Bardzo szybkie wybory

Dla komitetów, które nie mają struktur partyjnych, zebranie 100 tys. podpisów w tak krótkim czasie będzie praktycznie niemożliwe. A do tego jeszcze wcześniej komitety muszą zebrać tysiąc podpisów popierających jego utworzenie. I będą mieć na to tylko pięć dni od dnia zarządzenia wyborów.

Tak krótkie terminy oznaczają, że realne szanse na zgłoszenie kandydatów na prezydenta mają tylko duże partie, czyli Platforma Obywatelska, Prawo i Sprawiedliwość, Sojusz Lewicy Demokratycznej i Polskie Stronnictwo Ludowe. Można się więc spodziewać, że w wyborach wystartuje zaledwie czterech kandydatów. A dziś trudno nawet powiedzieć, czy po ostatniej tragedii wszystkie duże partie zdecydują się wystawić swojego kandydata.

Mała liczba kandydatów na prezydenta to łatwiejsze głosowanie dla wyborców. To jednak poważny problem dla organizatorów wyborów. Członkowie obwodowych komisji wyborczych, odpowiadających za przebieg głosowania w komisjach i późniejsze liczenie głosów, powoływani są spośród kandydatów zgłoszonych przez komitety. Zwykle brakowało miejsc dla chętnych do pracy w tych komisjach, teraz trzeba będzie je uzupełniać urzędnikami. Tyle tylko, że można to zrobić do minimalnego składu, a więc do pięciu osób w komisji.

- Przy nowych przepisach, choćby dotyczących głosowania przez pełnomocników, tak nieliczny skład oznacza cięższą niż zwykle pracę, choć wybory prezydenckie są teoretycznie najprostsze do przeprowadzenia - powiedział nam jeden z krakowskich urzędników, odpowiedzialny za organizację wyborów w mieście.

Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski zapowiedział, że chce dzisiaj ogłosić termin wyborów prezydenckich. Najpóźniej mogą się one odbyć 20 czerwca, co oznacza, że w razie konieczności zorganizowania drugiej tury odbyłaby się ona 4 lipca. .

Grzegorz Skowron