Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksandra Sawicka. Moje domowe tygrysy (107)

Opr. (MAT)
Więc jest godzina 6.30. Z pewnością nie działa już żaden środek przeciwbólowy, ten podany po zabiegu czy też w czasie, miał trzymać góra 8-9 godzin, ma więc prawo kiciusia czuć się nieco gorzej.

Ale usiadła rano na łóżku oplątana w te nieszczęsne tasiemki pod i nad ogonkiem. Przecież nawet nie dojdzie w tym do kuwety! Poprawianie nic nie daje, trykot jest zaraz poniżej kolanek na tylnych łapkach i jest to tak, jakby kicia od pasa w dół miała chodzić w zaszytym worku.

Postanowiłam wyplątać ją z tego i zobaczyć, co się będzie działo. Zobaczyłam wygolony brzuszek, różowy, taki śliczny i zaszytą pięknie rankę, długości no czy ja wiem, połowy wskazującego palca. Suchą i czystą.

Czitka natychmiast przystąpiła na łóżku do mycia futerka, całego, które było pod kubraczkiem, niespecjalnie interesując się miejscem pooperacyjnym. Raczej było mycie dookoła, pupy, tylnych łapek. Podałam do łóżka pierwsze śniadanie w postaci saszetki jagnięciny, bardzo ją lubi. Zjadła objętość mniej więcej stołowej łyżki i popiła wodą. Chyba na pierwszy posiłek wystarczy.

A teraz dalej tu na łóżku przysypia. W kuwetce czysty sterylny żwirek, ale siusiu, to znaczy całej wycieczki do siusiu dzisiaj nie było jeszcze. Chyba jest dobrze.

Przedwczoraj o tej porze, a jest dziewiąta rano, kotka była operowana, a my, doczekując do 9.20, robiliśmy zakupy smakołyków w kocim sklepie, co chwilę spoglądając na zegarek. Po prostu nie chcieliśmy siedzieć pod drzwiami sali operacyjnej, czas miał biec szybciej, jeżeli na kilkanaście minut oddalimy się od kliniki.

Minęły dwie doby. Dzisiejszą noc kicia przespała dobrze. Plan sytuacyjny jest następujący: moje wielkie łóżko w sypialni, a obok, w kąciku pod ścianą na podłodze, łoże rekonwalescencyjne Czitusi. Mam ją na wyciągnięcie, a raczej opuszczenie ręki. Wprawdzie kurtuazyjnie odwiedziła mnie w łóżku, ale jednak najbardziej chciała spać na swoim posłanku i prosiła, aby pomóc jej tam zejść, bo skoki jej jeszcze nie wychodzą.

Cały wczorajszy dzień był również dylematem kaftanikowym. Zdjąć, nie zdjąć - oto jest pytanie. Ostatecznie postanowiliśmy na noc kaftanik założyć, tak dla świętego spokoju, bo kto wie, co kici do głowy w nocy przyjdzie. Jak postanowiliśmy, tak nie uczyniliśmy, albowiem ona spała i spała i nie chcieliśmy jej budzić.

O szóstej rano zastałam Czitkę obok mojej poduszki. Siedziała sobie w pozycji króliczka i wyraźnie czekała na kilka ziarenek chrup-chrup, które rano dostaje. Dałam, ale dosłownie cztery; podobno suchy pokarm po operacji niewskazany, bo może pojawić się zatwardzenie.

Nie dała sobie obejrzeć brzuszka, ale nie sądzę, aby coś tam przy szwach majstrowała, żadnych śladów, plamek, nic tam też nie grzebie jęzorkiem, po prostu śpi teraz po jedzeniu. Oczywiście cały dzień ponownie będziemy ją obserwować, myślę, że sen to dobre lekarstwo.

A boczki ma takie zapadnięte... No nic, pojemy za chwilę. A wiecie, ile ona waży? 3,70!

***

Ponieważ jestem spanikowaną idiotką na punkcie własnych zwierząt, muszę zakładać optymistycznie, że kiedyś w niebie będzie mi odpuszczone.

Czitusia mnie dzisiaj niepokoiła. Noc bez kubraczka okazała się pomysłem niestety nie najlepszym, a szew rano wyglądał dosyć dziwnie. Wprawdzie był, ale wszystko wokół zaczerwienione, wylizane, no jakoś wszystko nie tak jak wczoraj. Dodatkowo zauważyłam, że spuchnięte są cycuszki, te w okolicach tylnych łapek. Alarm!!!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski