Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brudny glina

Redakcja
Policja to niekończący się temat filmowy. Mieliśmy i Brudnego Harry’ego, i złego porucznika, i piekielne "Infernal Affairs” przerobione na "Infiltracę”. Głośny "Brudny glina” ("Rampart”, wydany niedawno na DVD) Orena Movermana to próba spojrzenia na zawód stróża prawa z punktu widzenia amerykańskiego kina niezależnego.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Zaczyna się bardziej jak dokument niż film fabularny. Podglądamy rozmowę trzech policjantów, którzy stoją obok ikonicznych rekwizytów – radiowozów. Brutalny język, mocne słowa, cięte uwagi – od razu widać, że film nie ucieka od bezkompromisowego spojrzenia. Na pierwszy plan wysuwa się łysy mężczyzna w klasycznych okularach awiatorach. Widzowie szybko rozpoznają w nim Woody’ego Harrelsona, jednego z najbardziej charakterystycznych, a zarazem charyzmatycznych aktorów Hollywood, odtwórcę głównej roli z "Urodzonych morderców”.

Tu kreuje również podobną postać, tyle że stoi po drugiej stronie barykady. David Douglas Brown jest Brudnym Harrym do potęgi. Szybko wyjaśnia widzowi (i policyjnej partnerce), że na ulicy panują prawa dżungli. On się w nich doskonale orientuje. Wie, jak nastraszyć, umie przyłożyć, nie czuje strachu, a z przemocą fizyczną jest od dawna skumplowany. Do czasu jednak – okazuje się, że nie każde nagięcie prawa ujdzie bohaterowi na sucho.

Moverman, autor głośnego filmu "W imieniu armii”, ucieka od klasycznego schematu. Esencją filmu nie są pościgi, strzelaniny ani bijatyki, lecz to, co wydaje się najbardziej interesujące, a jednocześnie w kinie policyjnym często pomijane – psychologia bohatera. W tym kontekście blisko "Brudnemu glinie” do "Złego porucznika” Abla Ferrary czy "Inflitracji” Martina Scorsese. Reżyser podpatruje życiowe zakręty. Ucieka od efektowności, nie pozwala się uwieść kinu gatunkowemu. "Brudny glina” to przede wszystkim opowieść o człowieku, nie zaś o pościgu za przestępcami.

Główny bohater funkcjonuje na skraju załamania nerwowego. Jest oddanym policjantem, któremu wydaje się, że znalazł idealny patent na wykonywanie zawodu. Emocje i empatię schował głęboko w szufladzie, zastępując je bezdusznością i brutalnością. Nie jest jednak postacią jednowymiarową. Jego relacje z córką czy dwoma żonami sugerują, że kiedyś pewnie stał po właściwej stronie. Zbieg okoliczności i odhumanizowana praca sprawiły, że wkroczył w jądro ciemności. Stał się kimś na podobieństwo replikanta z "Łowcy androidów”, bezdusznej maszyny, którą wychwyciłby test Voighta-Kamffpa. Postać przerażająca, a zarazem smutna, pełna rozdarcia. Reżyser stawia ją w sytuacji totalnego osamotnienia i wyautowania. Podgląda, jak zachowuje się człowiek, któremu odebrano wszystko, co naprawdę kochał.

"Brudny glina” nie jest emocjonującym kinem policyjnym. Nie trzyma w napięciu jak dobry thriller. Ba, można nawet z całą pewnością napisać, że – patrząc w punktu widzenia kina akcji – niewiele się tu dzieje. Trzeba jednak spojrzeć inaczej. Polecam skupić się na wnikliwym portrecie rozdartego człowieka. Wtedy odkryjemy, jak głęboko zanurza się ten film.


Fot. Monolith

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski