MKTG SR - pasek na kartach artykułów

5,35 m to za wysoko dla mistrza świata

Redakcja
LEKKOATLETYKA. Lista klęsk polskich lekkoatletów w Londynie jest już tak długa jak kolejki pod stadionem olimpijskim do sprzedawców piwa, którzy krążą z wielkimi plecakami z chorągiewką i napisem "Beer" (mała butelka 4,5 funta; rozbój w biały dzień).

Kiedy więc okazało się, że do finału skoku o tyczce nie dostał się aktualny mistrz świata Paweł Wojciechowski, chyba już nikt nie był takim obrotem sprawy zaskoczony. Poza nim.

- Jestem załamany - mówił 23-letni zawodnik, który w eliminacjach nie zaliczył żadnej próby i nie był klasyfikowany. Trzykrotnie strącił poprzeczkę na 5,35 m. Pokonanie tej wysokości było wielkim wyzwaniem ponad pół wieku temu - w 1967 roku Amerykanin Bob Seagren ustanowił rekord świata wynikiem 5,36 - ale dziś wywołuje ona jedynie uśmiech politowania.

Tej katastrofy można było jednak się spodziewać. Wojciechowski nie uzyskał olimpijskiego minimum (5,72) i na igrzyska przyjechał na kredyt. Duży kredyt. W drodze wyjątku do składu reprezentacji włączył go PKOl. Osłabiony kontuzjami i brakiem regularnych przygotowań (zimą miał złamaną kość jarzmową, w czerwcu nabawił się kontuzji nogi). Był skazany na porażkę.

- Gdybym nie skorzystał z tej szansy wyjazdu to potem nie mógłbym spojrzeć w lustro - stwierdził wczoraj, pytany, czy nie lepiej było odpuścić wyjazd do Londynu. - Mimo kontuzji stać mnie było na wysokie skakanie. Liczyłem, że trafię z dniem, z formą, ale tak się nie stało i sen prysł. Zabrakło paliwa, mocy, chłodnej głowy. Wychodziłem nie wiedząc, na co mnie stać, nerwy wzięły górę. Niecodziennie wychodzi się przecież do eliminacji igrzysk - tłumaczył.

Jego obecność na bieżni przydała się drugiemu z naszych tyczkarzy, Łukaszowi Michalskiemu, którego zobaczymy w piątek. - Paweł obserwował wiatr, miejsce odbicia, sporo mi pomógł. On też ma wkład w mój awans - chwalił kolegę Michalski, czwarty zawodnik zeszłorocznych MŚ w Daegu.

- Może jak Łukasz zdobędzie medal, to da mi go potrzymać - gorzko skwitował Wojciechowski.

Michalski był z siebie bardzo zadowolony, choć podczas eliminacji się męczył. Skończył z rezultatem 5,60. - Nerwy były ogromne, bo to było takie raczkowanie na igrzyskach, ale teraz mam nadzieję, że w finale będzie lepiej - mówił. - W finale wszystko może się zdarzyć. Będzie 13 zawodników, którzy będą chcieli odebrać mi medal, a ja go będę bronił - zapowiedział buńczucznie.

PRZEMYSŁAW FRANCZAK, Londyn

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski