Pierwsza z wymienionych ekspozycji zbudowana została w napięciu pomiędzy „logiką” i „emocją” – jak zresztą wskazuje tytuł. To dwa słowa-klucze do zrozumienia nie tylko sztuki japońskiej, ale przede wszystkim kultury i obyczajowości państwa Dalekiego Wschodu.
Są na niej obecne najważniejsze wizualne sygnały z tamtego rejonu, nieraz bardzo wymowne. Zobaczymy eksperymenty ze współczesną technologią i elektroniką wprost z Doliny Krzemowej – wkradając się w życie człowieka, zakłóca je, zmienia jego bieg. W pracy Tatsuo Miyajimy tętniące diody, spięte „żyłami” kabli, jakby zaczynają żyć.
Jakby w opozycji do wszech-obecnej techniki Teppei Kaneuji stara się zakonserwować w swojej sztuce prawdziwe życie. Zatapia w gipsie codzienne przedmioty, tworząc z nich skomplikowane układy form.
Ciekawie wypadają też odwołania do japońskiej tradycji komiksów Manga. Na planszach Yuichi Yokoyamy z ust narysowanych postaci wychodzą puste dymki. Brak słów? Brak kontaktów? A może pustka popkultury? Podobnie jest z plakatowymi tapetami Kazunari Hattori, odwołującymi się do tradycji rysunkowej, ale i do estetyki gier komputerowych.
Znakomicie wypada też sztuka Kojiego Enokury. To dzieła próbujące pogodzić naturę z wytworami ludzkiej cywilizacji, o co apelował nurt japońskiej sztuki Mono-ha. Widać tu precyzję i umowność, operowanie znakiem – cechy tak ważne w japońskiej tradycji.
Wystawę potraktować można jako opowieść o zagubieniu i wyalienowaniu jednostki w poukładanym, japońskim świecie, próbie szukania balansu między naturą i cywilizacją. Dziwi natomiast nieobecność sztuki nurtu opierającego się na kulturze porno. Ekscentryczne podejście do seksu to przecież jedna z cech japońskiej kultury, o czym możemy się przekonać choćby w sztuce Nobuyoshi Arakiego. To akurat dostrzegalny brak.
Prezentacja filmów Omera Fasta to z kolei zaglądanie na zaplecze życia w różnych jego odsłonach – od zakładu pogrzebowego po doświadczenia aktorów filmów pornograficznych. Z jednej strony mamy intymny wręcz kontakt z ludzkimi opowieściami, z drugiej – przełamywanie konwencji filmowej. Jakbyśmy podsłuchiwali rozmowy na planie, podglądali przygotowania do kręcenia sceny. Wszystko w dobrze zaaranżowanej przestrzeni, podzielonej na „sale kinowe” zatopione w czerni. Świetnie to współgra z tym, co na ekranie. Wreszcie przestrzeń tej sali udało się spiąć z tematyką wystawy.
Na koniec rozczarowanie – czyli młoda sztuka izraelska w osobach Bena Hagariego i Nadava Bin-Nuna, pokazywana w mocakowej galerii Re. Opowieść o poszukiwaniu tożsamości, odrębności w rodzinie, miejsca w świecie, momentami ociera się o pretensjonalność. Chybiona egzaltacja, nadmiar formy i gestów zepsuł nawet ciekawy koncept.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?