając ciężko przez niespokojny sen.

Był już bardzo blisko celu, właśnie wyciągał przed siebie rękę, by dotknąć ramienia uciekającego i wreszcie zobaczyć jego twarz, kiedy rozdzierający dźwięk dzwoniącego telefonu przeszył ciszę panującą w mieszkaniu i Pełczyński obudził się.

29 IX 1964 r., Kraków, ul. św. Jana, klasztor ss. Prezentek

Zbiegowisko gapiów zgromadzonych na ulicy, tuż pod wejściem do klasztoru powiększało się z każdą chwilą. Byli tam ludzie zarówno starsi jak i młodsi, ale wszyscy jednakowo poważni, rozmawiali między sobą przyciszonymi głosami. Przechodząca tamtędy młoda kobieta, prowadząca za rękę małe dziecko, również się zatrzymała, zainteresowana powodem zamieszania.
Kiedy jednak tylko dostrzegła leżące w przedsionku ciało starszej kobiety, wzięła dziecko na ręce i szybkim krokiem odeszła w inną stronę.

Jeden z mężczyzn zdjął płaszcz i przykrył nim zwłoki.

- To ta sama kobieta, którą widziałam jeszcze przed chwilą. Stała pod kościołem i czytała klepsydry na tablicy, o tam - powiedziała jakaś starsza pani, wskazując w kierunku rogu z ulicą świętego Tomasza.

- Podobno zakonnica, która ją znalazła, dalej nie może dość do siebie - dodała jeszcze konspiracyjnym szeptem.

- Jest krew na posadzce - powiedział ktoś inny.

Gdzieś w oddali rozległ się dźwięk nadjeżdżającej karetki na sygnale i wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. Z każdą sekundą było go słychać coraz głośniej.

- No, wreszcie jadą, ileż można czekać! - powiedział ten sam mężczyzna, który wcześniej przykrył ciało płaszczem.

Karol oderwał się od grupy gapiów i rzucając ostatnie spojrzenie na martwą kobietę, ruszył wolnym krokiem w stronę Rynku. Był już u wylotu ulicy, kiedy minął go rozpędzony ambulans, a chwilę później podążający jego śladem milicyjny radiowóz.

(Ciąg dalszy w poniedziałek)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski