Budżet uchwalony w czwartym podejściu

10-osobowa koalicja za każdym razem głosowała za budżetem, a 10-osobowa opozycja była przeciw. Patowa sytuacja w radzie gminy powstała ze względu na chorobę jednego z radnych.

Począwszy od 22 grudnia radni spierali się, wyszukiwali powody do tego, żeby nie przegłosować jednej z najważniejszych uchwał w roku. W styczniu trzy razy na sesjach zajmowali się sprawą budżetu, a ponadto spotykali się na tzw. negocjacjach w tej sprawie.

Radnych koalicji reprezentowali: Andrzej Krawczyk, Wojciech Stępień i Jacek Kozera, a opozycji: Dorota Kęsek, Jerzy Cywicki i Edmund Dąbrowa.

Niektórzy wątpili, czy spotkania były negocjacjami. Mieli świadomość, że negocjacje to ustępstwa z obu stron. W przypadku zabierzowskiego budżetu te ustępstwa robiła głównie koalicja, bo zależało jej na uchwaleniu budżetu i uratowaniu wielu ważnych przedsięwzięć. Opozycja dostała w budżecie niemal wszystko, co chciała - nawet ograniczenie uprawnień wójta w kwestiach majątkowych, czyli wprowadzania nowych inwestycji do budżetu.

Gdy nad budżetem pracowały komisje Rady Gminy, wszystkie pozytywnie zatwierdziły jego projekt, także głosami radnych opozycyjnych. Potem nagle na sesji opozycja głosowała przeciw. Już nie troska o finanse, a lokalna polityka wzięła górę.

Gdyby opozycja tkwiła w uporze i nie głosowała za budżetem, to zablokowałaby wszystkie inwestycje na ten rok, także te, o które sama zabiegała. Budżet dla gminy uchwaliłaby Regionalna Izba Obrachunkowa.

Jak dowiedzieliśmy się, w takiej sytuacji RIO eliminuje wszystkie inwestycje z wyjątkiem tych, na które już zostały podpisane umowy.

W Zabierzowie mogłaby być kontynuowana budowa szkoły i niewiele więcej. Mimo, że budżet opiewa na 116 mln zł, nie rozpoczęłoby się żadne nowe zadanie, ani modernizacje dróg, ani budowa chodników (nawet w najbardziej niebezpiecznych miejscach), ani boisk, placów zabaw. Radni Zabierzowa byli blisko takiej sytuacji, ale nie doszło do tego, bo przyjęli uchwałę budżetową.