Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo nie miał kobiecej cierpliwości...

Redakcja
17 maja w krakowskim sądzie zapadł precedensowy wyrok. Beata P. została skazana za dyskryminację ze względu na płeć. Kobieta nie zatrudniła Krzysztofa Szafrańca w firmie hodującej rośliny, bo mężczyźni - co jest dowiedzione naukowo - są mniej dokładni i niecierpliwi. Obwiniona nie chciała z nami rozmawiać. Czuje się skrzywdzona przez dziennikarzy. Wie jednak jedno: Teraz trudno będzie temu panu gdziekolwiek znaleźć pracę.

Katarzyna Kachel

   Wszystko zaczęło się w kwietniu 2004 roku. Wtedy to krakowska firma, zajmująca się hodowlą roślin, złożyła w Grodzkim Urzędzie Pracy ofertę. Potrzebowała dokładnego i czystego laboranta. Ważne, by miał zdolności manualne.

Oferta, czyli facetów

   Pracownicy GUP znaleźli kandydata, którego umiejętności odpowiadały wymogom firmy.
   - Dostałem tę ofertę w maju. Byłem wtedy od roku bezrobotny, szukałem pracy. Ta odpowiadała moim zainteresowaniom, dlatego bardzo się ucieszyłem - wspomina Krzysztof Szafraniec.
   Krzysztof ma 35 lat, jest magistrem geologii, a także byłym doktorantem w Instytucie Nauk o Środowisku Uniwersytetu Jagiellońskiego, kierunek: genetyka populacyjna.
   W ofercie pracy nie było mowy o konkretnych kwalifikacjach. Firma potrzebowała pracownika o wykształceniu średnim lub zawodowym, tak by mógł z powodzeniem zajmować się cięciem roślin. Wśród innych wymagań podana była czystość, dokładność i zdolności manualne. Wynagrodzenie miało wynosić 1056 zł brutto.
   - Nie przeszkadzało mi to, że jest to praca fizyczna i tak słabo płatna. Na początek by mi to wystarczyło. Nie chciałem zresztą gardzić żadną propozycją. Szczerze mówiąc, liczyłem, że za dobrze wykonywaną robotę będzie szansa na podwyżkę - mówi Szafraniec.
   Zatelefonował, by dowiedzieć się czegoś więcej. - Przedstawiłem się, powiedziałem, w jakim celu dzwonię - _wspomina. - Kobieta, z którą rozmawiałem, po krótkiej konsultacji z inną panią rzuciła do słuchawki: Nie chcemy tu mężczyzn.
   Pomyślał, że to żart. Nazajutrz osobiście wybrał się do niedoszłego pracodawcy. Beata P., zajmująca się zatrudnianiem pracowników, nie pozostawiła mu jednak złudzeń. - _My tu facetów nie chcemy
usłyszałem, kiedy wyjaśniłem, po co przychodzę - _wspomina Krzysztof Szafraniec. - _Zdenerwowało mnie to, bo nie zdążyłem jeszcze nic o sobie opowiedzieć. Zapytałem więc wprost: dlaczego pani nie pyta o moje kwalifikacje? Dowiedziałem się, że to nie ma żadnego znaczenia, bo k_obiety lepiej pracują w laboratorium i jest to dowiedzione naukowo._
   Dyskusja na nic się nie zdała. Próba przekonania Beaty P., że mężczyźni też mogą być manualnie uzdolnieni, wypadła blado. Nie pomogła także informacja, że Krzysztof pracował już w laboratorium, z wieloma kobietami, i radził sobie równie dobrze jak one.
   Na ofercie pracy Beata P. wpisała, że kandydat nie spełnia wymogów. Podczas późniejszych przesłuchań twierdziła, że zaproponowała mu wpisanie się na listę oczekujących na zatrudnienie.

Przesłuchanie,

   Krzysztof Szafraniec odniósł ofertę do Grodzkiego Urzędu Pracy. - Nie omieszkałem opowiedzieć tam, jak zostałem potraktowany w firmie. Dodałem, że tak naprawdę prawdziwym powodem nieprzyjęcia mnie do pracy jest moja płeć, a nie brak umiejętności - wspomina. - Poradzono, bym napisał skargę, w której mam wypunktować wszystkie zarzuty wobec pracodawcy. Zrobiłem to, choć bez przekonania. Właściwie zapomniałem o całej tej historii.
   Dziś mówi, że nigdy nie przypuszczał, iż sprawa nabierze takiego rozpędu i rozgłosu. Jego skarga trafiła do Oddziału Kontroli Legalności Zatrudnienia przy Wydziale Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego. Kiedy przyszło do niego zawiadomienie z wyznaczonym terminem przesłuchania, zrozumiał, że to nie żarty.
   Rafał Barket, inspektor, który prowadził sprawę, przyznaje, że gdy dostał do ręki skargę Krzysztofa Szafrańca, miał mieszane uczucia.
   - Przyzwyczailiśmy się do dyskryminacji kobiet, a tu trafia do nas informacja, że odmówiono pracy komuś tylko dlatego, że jest mężczyzną. To była pierwsza tego typu sprawa w całej Polsce. Byliśmy zaskoczeni. Po spotkaniu z pokrzywdzonym nie miałem już złudzeń, że sytuacja jest poważna. Po przesłuchaniu Beaty P. byłem pewien, że doszło do złamania prawa - _opowiada.
   Inspektor Barket przesłuchiwał Beatę P. w październiku 2004 r. - _Nie zgadzała się z przedstawionymi jej zarzutami. Jednocześnie z jej wypowiedzi jasno wynikało, że nie zatrudniła Krzysztofa Szafrańca dlatego, że był mężczyzną, a ci, jak mówiła, są po prostu gorsi, co zostało "naukowo udowodnione" - _zauważa inspektor.
   Beata P. podkreślała podczas przesłuchań, że praca laboranta wymaga kobiecej cierpliwości i wysokich zdolności manualnych. Przyznała wprawdzie, że ogólnie rzecz biorąc nie ma przeszkód, by zajęcie to wykonywał mężczyzna. Jej firma nawet zatrudniała kilku takich do prac przy roślinach. Jednak żaden z nich - jak zauważyła - nie wytrzymał długo.
   Jak Beata P. przyjmowała zwykle kandydatów do pracy? Pytała o wykształcenie, czyli - jak uściślała
- "jaką dziedzinę wiedzy kandydat posiada"._ Najważniejsze jednak były umiejętności manualne przyszłego pracownika. Z praktyki wiedziała, że zdolności mężczyzn są tu mniejsze od zdolności kobiet.

Rozprawa, czyli dlaczego lepiej wykształceni mniej szanują pracę

   Jaka praca przeszła Krzysztofowi Szafrańcowi koło nosa? Siedzenie przez 8 godzin w jednym miejscu, z przerwą na 20-minutowy posiłek. W prawej ręce trzymałby pincetę, w lewej obsadkę lub skalpel chirurgiczny. Za pomocą tych narzędzi ciąłby rośliny do zadań laboratoryjnych. To nie koniec. Do jego obowiązków jako laboranta należałoby także przemywanie słoików do hodowania roślin oraz metkowanie ich.
   - Wszystko to świetnie umiałem i mogłem spokojnie wykonywać - zapewnia Krzysztof Szafraniec.
   Beata P. miała odmienne zdanie.
   Inspektor Rafał Barket nie potrzebował więcej dowodów. W grudniu 2004 r. do Sądu Rejonowego dla Krakowa-Krowodrzy, IV Wydziału Grodzkiego Sekcji ds. Karnych wpłynął wniosek policji pracy o ukaranie Beaty P. - Za co? Za to, że odmówiła zatrudnienia kandydata ze względu na jego płeć - informuje inspektor. - Było to wykroczenie przeciw Ustawie o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy z 2004 roku.
   Na pierwszej rozprawie Beata P. żądała, by z sali wyproszono dziennikarzy. Jej pełnomocnik chciał odebrać także film fotoreporterowi, który zrobił kobiecie zdjęcie. Sędzia nie wyraził zgody.
   Beata P. nie zgadzała się ze stawianymi jej zarzutami. _"_Nigdy nie powiedziałam temu panu, że nie zostanie zatrudniony ze względu na płeć" - zapewniała podczas rozprawy. Twierdziła, że nie przyjęła Krzysztofa Szafrańca do pracy, gdyż na to miejsce było ok. 70 chętnych. Do tego miał wyższe wykształcenie, co wiązało się z większymi kosztami pracowniczymi; oni szukali kogoś najwyżej ze średnim. "Firma musi dbać o obniżenie kosztów" - informowała. Stwierdziła także, że osoby z wykształceniem średnim bardziej szanują pracę.
   Na temat możliwości mężczyzn miała jednak niezmiennie tę samą odpowiedź. "Nie wyrabiali normy" - twierdziła. Norma to 33 sekund na jedną roślinę. W ciągu 8 godzin trzeba uciąć 800. Mężczyźni zwykle cięli 600. "Kobiety są też bardziej dokładne, co jest uwarunkowane genetycznie" - można było kolejny raz usłyszeć podczas rozprawy.
   Sędzia Monika Prokopiuk uznała Beatę P. za winną. "Brak__naukowych potwierdzeń, że mężczyźni są mniej zdolni manualnie i dokładni czy też niecierpliwi. Są zawody, w których wymaga się zdolności manualnych, jak stylista, krawiec, fryzjer czy cukiernik, w których mężczyźni odnoszą sukcesy, co przeczy teoriom wysuwanym przez obwinioną" - stwierdziła. Jej zdaniem Beata P. złamała nie tylko zapisy kodeksu pracy, ale także Konstytucji RP i prawa wspólnotowego UE, zakazujących dyskryminacji w pracy ze względu na płeć. Sąd ukarał skazaną grzywną w wysokości 3 tys. zł.

Epilog

   Rafał Barket nie ukrywa, że jest zadowolony z finału sprawy. - Wygraliśmy - mówi. Nie jest to bez znaczenia, bowiem wpłynęło kolejne zawiadomienie od dyskryminowanego mężczyzny, który nie dostał pracy, bo nie był kobietą i nie miał mniej niż 30 lat. Ryszard Krząścik, kierownik oddziału Kontroli Legalności Zatrudnienia, przypuszcza, że spraw takich będzie coraz więcej. - Rynek pracy jest tak ubogi, że polskim pracodawcom wydaje się, że mogą łamać wszystkie przepisy. W całej Europie nie ma tylu nieprawidłowości, co u nas - zauważa.
   Jak po wygranej sprawie czuje się Krzysztof Szafraniec?
   - Nie chcę, by ludzie sądzili, że jestem biednym,__dyskryminowanym mężczyzną - podkreśla. - Nie chcę też, by myśleli, że uparłem się, by udowodnić komuś za wszelką cenę, że mnie skrzywdzono. Nie! Chciałem tylko, by pracodawcy wiedzieli, że nie można kierować się swoimi uprzedzeniami przy doborze pracowników, bo jest to oburzając_e. _Nie zależało mi na karze, ale na sprawiedliwości - mówi.
   Nie żałuje niczego. Ani skargi, ani rozprawy. - Choć niektórzy myślą, że to ja złożyłem pozew i dostałem te pieniądze (a tak nie jest). Wiem, że większość popiera mnie i rozumie moje oburzenie. Wiem też, że inni będą mieli łatwiej. Przetarłem im szlaki - dodaje.
   Beata P. nie chciała z nami rozmawiać, była roztrzęsiona. - Nikt podczas całej rozprawy nie pytał mnie o moją wersję wydarzeń, żaden dziennikarz do mnie nawet nie zadzwonił. Pani jest pierwsza - usłyszałam. - Nie zamierzam jednak skorzystać z tej okazji i powiedzieć, co na ten temat myślę.__Postanowiłam nie komentować całej tej historii. I będę w tym konsekwentna.
   Krzysztof Szafraniec wciąż szuka pracy.

Andrzej Zoll rzecznik praw obywatelskich:

- Skargi i sprawy dotyczące dyskryminacji mężczyzn trafiają do mnie rzadko. Najczęściej są to sprawy związane z prawem rodzinnym. Nigdy nie zwrócił się do mnie mężczyzna, który ze względu na płeć nie został przyjęty do pracy. Myślę, że spraw takich może być coraz więcej, bo stosunki pracy bardzo się zmieniają. Okazuje się dziś, co mnie zresztą smuci, że nie ma wyłącznie zawodów kobiecych i wyłącznie męskich. A przecież nie wyobrażam sobie kobiety górnika. Żyjemy w czasach, gdy prawa są równe, ale myślę, że przede wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek.

   

BogumiŁa Walkowiak kierownik działu pośrednictwa pracy i poradnictwa zawodowego w Grodzkim Urzędzie Pracy w Krakowie:

- Bardzo się cieszę, że ta sprawa tak się skończyła. Pracodawcy będą mogli wyciągnąć z niej wnioski. Często się zdarza, że w ofercie dyskryminują kogoś ze względu na płeć lub wiek. Musimy im tłumaczyć, że to niezgodne z prawem i grozi za to kara grzywny. Zdarzyło się, że pracodawca chciał młodszych pracowników, raz mieliśmy sugestię dotyczącą wyznania kandydata. Zdarza się, że firmy nie chcą zatrudniać Romów. To dobrze, że sprawa dyskryminacji ze względu na płeć nabrała takiego rozgłosu. Będzie nam teraz łatwiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski