Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Karenina

Redakcja
Z tą rolą mierzyły się aktorki tej sławy, co Greta Garbo czy Vivien Leigh. Teraz czas na Keirę Knightley, Brytyjkę z szerokim uśmiechem. Adaptacja powieści Lwa Tołstoja made by Anglik Joe Wright ("Pokuta”) to błyskotliwy powrót do przeszłości.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Ta eskapada wcale nie musiała się skończyć happy endem. Kino lubi krążyć wokół archetypów, ekranizując te same teksty literackie, partytury operowe, nawet scenariusze gier komputerowych. Współczesny widz, patrzący na kino przez filtr postmodernizmu dzięki dokonaniom Quentina Tarantino czy Guya Ritchiego, z coraz większym uprzedzeniem podchodzi do klasycznych historii. Czyli takich jak "Anna Karenina”, przeniesiona z kilkusetstronicowej, literackiej cegły autorstwa Lwa Tołstoja.

Joe Wright, filmowiec wyczulony na adaptacje klasyki, czego najlepszym przykładem jest obsypana nagrodami "Pokuta”, do współpracy zaprosił błyskotliwego kolegę po fachu. Tom Stoppard (a tak naprawdę Czech Tomas Straussler), który napisał scenariusz, wcześniej zrealizował m.in. obraz "Rosencrantz i Guildenstern nie żyją”, inteligentnie bawiący się wątkami z szekspirowskiego "Hamleta”. Obaj postanowili zafundować Annie Kareninie małe trzęsienie ziemi. Ten film toczy się bowiem... wyłącznie na deskach teatru. Wright ze Stoppardem świadomie ograniczają przestrzeń, trochę na przekór filmowym trendom, które skłaniają do pokazywania świata w obiektywie szerokokątnym.

Ktoś może pomyśleć, że to błąd. Że twórcy zamiast wykorzystać pełną moc współczesnego kina, napędzanego fajerwerkami technologii komputerowej, przykręcili sobie kurek. Ale w tym ascetyzmie jest metoda, i to całkiem bezpieczna. Kamera, zamiast wodzić nas na intelektualne manowce, zapominając o emocjach, skupia się na bohaterach, na całej mocy wypływającej z literackiego tekstu.

Anna Karenina w wydaniu Keiry Knightley to niezbyt piękna (zdjęcia nie podkreślają wcale urody Brytyjki!), zagubiona we własnym romantyzmie i zimowej scenerii kobieta, dramatycznie zawieszona między potrzebą uniesienia a pragmatyczną stabilizacją. W życiu rodzinnym spełnia się bez zarzutu, kocha nad życie swojego syna, ma dobre relacje z mężem, pozbawione jednak emocjonalnego szczęścia. Gdy nadarza się okazja na sensualny skok w bok, nie namyśla się długo.

Ponadczasowy, lecz trącający już myszką tekst udało się doskonale ożywić. Anglicy ostrze krytyki wymierzyli w społeczne konwenanse, obarczając je odpowiedzialnością za tragedię, która jest wpisana w archetyp dramatu. Ludzie, którzy patrzą, komentują, nie pozwalają uciec od przeszłości. To publika, niczym w teatrze, przyglądająca się upadkowi bohaterów, ba – nawet go wyczekująca. Patrzy przez lornetki, podgląda, odsłania kotarę prywatności. Przypomina współczesną widownię, która na ekranach komputerów śledzi każdy krok celebrytów.

Pomysłowość realizatorów przełamuje granice filmu i teatru, tworząc nowy rodzaj widowiska, trochę jak z "Moulin Rouge!” Baza Luhrmanna. Gwarantuję, że w czasie sekwencji tańca zatrzyma się serce wielu widzów. Blichtr carskiej Rosji, który tu podano z zachowaniem angielskiego umiaru, potrafi oczarować bardziej niż piękna kobieta. Nawet tak piękna, jak Keira Knightley.


FOT. FOCUS FEATURES

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski