Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

A Zbyszek im grał na skrzypkach...

Barbara Rotter-Stankiewicz
Wspomnienie. To był taki normalny, równy człowiek. Nikogo nie trzymał na dystans - jak był na wsi to był wiejski, jak w mieście - miastowy - mówią o nim sąsiedzi z Winiar.

Zagnieździł się z rodziną tam, na Górkach, na początku lat osiemdziesiątych i zostali po dziś dzień. Przyjeżdżali na wiosnę i zostawali do zimy. najpierw z dziećmi, potem z wnukami. Tak było aż do teraz.

On był swój

- Zbyszek kupił ode mnie ten dom jakoś w maju czy czerwcu 1981 roku, a wprowadzili się do niego w 82. Był wtedy stan wojenny - opowiada pani Maria Dominik, mieszkanka Winiar koło Gdowa. - Trafili tu w ten sposób, że moja bratowa pracowała raz w tygodniu w Krakowie, no i zgadały się z żoną Zbyszka, że jest u nas dom do sprzedania. Przyjechali, zobaczyli, bardzo im się spodobało.

Nic dziwnego, bo miejsce jest urokliwe - z tej, położonej wysoko części Winiar, rozciąga się piękny widok na Dobczyce, Kornatkę i całą okolicę. Dom był niewielki, drewniany, trochę za ciasny dla pięcioosobowej rodziny, więc zaadaptowali stodołę na „cele mieszkalne”. - Do tego był hektar pola - Krysia jest po rolnictwie - lubi dziubać w polu, sadzić, plewić... - ciągnie opowieść pani Maria. Ich kontakty nie skończyły się z chwilą sprzedaży domu i działki.

Zaprzyjaźnili się. Mówili sobie po imieniu - pani Maria była o 3 lata starsza, więc wszystko zostało w jednym pokoleniu. Odwiedzali się. Dzieci Wodeckich, zwłaszcza najstarsza córka, Asia zaglądała często. -Mieszkamy przy głównej drodze, więc do nas wstępowali. Albo myśmy szli na Górki- mówi pani Maria.

Przy okazji tych wizyt nie było grania ani śpiewania. Owszem, zapraszano Dominików na okolicznościowe imprezy, ale dziękowali, bo czuliby się nieswojo wśród „takich artystów”. Zbyszek - co innego. - On był swój. Normalny, równy człowiek - dodaje pani Maria. Nikogo nie trzymał na dystans - jak był na wsi to był wiejski, jak w mieście - miastowy. Bardzośmy się lubili. Oboje to przedobrzy ludzie.

Chociaż Zbigniewa Wodeckiego gościły największe - nie tylko polskie - estrady, nie miał oporów, by występować także w mniejszych miejscowościach. Możność słuchania i oglądania sławnego artysty „na wyciągnięcie ręki” mieli m.in. mieszkańcy Wieliczki, gdzie występował w koncercie nowo-rocznym i podczas święta miasta.

Pani Maria nigdy nie była na koncercie Wodeckiego. Nawet ostatnio, w marcu, kiedy śpiewał i grał w Gdowie. Mąż miał badania w szpitalu i nie udało się pojechać, chociaż całe Koło Gospodyń Wiejskich wybrało się na tę imprezę. - Ale zawsze, jak widziałam go w telewizji, to wołałam męża: Chodź, bo sąsiad jest! A z kolei mąż, jak go wypatrzył, też mnie wołał: O, Zbyszek występuje! -wspomina pani Maria łamiącym się głosem, bo jej mąż zmarł kilka tygodni temu. -Bardzo Zbyszka lubiłam, jego piosenki, śpiew, granie na skrzypkach czy, trąbce, Ten głos to było coś pięknego. I te piosenki wszystkie piękne, nie scudowane jak teraz - można było siedzieć dzień noc i słuchać.

Pani Dominik od kilku lat nie chodzi już z wizytami na Górki. Jak mówi „nie ma sumienia”, bo starego, drewnianego domu już tam nie ma - trzeba go było zburzyć, ponieważ stał na osuwisku. Wodeccy wybudowali nowy, nieduży, trochę wyżej. I campingi dla dzieci. - Rozmawiałam kiedyś w sklepie z Krysią. Bardzo jej było żal, bo to już nie to - zwykłe mury drewna nie zastąpią. Ale nie mieli wyjścia - mówi pani Maria.

Poszedł nam Zbysiu...

W całej okolicy był nie tylko szanowany, ale lubiany. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że jest człowiekiem słynnym co najmniej na całą Polskę, znakomitym muzykiem i piosenkarzem Byli dumni, że mieszka wśród nich. Nikt mu nie zazdrościł.

- To wielka strata dla naszej społeczności, traktowaliśmy go jak mieszkańca - mówi sołtys Winiar Zbigniew Włodarczyk. - Był wielkim artystą, a przy tym człowiekiem zwyczajnym. Gdy go poznałem - na początku byłem w szoku; już wtedy był znany, a zachowywał się jak normalny człowiek - opowiada sołtys. - Prosty, jakby wychowany wśród nas. Porządny, uczciwy człowiek. Rozmawialiśmy niejeden raz. O różnych sprawach, np. o naszej drodze. Wszyscy się cieszyli, jak przyjeżdżał. - O, jedzie Zbyszek - wołali.

W Winiarach odbywały się też nietypowe koncerty, które wspominają mieszkańcy. Bo Wodecki nieraz grał na skrzypkach koło domu... . Tak dla przyjemności. A gdy przychodzili sąsiedzi do pomocy - pracowali, a on im grał.

Sołtys wspomina koncert w Gdowie, na którym artysta zachwycił wszystkich grą i śpiewem, a zadziwił werwą.- Tyle planów, tyle koncertów miało jeszcze być - mówi pan Zbigniew. - No cóż, takie jest życie... Poszedł nam Zbysiu...

Człowiek z klasą

Wójt gminy Gdów Zbigniew Wojas poznał osobiście Zbigniewa Wodeckiego w 2010 roku. Wtedy, wskutek powodzi w Winiarach, na Górce utworzyły się osuwiska. Pół metra od domu Wodeckich powstała 7-metrowa wyrwa. Dom był nie do uratowania.

- Przyjechał z żoną do urzędu gminy, rozmawialiśmy na temat obiektu i tego, że trzeba dom postawić w innym miejscu. Należało mu się odszkodowanie, ale z niego zrezygnował. Powiedział, że nie chce obciążać gminy, że są inni, bardziej potrzebujący, a on sobie poradzi - wspomina wójt. - Zobaczyłem, jakiej to klasy nie tylko artysta, ale i człowiek. Był uśmiechnięty, żartował, „upominał się”: A jeszcze w Gdowie nie koncertowałem, Gdów mnie nie zaprasza.

Z okazji obchodzonego w 2008 roku jubileuszu 650-lecia Niepołomic, Zbigniew Wodecki skomponował oratorium poświęcone temu miastu. Mówił wówczas: „Chciałem skomponować taką muzykę, która potrafi zamienić w obrazy wszystkie historyczne opowieści Leszka Aleksandra Moczulskiego. I mam nadzieję, że kiedy publiczność zamknie oczy, to je zobaczy w wyobraźni...”

Wtedy wójt solennie obiecał zaproszenie, chociaż, prawdę mówiąc, nie bardzo było gdzie zaprosić artystę na występy. Taka możliwość otworzyła się dopiero ostatnio, gdy powstała gminna hala sportowo-widowiskowa. Koncert odbył się 14 marca. Już po zakończeniu wójt wręczył artyście kwiaty i dziękował za wspaniały występ, za radość, którą sprawił swoim „sąsiadom”.

Artysta zaśpiewał nie tylko swoje największe - dawne i nowe - przeboje, ale zaprezentował się też jako wirtuoz skrzypiec i trąbki. Był również najlepszym konferansjerem swojego koncertu - jak z rękawa sypał kawałami, zachęcał do wspólnego śpiewania, ale także wygłosił „pogadankę” na temat twórczości Bacha. I kilka razy powoływał się na sąsiedztwo z publicznością. Deklarował, że nigdy nie wyprowadzi się z tej okolicy.

Był moment, którego nikt nie zauważył. Stałam wtedy z boku, tuż przy scenie, by robić zdjęcia. Gdy skończył śpiewać swój popisowy rockandrollowy przebój, przy którym szalał na scenie, odszedł na bok, żeby złapać oddech. Nie spodziewał się, że ktoś tam stoi. Zobaczyłam go wtedy twarzą w twarz - był strasznie zmęczony. Uśmiechnął się jednak, pozbierał i wrócił na środek estrady. I tak go wszyscy zapamiętamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski