Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bajkowy nastrój Jana Himilsbacha

Redakcja
Właściwie nie wiadomo o nim nic pewnego. Według legendy sam stworzył 700 wersji swego życiorysu. Ba, nawet według oficjalnego aktu chrztu miał urodzić się 31 listopada 1931 roku - a więc w dniu nieistniejącym.

Włodzimierz Jurasz: RECENZJA

Pewne jest jednak, że był znakomitym aktorem i bardzo dobrym pisarzem. A przede wszystkim jedną z legend czasu PRL-u i kopalnią anegdot, prawdziwych i zmyślonych, często funkcjonujących w różnych wersjach.

Właśnie takim zbiorem anegdot jest książka Anny Poppek "Rejs na krzywy ryj, czyli Jan Himilsbach i jego czasy", opublikowana przez niewielkie krakowskie wydawnictwo vis-a-vis/etiuda i wydawnictwo A. Liber ze Skały. Co ważne, przy pisaniu tej książki autorce i wydawcy udało się nakłonić do współpracy słynną Basicę, żonę Jana Himilsbacha, niezbyt przychylnie nastawioną do ludzi o jej mężu piszących (niestety, Basica wydania książki nie doczekała, zmarła na kilka dni przed skierowaniem jej do druku).

Poniekąd trudno się owej niechęci pani Himilsbachowej dziwić. "Już za życia był legendą. Pracował nad nią w pocie czoła: w najsłynniejszych warszawskich knajpach, na planach filmowych, nad maszyną do pisania. Znał wszystkich, których należało znać w jego epoce i wszyscy go znali. Panował swoisty snobizm na Himilsbacha. Każdy, kto chciał zaszpanować w towarzystwie, powinien pochwalić się, że pił z nim wódkę" - pisze we wstępie Anna Poppek.

Bo rzeczywiście, alkohol towarzyszył Himilsbachowi przez całe życie, stał się wręcz jego znakiem rozpoznawczym i powodem przedwczesnej śmierci w roku 1988. Ale - paradoksalnie - przyczyniał się nawet do jego sukcesów. Takich, jak genialna scena z "Rejsu", w której Zdzisław Maklakiewicz dzieli się refleksją na temat polskiej kinematografii, a Himilsbach (będący naówczas "po spożyciu") słucha go w wielkim i jakże plastycznym skupieniu. Wedle wielu relacji to skupienie (widoczne zresztą nie tylko w tej scenie) brało się stąd, że Himilsbach miewał problemy z zapamiętaniem swych kwestii, a nawet ze zrozumieniem kwestii wygłaszanych przez partnerów...

Podobnie niepewne, jak wspomniane wyżej fakty biograficzne, są relacje na temat charakteru Himilsbacha. Bywał wobec dam niezwykle szarmancki, ale zdarzały mu się zachowania niezbyt uprzejme. Pewnego razu założył się, że podejdzie do Magdaleny Samozwaniec i potraktuje ją mocnym słowem na "k". Plan zrealizował, ale "Samozwaniec, której nie brakowało refleksu i dowcipu, wstała, rzuciła mu się w ramiona i siarczyście ucałowała go w policzki. - Jasiu! - krzyknęła.- Dziękuję! Od trzydziestu lat nikt nie powiedział mi takiego komplementu" - pisze Anna Poppek. Ale w tym wszystkim nie był Himilsbach pozbawiony wrażliwości i tzw. wyższych uczuć. "Kiedy jakaś starsza kobieta zwróciła mu uwagę, żeby nie pił w miejscu publicznym, odparł: - Ja tylko wprowadzam do organizmu bajkowy nastrój".

Oprócz anegdot książka Anny Poppek przynosi też wiele interesujących, nie wszystkim jeszcze znanych informacji. Przez wiele lat Himilsbach pracował nad (podobno okropną) powieścią o komunistycznym działaczu Marianie Buczku. Nazwisko Sidorowski, jakie nosi jego bohater z "Rejsu", to ponoć nazwisko pewnego szefa SPATIF-u, który zabronił wpuszczania Himilsbacha do lokalu.
Zgodnie z przywołanym twierdzeniem, iż znajomość z Himilsbchem nobilitowała i nobilituje, i ja nie mogę oprzeć się chęci przywołania pewnego wspomnienia. W roku 1980 organizowaliśmy w Krakowie, pod patronatem Związku Literatów Polskich, zjazd młodych pisarzy. Wśród zaproszonych klasyków znalazł się i Himilsbach. Już pierwszego dnia, po przyjeździe ekspresu z Warszawy, koledzy ze stolicy lojalnie uprzedzili nas, że Himilsbacha trzeba było z "warsu" wynosić. I stało się. Podczas inauguracyjnego przemówienia, wygłaszanego w Klubie Literatów przy ul. Krupniczej 22 przez Jana Pieszczachowicza, na salę wtargnął on. Przerwał przemówienie, wygłaszając, na chwiejących się nogach, następującą kwestię: - Chciałbym podziękować Wisławie Szymborskiej i Adamowi Włodkowi. To oni zrobili ze mnie tego, kim jestem...

Ostatniego dnia zjazdu z kolei siedzieliśmy przy stoliku z pewnym kolegą i jego atrakcyjną małżonką w kawiarni "U Literatów". Wszedł Himilsbach, dosiadł się do nas i - w niedwuznacznym celu - zaczął podsuwać Basi 500 złotych. W zasadzie któryś z nas, zwłaszcza jej mąż, powinien dać mu w pysk, powstrzymała nas jednak typowa, przejawiana wobec Himilsbacha przez wszystkich, wyrozumiałość...

Już pierwszego dnia zjazdu starsi pisarze rozpoczęli śledztwo, usiłując dociec, kto wpadł na genialny pomysł zaproszenia Himilsbacha na tę imprezę.

Stchórzyłem. Nie przyznałem się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski