MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Azer spod Tarnowa

Redakcja
Fot. Wiesław Ziobro
Fot. Wiesław Ziobro
Miał pojechać w tym roku, ale rok był kryzysowy, zabrakło pieniędzy. Pojedzie w przyszłym, jak Bóg da. Już sobie wyobraża powitanie.

Fot. Wiesław Ziobro

Sowieci pojechali do domu. Oprócz Alika...

- Wejdę do domu i padnę od progu przed moimi staruszkami, przed mamą i tatą - mówi drżącym głosem. - Potem, gdy powstanę, przytulę ich z całych sił do siebie. Mam ich za co przepraszać, prosić, by mi wybaczyli.

Przepraszać będzie głównie ojca, wojskowego lekarza z Baku, stolicy i największego miasta Azerbejdżanu.

- To ojciec mi zaplanował życiową karierę, a ja tę karierę zmarnowałem.

Ojciec chciał, by Alik został oficerem Armii Radzieckiej. W tym celu wysłał go aż na Ukrainę do szkoły wojskowej w Czernichowie. Związek Radziecki jeszcze się trzymał. Alik w szkole dobrze się sprawdził, w 1985 roku - jako lejtnant Północnej Grupy Armii Radzieckiej - trafił do Polski, do słynnego garnizonu stacjonującego w Legnicy. Legnicki garnizon był zamkniętym miasteczkiem - na obszarze 17 km kwadratowych liczył 1200 różnych obiektów. To w tym miejscu, w 2008 roku, powstał znany film "Mała Moskwa" - o miłości polskiego żołnierza do żony radzieckiego oficera.

Lejtnant Alik Machmudow odpowiadał za zaopatrzenie i taką samą rolę powierzono mu w budującej się, w głębi sosnowych lasów, bazie łącznościowej wojsk radzieckich w Żdżarach pod Tarnowem. Była druga połowa lat 80., trudne czasy dla zaopatrzeniowców, jednak Alik świetnie się sprawdzał. Z urokiem osobistym, poczuciem humoru, otwarty w stosunku do ludzi, znający polski jeszcze z Legnicy. Brat łata. Znawca tajników handlu wymiennego, wiedział, jak zagadać, jakich użyć argumentów, by zdobyć dla bazy atrakcyjny towar.

Gdy już było wiadomo, że wojska rosyjskie na zawsze opuszczą Polskę, lejtnant Machmudow w 1993 roku otrzymał rozkaz stawienia się - w ciągu miesiąca - w Zakaukaskim Okręgu Wojskowym. Miał dojechać na własną rękę i kontynuować wymarzoną przez jego ojca karierę oficerską.

Nie zjawił się tam nigdy.

- Na koniec pobytu pod Tarnowem bywałem w wielu polskich domach, zapraszany przez ludzi, których tutaj poznałem. Bawiłem się i odpoczywałem po zabawie. Aż przegapiłem termin wyjazdu z Polski. Wtedy wpadła mi do głowy szaleńcza myśl, że zostanę, że nie wrócę do swoich. Rozpad Związku Radzieckiego dodał mi odwagi...

Ujawnia się i znika

Wielu wie, dlaczego Alik tak bardzo nie chciał wracać. Zdążył poznać dziewczynę z okolicy i się z nią związać. Podejrzewano, że z jej powodu młody rosyjski żołnierz postanowił pozostać w Polsce.

Próby zalegalizowania przez Alika Machmudowa pobytu nadają się na scenariusz filmu sensacyjnego. Od 1993 roku, gdy po raz pierwszy ujawnił się w Urzędzie Wojewódzkim w Tarnowie, jego perypetiami żywiły się media. Alik jest im za to wdzięczny. - Gdyby nie dziennikarze, pewnie po powrocie do siebie siedziałbym dziś jako dezerter w więzieniu. Wtedy, gdy się to działo, Azerbejdżan pozostawał pod wpływami Rosji, jeszcze stacjonowały tam rosyjskie wojska. Dostałbym od władz dziesięć-piętnaście lat...

Alik z jednej strony ujawnił się, z drugiej cały czas się ukrywał. W każdym razie był bardzo ostrożny. Czuł, że wokół niego gęstnieje atmosfera. Bał się szybkiej deportacji, ale także różnych posądzeń. Doszły doń słuchy, że sprawdzają go służby specjalne, że ktoś dostrzega w nim rosyjskiego szpiega. Obawiał się również działania "swoich", którzy chcieliby pójść tropem dezertera. Z tego powodu zmieniał często miejsca pobytu, a z życzliwymi mu osobami, które deklarowały pomoc, spotykał się w ustronnych miejscach, często nocą.

- Gdy dzwonił do mnie jakiś dziennikarz, najpierw, przed spotkaniem, pytałem o radę redaktora Szycha z Tarnowa, który opisał moje dzieje. Bałem się, że to jakaś prowokacja, że może ktoś podszywa się pod dziennikarza, żeby mnie zlokalizować. Dopiero w 1998 roku zacząłem rozmawiać z rodzicami przez telefon, wcześniej raz na jakiś czas wysyłałem im list z różnych miejsc.

Alik był zainteresowany rozgłosem na swój temat. Uświadomiono mu, że to jego ostatnia szansa. Pisali o nim, filmowali go i nagrywali. Kiedyś z pewnej redakcji przyjechała pani i mówi: - Panie Machmudow, my za wywiady płacimy. Alikowi, który miał problemy bytowe, pojaśniało oblicze. - To w takim razie proszę przyjeżdżać do mnie co miesiąc! - zaśmiał się.

Krótki materiał o zbiegu z rosyjskiej armii, starającym się o stały pobyt w Polsce, puściła nawet jedna ze stacji telewizyjnych w dniu wyborów parlamentarnych.

Długi czas państwo polskie nie wiedziało, co począć z Alikiem Machmudowem. Piętnastego kwietnia 1994 roku, gdy decyzja o deportacji była nieodwołalna, z powrotem do Polski wrócił za sprawą ukraińskich służb granicznych. Na przejściu w Medyce Ukraińcy zdziwili się: - Gdzie pan chce jechać? Ma pan paszport Związku Radzieckiego, ale takie państwo już nie istnieje! Wybrał się pan donikąd.

Polskim służbom Ukraińcy powiedzieli: - Panowie, tego człowieka chyba wysyłacie w kosmos...

Sowieci do domu, oprócz Alika

Małgosia była w drugim miesiącu ciąży, gdy postanowili się pobrać. Ale jak? Ciągle brakowało Alikowi wiarygodnych dokumentów i coraz bardziej niejasna była jego sytuacja. Mimo to ślub się odbył, tyle że kierowniczka USC w Czarnej dostała potem wielką burę od urzędników z Tarnowa.

Nic nie wychodziło. Ani próba zostania na stałe, ani otrzymanie statusu uchodźcy. Dziesiątego maja 1995 r. urodziła się córeczka Daniela, a na 15 maja przypadł kolejny termin deportacji. Na temat Alika Machmudowa wypowiadali się publicznie kardynał Macharski i minister Geremek. W masarni w Czarnej, w której znalazł robotę i pracuje do dzisiaj, mówili już mu na powitanie: - O, jest ta nasza gwiazda...

Rozpaczliwe starania Alika o pozostanie w Polsce, teraz już z żoną i dzieckiem, obserwowała z ciekawością opinia publiczna. Na ścianie dworca kolejowego w Tarnowie pojawiły się obok siebie dwa napisy: "Sowieci do domu!" i "Zostawcie Alika". "Wszystkie ruskie wojska powinny wyjechać, ale nie Alik!".

Wnet odezwał się Stanisław Szymański, wieloletni sołtys Rzepiennika Strzyżewskiego, który opowiedział prasie historię ze swoich rodzinnych stron. Zaraz po zakończeniu wojny żołnierz Armii Czerwonej zdezerterował, gdyż zakochał się w polskiej dziewczynie i chciał z nią zostać. Wytropili go funkcjonariusze NKWD, którzy jedną celną kulą z pistoletu rozwiązali całą sprawę.

Dziennikarze wciąż interesowali się losem azerskiego uciekiniera. Któregoś dnia jego teściowa, gromadząca każdą notatkę prasową o nim, zauważyła na ekranie telewizora imię Alika. Znalazło się ono w wysłanym do telewizji SMS-ie. Zawołała zięcia, oboje czytali z uwagą, ale okazało się, że nadawca SMS-a miał tylko na myśli kota Jarosława Kaczyńskiego o imieniu Alik...

- Przed niechybnym wyjazdem z Polski uratował mnie Andrzej Brzeski, poseł AWS z Dębicy. Byłem niezwykle zaskoczony, gdy w czasie spotkania odezwał się do mnie w moim języku, po azersku. Okazało się, że pan poseł studiował na politechnice w Baku. Dzięki jego interwencji Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wkrótce wycofało decyzję o deportacji. Pierwszym poważniejszym osiągnięciem było uzyskanie tymczasowego dowodu tożsamości cudzoziemca, później przypadł Alikowi tzw. pobyt tolerowany, a wreszcie - w 2004 roku - otrzymał kartę stałego pobytu. Trzy lata później Alik, muzułmanin, podjął decyzję o zmianie wiary. Ksiądz, który miał udzielić chrztu, zdezorientowany rozglądał się i w końcu zapytał: - No, dobrze, ale gdzie jest to dziecko?

- To ja jestem tym dzieckiem, proszę księdza - odrzekł prawie czterdziestoletni wówczas Alik, pokornie przechylając głowę, by zostać polany wodą.

Powrót do koszar

Na początku 2008 roku Alik Machmudow został obywatelem Rzeczypospolitej. Świętował to wydarzenie, tak jak cała jego rodzina. Strach przed wyrzuceniem go z Polski minął po kilkunastu latach. Lęk opuścił też Małgorzatę, która nigdy nie była pewna, co stanie się z jej mężem.

W tym czasie - na zaproszenie Małgorzaty - wybierał się już w podróż do Polski Hakwerdi Machmudow, starszy brat Alika. Bracia nie widzieli się 18 lat. Na warszawskim Okęciu Hakwerdi wysiadł z samolotu w cienkim płaszczyku i półbutach. W Polsce był listopad, minus 5 stopni, w Azerbejdżanie przed wyjazdem - plus 19. W domu, w Dębicy, na przyjazd brata czekała telewizja. Hakwerdi chwycił się za głowę: - Co to jest? Co się dzieje?

Brat przyjechał do 24-metrowego mieszkanka zajmowanego przez Alika, jego żonę, 14-letnią Danielę i 12-letniego Daniela.

- Ciasnota jest wielka, ale i tak byliśmy szczęśliwi, gdy Edward Brzostowski, będąc burmistrzem, pomógł nam w załatwieniu tego mieszkania. Wcześniej mieliśmy tylko pokoik w hotelu robotniczym. Mieszkanie znajduje się w budynku zlikwidowanej jednostki Wojska Polskiego. Kiedyś sobie pomyślałem: wyszedłeś, chłopie, z koszar i znowu do koszar wróciłeś!

Niekończących się rozmów między Alikiem i bratem było bez liku. Mieli na to dwadzieścia dni.

- W tym roku planowałem wyjazd z całą rodziną, lecz plany trzeba odłożyć na przyszły rok - mówi Alik. - Spodziewali się mnie, córka brata zmieniła nawet termin swojego wesela. Teraz pojedziemy na sto procent. Mama już ubolewa, że odejdzie z tego świata i mnie nie zobaczy. Wiem, że gdy wszyscy wokół dowiedzą się, że przyjeżdżam, to na powitanie przyjdzie ze sto osób. Kiedyś odbieram telefon w domu, a tu ktoś zagaduje do mnie po azersku. Zdziwiłem się. Był to mój kolega ze szkoły, siedział w jednej ławce. Wielu mnie ciągle pamięta...

Alik wciąż żyje podróżą. Obmyśla różne scenariusze. Wie na pewno, że uklęknie przed matką i ojcem. Wie też, że nie powie im, że zmienił wiarę. Czasem trochę boi się tego wyjazdu i spotkania po tylu latach.

- Hakwerdi podczas pobytu u mnie wspomniał, że nie wyobrażam sobie, co się działo w naszej rodzinie, gdy nie wróciłem z Polski. Gdy chciałem się więcej dowiedzieć, brat wychodził z pokoju i milczał.

Wiesław Ziobro

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski