MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Alfabet krakowski Andrzeja Kozioła

Redakcja
KOZŁOWSKI, LEOPOLD, często nazywany ostatnim klezmerem Galicji lub ostatnim klezmerem Rzeczypospolitej - muzyk, kompozytor, przeuroczy człowiek. Pochodzi ze znakomitej rodziny Brandweinów. Jego dziadek, Pejsach Brandwein, miał dwunastu synów, których Bóg szczodrze obdarował talentami. Grali Brandweinowie przed znakomitościami - przed cesarzem Franciszkiem Józefem I, przed marszałkiem Piłsudskim.

Pan Leopold część wojny spędził w oddziale AK, na jednym ramieniu nosząc broń, na drugim akordeon. Po wojnie długo - do niesławnego 1968 roku - pozostawał w wojsku, kierując zespołem muzycznym "Desant", później przyszła kolej na cygańską "Romę". Komponował dla warszawskiego Teatru Żydowskiego, napisał muzykę do "Austerii" Kawalerowicza, do amerykańskich "Wichrów wojny" z Chaimem Topolem, niezapomnianym Tewje Mleczarzem z filmowej wersji "Skrzypka na dachu".
Gdy zasiada do fortepianu - a był tak uprzejmy, że kiedyś zagrał na promocji jednej z moich książek - sala zamiera w zachwycie. Powiada: Linia melodyczna zapisana jest w nutach, ale właściwa melodia powinna płynąć z serca. Dlatego zawsze mówię: "Trzymajcie instrumenty dalej od nut, trzymajcie je bliżej serc".
Pan Leopold jak nikt inny - no, może wyjąwszy poetę Olka Rozenfelda - opowiada żydowskie dowcipy.

KOZŁOWSKI, MACIEJ - niegdyś dziennikarz ("Wieści", "Tygodnik Powszechny"), skazany w tak zwanym procesie taterników, po 1989 roku dyplomata, wiceminister spraw zagranicznych, ambasador RP w Izraelu. Kiedy pracowaliśmy w tygodniku "Wieści", wydawanym przez ZSL, jakiś idiota ze stolycy wymyślił, iż jedna z premii wypłacanych dziennikarzom kilka razy w roku, będzie przyznawana z okazji rocznicy Wielkiej Rewolucji Październikowej. Maciek odmówił przyjęcia pieniędzy, co gorsza gotów był swoją odmowę uzasadnić na piśmie. Sprawa zaczynała śmierdzieć, ale naczelny, Jan Wojdak, znalazł wyjście z sytuacji.
- Twoja rodzina straciła chyba jakiś mająteczek? - zapytał.
- Straciła - przyznał Maciek.
- No to przyjmij tę premię jako odszkodowanie.
I tak się stało...
KRACHLA - według "Austriackiego gadania - czyli encyklopedii galicyjskiej" Czumy i Mazana butelka na piwo lub oranżadę, zamykana porcelanowym korkiem z gumową uszczelką, dociskanym drucianym pałąkiem. Jednak w czasach mojego dzieciństwa w Krakowie krachlą zwano oranżadę. Najlepiej smakowała krachla kupowana w małych, prywatnych sklepikach.

KRAKAUER - krakowianin, typowy germanizm, w ustach obcych brzmiący nieco pejoratywnie, w Krakowie niekiedy pobrzmiewający dumą. Czasami określenie "krakauer" otwiera drzwi i serca. Leszek Mazan twierdzi, że do krypt wiedeńskiego kościoła Kapucynów - miejsca pochówku Habsburgów - wchodzi bez biletu, wymawiając magiczną formułkę: "Ich bin Krakauer".

KRAKAUEROLOGIA - według M. Czumy i L. Mazana, ojców tego terminu, interdyscyplinarna nauka zajmująca się Krakowem i jego historią, przede wszystkim jednak głoszeniem przewag Krakowa nad resztą świata.

KRAKOWIAKI - pelargonie, zazwyczaj czerwone, popularna niegdyś ozdoba parapetów krakowskich mieszkań i klatek schodowych w domach na przedmieściu.
KRAKOWSKA KIEŁBASA. Trafiłem na nią w byłym Związku Radzieckim, ale także w Izraelu, na przedmieściu Tel Awiwu. Sprzedawca na wszystkie świętości przysięgał, że gruba, przypominająca w smaku serwolatkę, kiełbasa jest nie tylko krakowska, zrobiona według pochodzącego z Krakowa przepisu, ale na dodatek koszerna.

KRAKOWSKI PARK, ciągnący się wzdłuż al. Mickiewicza jest tylko cieniem dawnego parku Krakowskiego, założonego w 1885 roku. Przede wszystkim okrojono go o jedną trzecią. Po drugie - park niegdyś żył. Mieścił się tu kiedyś zwierzyniec, restauracja, cukiernia, teatr, muszla koncertowa, tor kolarski, huśtawki. Czynna była pływalnia.
Jeszcze ciotka mojej żony jako mała dziewczynka pobierała w parku naukę pływania.
Odbywało się to w osobliwy sposób: uczniowie przywiązani byli do linek, linki przymocowane do ogromnych wędzisk, które trzymali posługacze. Z wszystkich parkowych atrakcji do lat sześćdziesiątych przetrwała tylko fontanna, sadzawka, wysepka na niej, a na wysepce, pod rozłożystą wierzbą, budka, w której mieszkała para łabędzi.
KRAKOWSKA ULICA. Ma ją Kraków, ma Tarnów, ale ma także Praga, i to w samym centrum, nieopodal placu Wacława. Ulica Krakowska znalazła się na trasie, którą na inwalidzkim wózku pokonał dobry wojak Szwejk, zmierzając w stronę komisji poborowej, aby wyruszyć na wojnę i bronić Najjaśniejszego Pana:
Szwejk zdążył zauważyć, że niektórzy policjanci, stojący na rogu ulic, salutują mu.
Na placu Wacławskim tłum otaczający wózek Szwejka wzrósł do kilkuset głów, a na rogu ulicy Krakowskiej tłum ten obił jakiegoś korporanta w deklu, który przechodząc, wołał do Szwejka:
- Heil! Nieder mit den Serben!

KRAKOWSKIM TARGIEM - polubownie, kompromisowo, pół na pół.

KRAKOWSKI STRÓJ. Jeszcze do niedawna podczas niedzielnych mszy w zwierzynieckim kościele Norbertanek można było zobaczyć kobiety w krakowskich strojach - w białych bluzkach, aksamitnych, połyskujących od cekinów gorsetach i kwiecistych spódnicach.
W podobny sposób strojono małe dziewczynki - na coniedzielną mszę i na procesje, podczas których rozrzucały płatki kwiatów. Zresztą do dzisiaj kobiece krakowskie stroje widzi się podczas procesji w pierwszą niedzielę po dniu św. Stanisława i w czasie Bożego Ciała. Od czasu do czasu w pełnej krakowskiej gali występowały kwiaciarki z Rynku Głównego.
cdn.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski