MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"A Pagan Place"

Redakcja
Niezapomniane płyty historii rocka (151)

The Waterboys

The Waterboys

   Cenzura. W czasach PRL-u większość w jakiś sposób związanych z kulturą i sztuką naszych rodaków miała z nią do czynienia. Poeci, prozaicy, dramaturdzy, filmowi scenarzyści, satyrycy, autorzy piosenek, dziennikarze. Także (choć na pewno nie w największym stopniu) ci, którzy pisali lub tylko mówili o muzyce.
   Mówili o muzyce? A tak, bo nawet ci, którzy pracowali w radiu, nie dość, że musieli się pilnować, aby czasem nie puścić czegoś podejrzanego, aby przez przypadek nie palnąć na antenie czegoś nieodpowiedniego, to jeszcze byli zmuszeni do zupełnie bezsensownej pisaniny.
   Oto bowiem, właśnie na potrzeby cenzury, od swoich muzycznych współpracowników rozgłośnie wymagały przed poprowadzeniem lub nagraniem programu precyzyjnie napisanego maszynopisu, zawierającego spis mających się w nim pojawić utworów oraz, co gorsza, dokładnego tekstu mających się w nim pojawić zapowiedzi. Teoretycznie w eterze nie mogło zabrzmieć ani jedno słowo niezaakceptowane wcześniej przez cenzurę.
   W praktyce na szczęście zwykle nie trzeba było dawać maszynopisu cenzorowi. Wystarczało telefoniczne podanie tematu audycji i otrzymywało się akceptację. Pozostawało wtedy na górze tekstu wpisać podany przez głos w słuchawce tajemniczy symbol cenzora (np. J-23) i można było zasiąść przy mikrofonie.
   Będąc prezenterem zajmującym się głównie muzyką światową, miałem stosunkowo łatwe życie, gdyż większość cenzorów (pewnie nie znając angielskiego), nie w pełni świadoma, o czym mówiły teksty utworów, zwykle przepuszczała je bez kłopotu. Zwykle, ale jednak nie zawsze. Bywało, że odnajdywali jakieś słowo, którego sens, nawet bez rozumienia jego kontekstu, wydawał się niebezpieczny i wówczas tajne ucho ustroju bez zastanowienia skreślało z programu audycji podejrzaną piosenkę.
   Niedawno, pisząc o albumie "The Final Cut" grupy Pink Floyd wspomniałem o zakazie radiowych prezentacji "Get Your Filthy Hands Off My Desert", utworu, w którym pojawiło się niebezpieczne zdanie "Breżniew zajął Afganistan...".
   Teraz zajmę się podobnym przypadkiem. O tyle ważniejszym, że nagranie, które znalazło się na indeksie, było bez żadnych wątpliwości jedną z największych rockowych pereł całej dekady lat 80. ubiegłego wieku.
   Już sam tytuł utworu - "Red Army Blues" ("Blues Armii Czerwonej") wystarczył, by od razu wymusić odłożenie piosenki na półkę. Wstrząsająca epicka opowieść o młodziutkim żołnierzu, który walcząc dla ojczyzny, dla Stalina, musiał przejść pół świata, aby w końcu paść gdzieś pod Berlinem, u nas w Polsce, w 1984 roku nie miała większej szansy na godną jej popularność. Radiowcy, chcąc nie chcąc, musieli jej unikać. Aż się serce krajało.
   "Red Army Blues" - to długi (10 minut), cudowny temat, który jednak wbrew tytułowi z bluesem praktycznie nie miał wiele wspólnego. Był bowiem bogato zinstrumentowaną motoryczną balladą łączącą w sobie echa folkloru rosyjskiego (co zrozumiałe) i szkockiego. Szkockiego? Tak, bowiem jego twórca - Mike Scott - był rodowitym Szkotem, a nagrała go wraz z nim szkocka grupa o nazwie The Waterboys.
   The Waterboys. Scott założył tę formację w Edynburgu w 1981 roku na bazie swojego wcześniejszego zespołu - Another Pretty Face. Po skompletowaniu (często zmieniającego się składu) grupa w 1982 roku zadebiutowała udaną płytą "The Waterboys".
   W czerwcu następnego roku całkowicie zdominowani przez swego lidera, wokalistkę i twórcę całego repertuaru Wodni Chłopcy zrealizowali swój drugi krążek - pyszny album "A Pagan Place". Odniósł prawdziwy sukces, a wydana na singlu, pochodząca z niego dynamiczna ballada "The Big Music" stała się prawdziwym przebojem. Publiczność i krytyka słusznie zachwycała się wspaniałą melodyką kompozycji Scotta i jego niezwykle charakterystycznym głosem. Do tego, podobnie jak The Smiths, The Waterboys z prawdziwą odwagą zignorowali ówczesną elektroniczną modę i dzięki naturalnemu brzmieniu instrumentów stali się obok grupy Morriseya i U2 - największą nadzieją brytyjskiego rocka na następne lata.
   Choć wspomniałem z "A Pagan Place" tylko dwa tytuły ("Red Army Blues" i "The Big Music"), to i cała reszta płyty - pozostałych siedem piosenek - naprawdę zasługuje na miano wręcz zachwycającej.
JERZY SKARŻYŃSKI
Radio Kraków

   W najbliższy poniedziałek Jerzy Skarżyński zaprasza do klubu "Pod Przewiązką" (Kraków, ul. Bydgoska 19b) na projekcję z DVD koncertu Tori Amos pt. "Welcome To Sunny Florida". Początek godz. 18. Wstęp wolny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski